1

3.5K 145 17
                                    

- Diana, rusz się! - mój brat jak zwykle jest niecierpliwy i mnie pogania.
- To nie moja wina, że ten wózek jest taki ciężki! Gdybyś mi pomógł z tym, to byłoby łatwiej! - to, że jestem młodsza nie znaczy, że jestem potulna wobec mojego brata, ani nikogo innego. Taki już jest mój ślizgoński charakter.
- Dzieci spokojnie. - uspokajała nas mama, ona też była w Slytherinie. Może ma lekkie uprzedzenia wobec czystości krwi, ale jest dobrą osoba z wielkim sercem.
- Jeśli ona się nie pospieszy, to na pewno się spóźnimy na pociąg.
- To mi pomóż.
W końcu się udało i oboje byliśmy w pociągu.
- Dobra młoda, idziemy szukać Terrenca i reszty.
- Rozumiem, że chodzi o Higgsa ? - jeden z kumpli mojego brata z drużyny. Nie za bardzo go lubię, ale lepiej to ukrywać, niż mówić wprost. Bezpieczniej jednak jest wtedy, kiedy nie masz wrogów w swoim domu.
- Jasne że chodzi o niego. Ty to jednak za knuta sprytu nie masz. Jak ty się dostałaś do Slytherinu?
- Też się zastanawiam...

Gdy dotarliśmy już do przedziału ze znajomymi mojego brata, postanowiłam odłączyć się od niego i poszukać moich przyjaciół. Na szczęście większość Ślizgonów zajmuje przedziały blisko siebie, więc moi znajomi siedzieli w przedziale dosłownie obok.
- Diana! - usłyszałam głośne krzyki moich przyjaciółek, od razu po tym jak otworzyłam drzwi.
- Hej wszystkim. - ledwie co umiałam cokolwiek powiedzieć, prze wiszącą na mojej szyi Sophie. Dziewczynę o długich, falowanych, brązowych włosach i przenikliwych piwnych oczach.
- Pomóc ci z tym Diano? - zapytał stojący obok nas blondyn, wyższy ode mnie o jakieś pół głowy. Jego oczy były niebieskie jak woda w oceanie i równie zimne.
- Dziękuję ci Ryan. - uważnie przyjrzałam się mu - Przed wakacjami byłeś jakiś niższy. - wszyscy w przedziale się zaśmiali.
- No cóż droga Diano. Zaczynamy trzeci rok nauki, dorastamy, więc to oczywiste, że w końcu musiałem cię przerosnąć. Nie mamy przecież już jedenastu lat.
- Taaa, te piękne czasy, gdy byłam wyższa od ciebie i mądrzejsza... A nie wróć mądrzejsza dalej jestem! - i znów w cały przedziale zapanował hałas przez nasz śmiech.
- Ty Diano to nic, a nic się nie zmieniłaś. Wredna jak zawsze. - powiedziała siedzącą pod oknem Madison. Ona wyróżniała się na tle innych Ślizgonów, miała kręcone, rude włosy i przepiękne niebieskie oczy, schowane za okularami.
- I za to właśnie mnie kochacie. Mam racje Madie? - uśmiechnęłam się chytrze do przyjaciółki.
- Ależ oczywiście. - odpowiedziała.
- A wracając do dorastania, to Ryan nie ma racji. - stwierdziła Sophie, która siedziała obok Madie. Ja natomiast usadowiłam się naprzeciwko niej, obok Ryana.
- Jak to? - oburzył się chłopak.
- No nie wszyscy dorastamy, a raczej nie wszyscy dojrzewamy. Wiecie o kim mówię, co nie?
- Czyżby chodziło ci o klony? - zaśmiałam się.
- Dokładnie! Oni nigdy nie dorosną! Ile można robić innym żarty i głupie dowcipy? - Soph była tym ewidentnie zbulwersowana. No cóż na jej miejscu też bym była, bo Weasleye zawsze robią jej najwięcej żartów. Takie życie...

Po tym nasza rozmowa zboczyła na inne tematy. Po jakiejś godzinie musiałam się przejść, bo mi nogi zaczynały drętwieć. Wyszłam z przedziału i skierowałam się w stronę przodu pociągu. Nagle zauważyłam przede mną dwie rude czupryny, które bardzo dobrze znałam. Bliźniacy Weasley znów pewnie knuli jakiś żart, który był przewidziany dla uczniów domu węża. Stwierdziła, że lepiej będzie jak wrócę i ostrzegę innych, ale niestety mnie zauważyli.
- Czy mnie oczy nie mylą czy to panna Flint? - na te słowa przeszedł mnie dreszcz.
- Nie mylą drogi bracie, to ona.
Powoli się odwróciłam i zobaczyłam, że chłopaki stali tuż za mną. Oni byli jeszcze wyżsi od Ryana, na ich piegowatych twarzach widniały wielkie uśmiechy, a w ich brązowych oczach był błysk rozbawienia.
- Czego Weasley? - odpowiedziałam tak szorstko, jak tylko mogłam. Ogólnie nic do nich nie miałam, ale jednak irytowały mnie ich żarty, bo zazwyczaj ich ofiarami byli Ślizgoni.
- Jak zawsze miła. - zaczął jeden.
- I jak zawsze z oklepaną formułką. - skończył drugi.
- To znaczy?
- Zdanie i nazwisko. Wszyscy tak u was mówią? - odpowiedział drugi.
- Nie, tylko wtedy, gdy jesteśmy zmuszeni do rozmowy z kimś, z kim nie chcemy rozmawiać - próbowałam się odgryźć. - No dobra, a co wy tu znów knujecie?
- Nic takiego...
- ... małą niespodziankę.
- Dla kogo? - uniosłam jedną brew.
- To już jest nieważne.
- To my się żegnamy i pamiętaj...
- ...co złego to my! - obaj szeroko się uśmiechnęli i skłonili. Ja również mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Kiedy już miałam wracać do moich przyjaciół, usłyszałam jak ktoś woła bliźniaków.
- Fred, George tu jesteście! Wszędzie was szukałem! - odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego chłopaka o brązowych włosach i oczach. Był to Oliver Wood, osoba, którą mój brat najchętniej by zepchnął z miotły nad jakimś głębokim kanionem. Teraz nie żartuje, on zrobiłby to.
- Przepraszamy kapitanie, ale mieliśmy bardzo miłą rozmowę z panną Flint. - Wood spojrzał na mnie, a ja na niego.
- Młodsza siostra Marcusa, tak?
- Tak. A co? - odpowiedziałam mu oschle.
- To przekaż swojemu bratu... - w tym momencie przerwał i podszedł do mnie. Oparł swoją rękę na ścianie za mną, przez co nasze twarze były blisko siebie. - ...że w tym roku ich zmiażdżymy i wygramy tegoroczne rozgrywki Quidditcha.
Po tych słowach odszedł razem z Weasleyami, zostawiając mnie z szybko bijącym sercem i mętlikiem w głowie. ,,Czy on zawsze jest taki stanowczy?" To była moja pierwsza konfrontacja z Woodem i podczas niej wywarł na mnie ogromne wrażenie. Nie mówię teraz o tym, że nagle zostanę jego fanką. Co to, to nie! Ale jednak nabrałam szacunku do niego... Wystarczyło jedno zdanie, by zmienić moje podejście do jego osoby, by zmienić moje podejście do życia.

Mam nadzieję, że spodobał wam się ten rozdział. Może i za dużo się tu nie wydarzyło, ale postaram się to nadrobić w następnych. Pozdrawiam.

TY WREDNA ŻMIJO (Oliver Wood)Where stories live. Discover now