Rozdział 1

162 12 0
                                    

Amy Westling POV:

Minęły trzy lata odkąd Jack postanowił mnie zostawić. Przez pewien czas byłam tym strasznie załamana, jednak zrozumiałam, że przecież on jest gdzieś w świecie. Przecież można go odnaleźć. Ja mogę to zrobić i żyć z nim, nawet na morzu jeśli on właśnie tego pragnie.

- Co podać? - Zapytał lekko podchmielony barman ukazując mi swoje braki w uzębieniu przez grymas, którego nie można nazwać uśmiechem.

- Butelkę rumu poproszę - powiedziałam wyciągając szylinga i kładąc go na barze. - Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego lekko, kiedy podał mi trunek. Wstałam od baru i usiadłam przy stoliku próbując wyłapać rozmowy innych piratów w karczmie czy czasem nie mówią nic o zbieraniu ludzi do załogi.

Wypiłam już prawie całą butelkę rumu i przypuszczałam, że znów nikt nie zechce szukać tutaj majtków. Jednak właśnie wtedy zauważyłam mężczyznę. Dość wysoki blondyn o niebieskich oczach, zgaduję że nie miał więcej niż 30 lat. Wyglądał na typowego Niemca. Miał kapitański kapelusz, ciut przypominający ten który miał Jack. Zauważył mnie sączącą rum i wskazał mnie swojemu, jak dobrze się domyśliłam, pierwszemu oficerowi. Ten przydreptał do mnie i zagadnął:

- Witaj chłopcze, znasz może kogoś kto pomógłby mojemu kapitanowi skompletować załogę? - Tak... kiedy mieszkasz na Tortudze i chcesz żeglować razem z innymi piratami, musisz się niestety ukrywać pod przykrywką chłopaka.

- Tak, znam - odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą.

- Wspaniale! - klasnął w dłonie i cały w skowronkach poleciał do swojego kapitana, zdać mu relację z tego co mu powiedziałam. Tym razem pofatygował się do mnie sam kapitan.

- Witam, jestem Kapitan Hans Unmensch, szukam załogi gdyż ta którą miałem do tej pory bezczelnie wszczęła bunt. Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do kogoś, kto mógłby mi wskazać ludzi których mógłbym zwerbować? - zapytał z niemieckim akcentem, a ja nawet nie racząc go spojrzeniem, które teraz było utkwione w prawie pustej butelce, odpowiedziałam

- A co będę z tego mieć? - wychyliłam rum do końca i spojrzałam na niego z chytrym uśmiechem.

- Zostaniesz moim pierwszym oficerem na tym statku - jego towarzysz spojrzał na niego oczami zranionego szczeniaka.

-A-ale Kapitanie... J-jak to? - wyjąkał kompan Kapitana Unmensch'a

- Normalnie. I od dziś nie jestem już twoim kapitanem panie Gray. Został pan zwolniony. - Hans spojrzał na niego zimnymi niebieskimi oczami a pan Gray spuścił głowę.

- Chwila, chwila - obydwoje podnieśli na mnie wzrok - przecież ja wcale nie powiedziałem, że się zgadzam. Moje warunki to zostanie twoim pierwszym oficerem ALE pan Gray ma zostać na statku. - Powiedziałam a Hans zacisnął usta w jedną linię, widziałam, że chyba rozjuszyło go to że rządzę jego podwładnym, ale przytaknął

- Więc mianuj mnie swoim pierwszym oficerem - powiedziałam

- Ehh... - odetchnął lekko i w miarę spokojny wyraz twarzy znów zagościł na jego obliczu - Jak się nazywasz? - zapytał. I tu się zaczęły schodki.

- Yyy... Jack - powiedziałam pierwsze imię jakie mi przyszło do głowy - Jack Smith - Hans prześwidrował mnie wzrokiem i zaczął mówić

-Jack'u Smith'ie, czy obiecujesz mi służyć wiernie? W doli i niedoli? W bólu i w cierpieniu? - wyrecytował kapitan

- Tak jest - powiedziałam

- Jednoznacznie zgadzasz się na spacer po desce w przypadku zdrady, bądź pozbawienie wolności za nieodpowiednie zachowanie. Czy rozumiesz i bierzesz na siebie tę odpowiedzialność? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy.

"Dla mojego wróbla wszystko" pomyślałam

- Tak - odpowiedziałam, a on popatrzył na mnie jakby usłyszał to, co przed chwilą pomyślałam. Zdecydowanie nie lubiłam jego wzroku na sobie. Był zbyt przenikliwy.

- A więc Smith - Hans przerwał panującą między nami ciszę - Do rana chcę mieć gotową załogę. Mają czekać przy molo, zrozumiano?

- Tak jest, kapitanie - zasalutowałam a on odwrócił się na pięcie i wyszedł zostawiając mnie z panem Gray'em. Wyszłam z karczmy a Gray poczłapał za mną.

- Dziękuję ci chłopcze - powiedział pan Gray. Był to mężczyzna z lekką nadwagą, szarymi oczami, łysy lecz z bujną siwą brodą. Zgadywałam, że był koło sześćdziesiątki. Wyglądał na poczciwego pirata. - Gdyby nie ty, prawdopodobnie skończył bym tu na Tortudze jako bezdomny.

- To nic wielkiego - uśmiechnęłam się do niego skromnie i zaczęłam iść w kierunku chaty człowieka, który mógł mi wskazać najlepszych majtków. -Jaki jest Kapitan? - zapytałam po chwili milczenia, widząc, że pan Gray idzie za mną. Mężczyzna wydął wargi i ciężko westchnął.

- No cóż... Kapitan jest... Bardzo skomplikowany - powiedział zakładając ręce za plecy

- To znaczy? - zapytałam lekko niepewna czy dobrze zrobiłam pakując się Unmensch' owi na łajbę.

- Często miewa swoje humorki... Bywały momenty, że nie był zbyt miły dla swoich majtków, ale... dopóki będziesz robić co ci karze, nie powinieneś się go obawiać - mówił drapiąc się po karku. O Calypso... w co ja się wpakowałam.

- A dlaczego zdecydowałeś się żeglować pod piracką banderą? - mój towarzysz szybko zmienił temat. Spuściłam głowę i uśmiechnęłam się gorzko.

- Szukam... Kogoś... - powiedziałam, z powrotem patrząc przed siebie. Pan Gray chciał z pewnością zapytać kogo lecz właśnie stanęliśmy przed chatą Luciana. Był Włochem, jednak przywiało go na Karaiby.

- Panie Gray, niech pan tu poczeka - zwróciłam się do mojego kompana i zapukałam do drzwi chaty.

- Wejść! - usłyszałam zza drzwi i pociągnęłam za klamkę.

- Witaj Luciano - przywitałam się ze znajomym z dawnych lat. Ten wstał z fotela i zmierzył mnie wzrokiem, po czym przybrał wzruszony wyraz twarzy.

- Amy... - wyszeptał głośno jakby starając się mnie nie spłoszyć. Złapał mnie za ramiona - Mamma mia! Kopę lat, mia bella! - przytulił mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.

- Właściwie to nie kopę, po prostu coś koło trzech - powiedziałam, poklepując go po plecach. Po chwili odkleił się ode mnie i przyniósł butelkę rumu i dwa kubki.

- Bardzo mi przykro z powodu... -zaczął, a ja wiedziałam co chce powiedzieć dlatego mu przerwałam.

- A mi nie jest przykro - popatrzył na mnie wyraźnie zdezorientowany. Podeszłam do niego i popatrzyłam mu w oczy - Chcę go znaleźć, Luciano... To jedyne co mi zostało... Tylko w tym widzę sens - wyciągnęłam spod koszuli złoty łańcuszek ze śliczną zawieszką i pokazałam mu.

- Znalazłam kapitana, z którym wypłynę na wody Karaibów. Przyszłam do ciebie, bo ty wszystkich tu znasz, a ja potrzebuję zebrać dla Unmensch'a załogę.

- Mia bella! Przecież to największy cham pływający po tych wodach, wycofaj się z tego... Mamma mia... Przecież Jack w życiu by się na to nie zgodził!

- To mógł nie odpływać! - podniosłam głos, a Luciana, aż wmurowało- ...Poza tym... Jestem jego pierwszym oficerem - Luciano, aż usiadł

- Żeby ci się to tylko nie odbiło czkawką, mia bella... Znajdę ci tych ludzi, będą do rana na molo, ale obiecaj, że będziesz na siebie uważać, dobrze? - spojrzał na mnie tak zatroskanym wzrokiem jakim ojciec patrzy na córkę, a ja skinęłam głową

- Dziękuję Luciano! - pocałowałam go w policzek i wybiegłam do pana Gray'a.

- I jak załatwione? - zapytał Gray, gdy zobaczył mnie na werandzie

- Tak, do rana będziemy mieć załogę - uśmiechnęłam się do mojego towarzysza i zbiegłam po schodkach.

- To lepiej niech ten twój koleżka się pospieszy bo za jakieś dwie godziny będzie świtać.

- Spokojnie, Luciano jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.

- Skoro tak mówisz - zaczęliśmy iść w stronę karczmy. Nie było już sensu iść spać.



~Bring Me That Horizon~Where stories live. Discover now