"Koniec... bez końca..."

118 6 2
                                    

Tak jak mówiłam, te Shoty, które "zaśmiecały" drugą książkę, zostały przeniesione tutaj. W takim razie zaczynamy od "Koniec, bez końca". Najpierw oryginał, a potem Happy Ending. To lecim na Szczecin.

-----------------------------------------------------------

*Pov Ink*

Stałem i nie wierzyłem. Łzy płynęły po moich policzkach nieustannie.

Tam, na klifie, mój chłopak, Error z Lust'em namiętnie się całowali, co jakiś czas uśmiechając się do siebie i szepcząc czułe słowa.

Zanim zdążyli ponownie się pocałować, krzyknąłem:

- PIERDOLCIE SIĘ! - i zacząłem biec w drugą stronę.

Usłyszałem za sobą głosy, zarówno Lust'a jak i Error'a, jednak nie słuchałem ich. Biegłem przed siebie, do czasu, aż dobiegłem na skraj urwiska.

Zatrzymałem się gwałtownie. Złapałem oddech. Spojrzałem w dół.

- Wysoko… - szepnąłem do siebie.

Nagle, usłyszałem zbliżające się kroki i dwa, szybkie oddechy.

Spanikowany popatrzyłem pod siebie jeszcze raz. Teraz, albo nigdy. Nie mam już nic do stracenia.

Zamknąłem oczy i pochyliłem się do przodu.

Poczułem, że spadam. Coraz szybciej… z trudem otworzyłem oczy; faktycznie. Twarde, kamieniste podłoże było z każdą chwilą coraz bliżej. Słyszałem z góry krzyki dwójki szkieletów.

Były rozpaczliwe, pełne paniki i strachu.

Nie szkodzi. Kiedy to wszytko się skończy, nie będą się musieli mną przejmować. Będą szczęśliwi.

- Dalej cię kocham, Error… - wyszeptałem, kiedy ostatnia łza wypłynęła z mojego oczodołu.

Po tym, ból i ciemność… koniec…

*Pov Dream*

Kolejny świat zniszczony. Kolejne dobre uczucia zniknęły bezpowrotnie.

Rzuciłem że złością swój łuk i strzały na ziemię obok siebie, a sam odsunąłem się po ścianie i zacząłem płakać, kuląc się.

- D-dlaczego… dlaczeg-go nie p-potrafię zrob-bić nic dob-brze? - przeklinałem się przez łzy.

Jak bardzo bym chciał, żeby ktoś teraz był obok mnie… żeby powiedział mi, że wszytko będzie jeszcze dobrze… że się ułoży… jednak czułość nie jest dla mnie… ja mam jej bronić, a nie dostawać… mam dawać dobro, ale żadnego nie dostaję i nie dostanę… nie mam nikogo… jestem sam… jestem porażką… jestem pomyłką… nie powinno mnie tu być… jestem za to za słaby… nie dam sobie rady… nikt we mnie nie wierzy…

Powtarzałem sobie w głowie ten sam monolog, obejmując swoje kolana i kołysząc się nerwowo w przód i w tył. Nagle, mój wzrok padł na żarzącą się błękitną poświatą strzałę.

Trzęsącą się dłonią podniosłem ją i przyjrzałem się jej.

Ostra.

- Jeśli nie mogę żyć dla kogoś… czemu mam wogóle żyć? - spytałem samego siebie, przykładając grot świetlistego pocisku do swojej klatki piersiowej. - Wygrałeś bracie…

Mocno pchnąłem w siebie strzałę, zatapiając ją głęboko w swoim ciele.

Ból wstrząsnął całym moim ciałem. Do moich ust napłynęło nieco krwi.

One-Shoty w stylu baranka, czyli angst shotsWhere stories live. Discover now