Rozdział 11

63 11 1
                                    

Amy Westling POV:

Mieszkamy u Państwa Owens już prawie trzy tygodnie. Potwierdziło się podejrzenie Pani Rose, miałam pęknięte żebro. Mimo to wszystko powoli wraca do normy. Zaczęłam chodzić, a Pani Owens nie mogła się wprost powstrzymać, choć grzecznie odmawiałam, aby uszyć mi kilka sukienek.

- Niedługo będę mogła w nich przebierać - powiedziałam z uśmiechem, kiedy kobieta przyniosła śliczną, błękitną suknię z koronkami.  - W głowie mi się poprzewraca od tego dobrobytu - zaśmiałam się.

- Przymierz - powiedziała z uśmiechem, zamykając drzwi. - Zapytamy Jack'a, czy mu się podoba.

Przystałam na ten pomysł. Ostrożnie włożyłam suknię, z pomocą Pani Rose. 

- Wyglądasz cudownie, dziecko - powiedziała a ja już chciałam złapać za klamkę, ale Pani Rose mi to udaremniła - Poczekaj, moja droga, jeszcze ci na szybko jakiegoś ładnego warkocza splotę. - kilka minut później wyszłam z pokoiku i przeszłam do kuchni gdzie siedział Pan Owens, Neil i Isaac.

- O matko jedyna - wydukał Isaac - Wyglądasz olśniewająco - stwierdził, a ja zerknęłam na Neila którego twarz znów była pokryta rumieńcem.

- Dziękuję, a nie widzieliście może Jack'a? - spytałam uśmiechając się lekko.

- Raczej nikt go nie widział, ale znając go pewnie siedzi na którejś z plaż - powiedział Isaac.

- Najbliżej jest plaża wschodnia, tam poszukaj go najpierw - dodał Pan Owens zajadając się jajkiem na miękko.

- Dobrze, dziękuję za wskazówkę - odpowiedziałam i wybiegłam z domu słysząc za sobą tylko krzyk Pani Owens
("A może byś coś zjadła zanim pójdziesz?") Ale go zlekceważyłam. Biegłam delektując się porannym powietrzem.

Dobiegłam na plażę wschodnią. Jack siedział tyłem do mnie na jakiejś wywróconej palmie, wpatrując się to w morze, to w coś co trzymał w rękach, raz po raz mrucząc coś do siebie pod nosem. Postanowiłam przerwać mu to dumanie i po prostu do niego podeszłam.

- Hej - przywitałam się. Jack momentalnie dygnął i schował pospiesznie coś za pazuchę. Popatrzył na mnie i sprawiał wrażenie jakby trochę nie wiedział kto przed nim stoi.

- A cóż to za bóstwo? - uśmiechnął się.

- Podoba ci się? - wypaliłam. Skinął energicznie głową. Usiadłam obok niego na pniu i pocałowałam w policzek. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu wpatrując się w fale przed nami.

- Cukiereczku, chyba powinienem ci coś powiedzieć - stwierdził przerywając milczenie. Zacisnął pięści i uniósł do ust co zazwyczaj robił gdy się nad czymś zastanawiał.

- Mów - powiedziałam dalej wpatrując się w błękit oceanu.

- A więc... Tak jakby... Em... Rozmawiałem ze stryjem tego niedorozwiniętego glona...

- Jack! Ile razy mam ci mówić, że masz się tak nie wyrażać o Isaac'u! To mój przyjaciel! 

- Ale też i dupek - spojrzałam na niego karcącym spojrzeniem - Mniejsza z tym, rozmawiałem z Panem Owens'em i dowiedziałem się, że płynie dziś na Tortugę po... coś tam, dalej nie słuchałem. - wyjaśnił Jack. 

- A po co ty chcesz tam płynąć? Wydawało mi się, że jeszcze jest zapas rumu. - powiedziałam pół żartem pół serio.

- Tym razem moja najdroższa... To coś o wiele poważniejszego od rumu - powiedział obejmując mnie jedną ręką.

- Chyba się przesłyszałam - powiedziałam ze zdziwieniem - Istnieje coś takiego, poza mną?

- Niestety tak Truskaweczko - powiedział z miną całkiem poważną, jak na niego. - Dziś wieczorem muszę ruszyć na Isla del diablo. 

~Bring Me That Horizon~Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt