Rozdział XII

235 30 4
                                    

- Gośka..

Po drugiej stronie telefonu znów napotkałam ciszę, przerywaną jedynie odgłosami energicznego mielenia czegoś między zębami.

- Źle robisz – skwitowała, przełykając coś szybko, przez co niemal się zakrztusiła – Niezależnie od tego, co ci powie, raczej nie sprawi to, że nagle zapomnisz o tych wszystkim co złe, prawda?

- Pewnie tak – przyznałam i wzięłam łyk gorącej, malinowej herbaty – Ale każdy zasługuje na szansę, żeby przedstawić swoją wersję.

- Dziewczyno – odstawiła coś ciężkiego na blat – Przespał się z tobą, a potem widziałaś go, jak z uśmiechem na ustach spaceruje z tą dziewczyną za rękę.. Jak jej tam było?

- Anna.

- O właśnie. Spacerowali za rękę , przytuleni. Czego ci jeszcze trzeba?

- Nie wiem – szepnęłam, czując znajome pieczenie pod powiekami.

- Jak myślisz, co usłyszysz? Że to była pomyłka i jednak coś do ciebie czuje?

Zamilkłam. Gośka jak zwykle doskonale wiedziała, jak sprowadzić mnie do parteru i uzmysłowić mi oczywiste fakty. Sama nie wiedziałam, na co liczyłam zapraszając go. A mimo to, tarta z jabłkami już dochodziła w piekarniku, a ja siedziałam z załzawionymi oczami w najładniejszym swetrze, przeznaczonym na specjalne okazje przypadające w chłodne dni.

Byłam beznadziejna.

- Muszę kończyć – wychrypiałam po chwili. Gośka westchnęła po drugiej stronie telefonu.

- Zadzwoń do mnie jutro. I pamiętaj, bierz wszystko na chłodno. Cokolwiek powie wiedz, że mówi to, co chciałabyś usłyszeć.

Mruknęłam pożegnanie i odłożyłam telefon.

Zazdrościłam Gośce zdroworozsądkowego podejścia nawet w tak popapranej sytuacji. Przez ostatnie tygodnie była jedyną osobą z którą mogłam normalnie porozmawiać. Dwa razy zdarzyło mi się zamienić z mamą parę słów, jednak z nią każda lekka rozmowa o byle czym kończyła się krytyką. Nie podobały jej się moje decyzje, moje podejście do życia i jego różnych aspektów. Gośka zawsze brała wszystko z dystansem – swoje (i nie tylko) związki, relacje w pracy i z rodziną. Kiedy ja przeżywałam kolejną kłótnię z wiecznie niezadowoloną matką, ona cierpliwie słuchała, aby po dłuższej chwili moich wywodów rzucić kilka zdań, które nagle sprawiały, że dramat przeżyty przed chwilą kurczył się do rozmiarów problemu jaki napotykam codziennie stając rano przed szafą. Mimo że bywała impulsywna i często uprzedzona do nowych relacji, do których podchodziła z dozą niepewności i małego zaufania, była jedyną osobą która zgodnie ze swoim sumieniem doradzała mi w najgorszych momentach mojego życia.

No poza jednym i to najgorszym, ale trudno ją winić. W końcu nie miała o niczym pojęcia, chociaż zaczynała się domyślać.

A teraz siedziałam na trzeszczącym krześle w kuchni i gapiłam się w pusty już kubek po herbacie próbując zebrać myśli i zmuszając swój rozum, aby przejął kontrolę nad sercem.

Od tego cholernego balu minęło trochę ponad półtora miesiąca. W czasie, kiedy myślałam, że moje życie w końcu ma szansę poukładać się tak jak powinno, za moimi plecami działo się coś zupełnie odwrotnego, zwieńczonego idealnie wymierzonym nożem w plecy.

Kiedy myślałam, że on czuje do mnie to, co ja do niego, odbudowywał swój poprzedni związek z Anną. Mimo to, jak na przykładną samarytankę przystało, postanowiłam dać mu szansę na wytłumaczenie się. Obiecałam sobie i Gośce, że zachowam trzeźwość umysłu podczas swoich osądów, jednak z dnia na dzień coraz bardziej wątpiłam w chociażby jego istnienie.

Światłocień - ZAKOŃCZONE ✔️Where stories live. Discover now