"Kocha, lubi, szanuje... nie chce, nie dba, żartuje..." Killmare

87 3 1
                                    

Witam szczęść Boże dzień dobry wieczór gwiazdeczki. Tylko szybciutko się wtrącę z informacją, iż napisałam to po nagłym kopie weny po przeczytaniu książki "Pamiętnik róż" osóbki o nicku OkazRzadkoSpotykany (jeśli ktoś lubi Drink to bardzo polecam, książka 10/10) i temacie na polskim o zabliźnianiu ran btw, napisałam to w jeden dzień. Czemu nie mogę tak szybko pisać rozdziałów do moich innych książek…

No ale, przejdźmy już do shota.

Bayo ~

Sleepysheepship6

-----------------------------------------------------------

*Pov Killer*

Dzień jak każdy inny w tym ciemnym, zatęchłym bunkrze. Szybkie śniadanie w postaci jabłka, pójście po zadanie, wykonanie zlecenia, znowu jedzenie i kolejna rozpaczliwa próba zbliżenia się do szefa. Z naciskiem na próba i rozpaczliwa.

Od dłuższego czasu w mojej duszy zaczęły się formować uczucia do Nightmare'a, mojego przywódcy i jednocześnie pana koszmarów i negatywnych emocji. Nie wiem jak to jest możliwe, w końcu powinienem być zupełnie pusty, zero uczuć, a jednak… czuję. Nawet, kiedy moja dusza jest w kształcie celu.

Szedłem właśnie korytarzem w stronę kuchni, aby wziąć sobie jakąś przekąskę. Zgłodniałem po wymordowaniu kilku uniwersum. Gdy byłem już blisko wspomnianego pomieszczenia, usłyszałem dwa głosy. Nie przywiązałem zbytniej uwagi do tego, co i kto mówi, zresztą, co by mnie to miało obchodzić.

Wszedłem do pomieszczenia docelowego bez większego zainteresowania co do tego, co się w nim dzieje, jednak kiedy dostrzegłem scenę w środku, poczułem nagły, silny ból w klatce piersiowej.

Night stał oparty o blat stołu, który się w tym miejscu znajdował, a przed nim na palcach stał Cross i delikatnie całował go w czoło. Widziałem, że Nightmare się uśmiechnął.

- Dzięki Cross, bez ciebie trudno byłoby się tego pozbyć.

- Nie ma sprawy Night. Od tego tu jestem. - mówiąc to rozłożył ramiona.

Chwilę potem pan koszmarów uwięził mojego znajomego w ciasnym uścisku.

Wyszedłem z pokoju cicho i niepostrzeżenie. Zapomniałem zupełnie o głodzie. Poszedłem do swojego pokoju i się w nim zamknąłem. Skuliłem się pod ścianą, a z moich oczu zaczęło wypływać więcej czarnej substancji zmieszanej z krwistoczerwonymi łzami.

Jednak niedługo potem przetarłem oczy, rozmazując czarną ciecz po twarzy.

Nie mogę płakać. Nie mam uczuć. To nic nie znaczy. Nie kocham go. To tylko chwilowe zauroczenie. Nic więcej…

Nagle, znowu uderzył we mnie straszny ból. Przeszył cały mój tors. Wraz z nim pojawił się suchy, duszący kaszel.

- Co mi jest? Przeziębiłem się? W sumie… jest to możliwe… od kilku dni biegam po różnych Snowdin w krótkich spodenkach, kiedyś musiałem się doigrać. - powiedziałem do siebie.

Chyba będę musiał znaleźć szefa i powiedzieć mu, że wezmę sobie trochę wolnego… jeśli skończył z Cross'em oczywiście…

- Ała… cholera… - warknąłem, kiedy znów pojawił się ból.

Nie zważając już na nic więcej, poszedłem ponownie do kuchni, aby sprawdzić, czy szef już jest sam.

*Pov Nightmare*

One-Shoty w stylu baranka, czyli angst shotsWhere stories live. Discover now