Rozdział XIX

212 24 1
                                    

Z ulgą przekroczyłam próg domu. Znajomy zapach jak za sprawą czarodziejskiej różdżki przywołał spokój i odprężenie. Ściągnęłam z ramion kurtkę i odwiesiłam ją na wieszaku, zaglądając przez uchylone drzwi na zewnątrz. Antek wyciągał z bagażnika torby z moimi rzeczami i zakupami, po które wstąpiliśmy w drodze powrotnej. Trasa między szpitalem a moim domem ciągnęła się w ciszy mąconej jedynie muzyką z radia. Milczenie nie przeszkadzało mi wcale, jednak Antek wyglądał na spiętego. Zaciskał dłonie na kierownicy i co chwila rzucał mi ukradkowe spojrzenia. Starałam się rozluźnić zgodnie z wolą lekarza, który kilka razy podkreślał, że mój wypis jest uwarunkowany zbliżającym się Bożym Narodzeniem i moją obietnicą, że najbliższe dni postaram się nie denerwować i odpocząć. Stęskniona domu zgodziłabym się na wszystko, byleby w końcu uciec z białej sali.

Gdy tylko Antek przekroczył próg i spojrzał na mnie dziwnym, zbolałym wzrokiem wiedziałam, że nie dam rady dotrzymać słowa, jakie dałam ordynatorowi oddziału, na którym leżałam. Spokój wyleciał ze mnie równocześnie z całą energią. Usiadłam na sofie i spojrzałam na bruneta, który zaczął wypakowywać zakupy z toreb, rozstawiając je w odpowiednich szafkach.

- Masz ochotę na rosół? – zapytał, chowając ostatnie rzeczy do lodówki – Ostatnio ci smakował...

Nie odpowiedziałam z nieco bladym uśmiechem obserwując, jak zaczyna przygotowywać składniki potrzebne na zupę. Nie miałam serca powiedzieć mu, że przecież rosół nie ugotuje się w pół godziny, a ja umieram z głodu. Byłam wystarczająco wypompowana i rozczulona jego dobrymi chęciami.

- Antek, usiądź – poklepałam miejsce obok siebie. Rozpięłam jego sweter, który miałam na sobie i niczym psycholog w trakcie terapii złączyłam dłonie na kolanach. Westchnął i ciężko opadł na miejsce obok mnie, opierając głowę i przymykając powieki.

Zapatrzyłam się na jego zmęczone oblicze. Każda cząstka mojego ciała rwała się w jego stronę. Miałam ochotę wdrapać się na niego i przytulić najmocniej jak się da. Przeczesywać palcami włosy, gładzić policzki pokryte zarostem, wdychać jego zapach w zagłębieniu szyi. Niepewność jego wyznania rozrywała mi serce, które jednocześnie aż krzyczało z tęsknoty za bliskością.

Przysunęłam się nieznacznie, aby w pojednawczym geście oprzeć skroń o jego ramię.

- Czuję się jak śmieć, Ksenia – zaczął niskim gardłowym głosem, kręcąc kółka palcem na moim kolanie – Nie zasłużyłaś nawet na najmniejsze kłamstwo, a ja jak ostatni dureń powtarzałem sobie za każdym razem, że robię to dla twojego dobra.

- To co było nie ma już znaczenia. Czysta karta, Antek. Powiedziałam ci to już w szpitalu...

- Wszystko ma znaczenie. Kłamałem z premedytacją przez te wszystkie miesiące. Czuję do siebie obrzydzenie i jestem pewien, że kiedy usłyszysz całą prawdę, poczujesz do mnie dokładnie to samo – zawahał się na moment. Zmienił pozycję, po czym złapał moje dłonie i wbił we mnie pociemniały z emocji wzrok – O Grabowskim dowiedziałaś się sama, ale to tylko początek...

- Od dawna zdradzasz mnie z Anną? – wtrąciłam czując, jak zaczynają drżeć mi ręce. Bałam się usłyszeć potwierdzenia, jednak z wyczekiwaniem patrzyłam jak zagryza wargę, po czym wzdycha ciężko.

- Anna od kilku miesięcy mnie szantażuje – wypalił – Może ci się to wydać słabym usprawiedliwieniem faceta, który chodzi na lewiznę..

- Jak to szantażuje? To ona wypisywała te dziwne wiadomości?

- Tak. Anna wie o mnie wiele rzeczy, które dawno temu zamiotłem pod dywan i nie chciałem, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. Między nami wszystko zakończyło się już parę lat temu, jednak kiedy dowiedziała się o tobie dostała białej gorączki. Powiedziała, że albo wrócimy do siebie, albo powie ci wszystko, a wtedy na pewno nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego. Kurwa, Ksenia, czuję się jak ostatni idiota, ale strach przed tym, że odejdziesz odebrał mi rozum.

Światłocień - ZAKOŃCZONE ✔️Where stories live. Discover now