Wypadek

1.1K 58 0
                                    

Tydzień później
Skończyłam z samochodem klienta i spojrzałam na zegarek, zostało mi dwadzieścia pięć minut do zamknięcia. Umyłam ręce i poszłam po chłopaków. Współczułam im że musieli tu siedzieć, ale szybko się urządzili, szafka była wypełniona ich rzeczami. Koło drzwi garażowych zamontowali kosz do koszykówki. Wyszliśmy na zewnątrz, wtedy stanęli sztywno i zaczęli rozglądać się dookoła. Ustawili się tak żebym była miedzy nimi a ścianą.
- Co się stało?- Spytałam najciszej jak umiałam.
- W powietrzu czuć człowiekiem, mężczyzną Luno.- Odpowiedział Viktor.
- Jesteśmy blisko zabudowań ludzi, może ktoś wyszedł na spacer, albo czujecie klienta który był.
- Dotąd nikt się nie zbliżał do naszych granic. Wszyscy wiedzą do kogo należy ta ziemia Luno. I to nie jest zapach tamtych dwóch.
- Jest sam?- Chłopaki pokiwali na tak.- Więc jedzmy do domu.
- Powinniśmy zadzwonić do dowódcy straży i poczekać na wsparcie naszych, Luno.- Wtrącił Greg.
- Nie siejmy paniki, to tylko człowiek, czego może od nas chcieć?
- Ale...
- Jedzmy- minęłam ich i wsiadłam do auta. Rozejrzeli się jeszcze raz ale podążyli za mną. Jechaliśmy w ciszy obserwując drogę za nami, udzieliło mi się od nich. Przejechaliśmy kawałek gdy w lusterku pojawiło się odbicie motocyklisty.
- Ja pierdole- warknął, samochód przyśpieszył- dzwoń do dowódcy.- Drugi wyciągnął telefon i szybko streścił co się działo. Odwróciłam się żeby lepiej widzieć intruza... Oli... To motocykl Oliego.
- Zatrzymaj się!- Krzyknęłam.
- Nie możemy...
- Natychmiast, ja go znam!- Niechętnie stanął na poboczu.- Odwołaj dowódcę!- Wyszłam na zewnątrz i ruszyłam do przyjaciela. Chłopcy wyszli za mną, nie odstępowali mnie na krok. Mężczyzna zszedł z motoru, zdjął kask odkładając go na siedzenie.
- Co tu robisz?- Spytałam zdezorientowana. Mój mate powiedział że przestał szukać informacji na nasz temat, więc nasi ludzie przestali go szpiegować. Okłamał mnie?
- Czekałem przed warsztatem żeby porozmawiać z tobą w cztery oczy, ale widzę że ludzie twojego chłopaka nie opuszczają cię na krok.
- Wsiądźcie do samochodu- popatrzyli na siebie, potem między drzewa. Olbrzymi wilk wyskoczył przede mnie zasłaniając mi Oliego. W powietrzu rozszedł się głośny warkot. O nie, tylko nie to.
- Kurwa- usłyszałam głos zza wielkiego cielska. Potem wybiegło z lasu jeszcze trzech.- Kurwa- powtórzył. Chciałam się do niego dostać, ale Connor mi nie pozwolił. Usłyszałam trzask kości, mój facet stanął obok mnie nago. Jego czarne oczy przeszywały mnie na wylot. Był wściekły, cholernie wściekły. Złapał Oliego za kurtkę i wrzucił na tylnie siedzenia. Mój przyjaciel był w takim szoku że nawet się nie opierał. Jego twarz była biało zielona.
- Zawieź go pod dom główny- warknął do Viktora- a ty weź jego motor.- Zwrócił się do Grega.
- Tak, Alfo- powiedzieli zgodnie.
- Jedziesz na mnie.
- Co z nim zrobisz?- spytałam patrząc za odjeżdżającym samochodem.
- Nie wiem.- Wrócił do formy wilka, położył się na brzuchu czekając aż wejdę na jego grzbiet. Zrobiłam to powoli próbując odciągnąć w czasie powrót do domu. To się nie mogło dobrze skończyć.
Connor
Biegłem z moją kobietą na skróty przez las. Czułem zapach jej strachu, obawiała się co zrobię z tym facetem. Na pewno nie opuści terenu stada, nie żywy. Ale się popierdoliło. Gdy dowódca straży odebrał telefon był w moim gabinecie, omawialiśmy grafik strażników. Rekruci od następnego tygodnia mieli wrócić do szkoły i strażnicy wejdą na ich miejsce. Myślałem że serce mi stanie jak usłyszałem co mówi Greg. Wyskoczyłem przez okno w locie zmieniając się w wilka. Biegłem przez las kierując się instynktem. W końcu poczułem jej woń, była przesiąknięta strachem. Wskoczyłem pomiędzy nich i dopiero wtedy uświadomiłem sobie skąd znam drugi zapach. Moja mate nie pozwoli go skrzywdzić, ja nie pozwolę mu odejść. Zatrzymałem się przed naszym domem, zeszła ze mnie szybko i stanęła obok. Wróciłem do ludzkiej postaci, mój brat rzucił mi spodnie.
- Co się stało? Widziałem jak biegniesz gdzieś ze strażnikami.
- Mamy problem- auto zaparkowało obok nas. Jej przyjaciel otrząsnął się chyba z szoku, bo wybiegł ze środka i próbował uciekać. Moi ludzie złapali go po kilku krokach.- Zabierzcie go do piątki.
- Nie, proszę...
- Nie zrobię mu krzywdy.- Minąłem ją i poszedłem za swoimi ludźmi. Jane była tuż za mną.- Zostajesz- powiedziałem stając w przejściu.
- Dlaczego?
- Bo wie że nie dasz go skrzywdzić. Przestraszony powie więcej.
- Ale powiedziałeś...
- Dotrzymam słowa, będzie w jednym kawałku.- Zamknąłem drzwi zostawiając ją po drugiej stronie. Na korytarzu słyszałem jego urwany oddech, przyspieszoną prace serca, czuć było strach w powietrzu. Stał w kącie obserwując każdy ruch strażników, na mój widok próbował wcisnąć się w niego jeszcze mocniej. 
- Musimy pogadać.
- Nikomu nie pow... iem przys...
- Po co przyjechałeś?
- Wychowałem się na ulicy, wiem kiedy ktoś za mną chodzi. Podrzuciłem im nadajnik gdy ich samochód stał pod warsztatem.- Jego głos stał się trochę pewniejszy.- Przyjechali tutaj, myślałem że Jane  mi powie o co chodzi. Czekałem aż ta dwójka po coś pojedzie, żeby pójść z nią porozmawiać.
- Szukałeś informacji o nas.- Stwierdziłem, spuścił wzrok.
- Widziałem ich identyczne blizny, myślałem że to sekta, ale po dzisiejszym... Co to jest? Jak to możliwe?- Zrobiłem kilka kroków i stanąłem przed nim.
- Jeszcze o wielu rzeczach nie wiesz. Po tym co widziałeś, nie mogę cię wypuścić.
- Naprawdę nikomu...
- Ktoś wie że tu jesteś?
- Nie- powiedział prawdę.- Ale będą mnie szukać.
- Nie będą, przeniosę cię na trzecie piętro, jeśli spróbujesz uciec, trafisz tutaj.- Warknąłem wkurwiony, pozbyłem się problemów to się nowy znalazł.- Chodź.
Wyszliśmy na parter, moja mate czekała na nas pod drzwiami. Przeleciała po nim wzrokiem i przytuliła mnie z ulgą, odwzajemniłem uścisk. Dobrze było czuć jej ciało przy swoim. Chciałem ją mieć dla siebie, złapałem jej dłoń.
- Idziemy- powiedziałem do mężczyzny gdy nie ruszył za nami. Zerknął na drzwi wyjściowe ale podążył za nami. Na pierwszym piętrze wciąż mieszkali nowi członkowie watahy, na drugim kilku młodych wilkołaków i brat mojej mate razem z partnerką. Nie ma opcji żeby uciekł.
- Twój nowy pokój- popchnąłem go żeby wszedł do środka.- Wiesz gdzie trafisz jak spróbujesz uciec.
Mam nadzieje że weźmie sobie do serca groźbę, bo wolałbym nie obić mu mordy. Zabrałem Jane do sypialni, pocałowałem ją w szyje, przyciskając do siebie gdy byliśmy w końcu sami.
- Poczekaj- jęknęła, czułem że mi się to nie spodoba ale oderwałem od niej usta.- Powinnam z nim porozmawiać, jest roztrzęsiony, wiem jak się czuje. Nie powinien być tak z tym zostawiony.
- Daj mu czas żeby to sobie poukładał.
- A jeśli zrobi coś głupiego?- Sapnąłem zmęczony całą tą sytuacją.
- I pewnie chcesz to zrobić sama?- Pokiwała głową na tak.- Nie.
- Dlaczego?
- Bo mu nie ufam.
- On nie stanowi zagrożenia, wezmę piwo, zabiorę go do salonu, nawet drzwi nie zamknę, w każdej chwili będziesz mógł tam wejść.- Dlaczego ja jej nie potrafię odmówić?
- Dobrze, ale wieczorem- otarłem się o nią moim twardym już fiutem.- Ja i ty, sami, tutaj.
- Chętnie- pocałowała mnie namiętnie i zostawiła. Położyłem się nasłuchując jej kroków. Jej przyjaciel powiedział że nie ma ochoty na rozmowę, ale namówiła go.

Dzicy WojownicyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz