Epilog

1.7K 80 1
                                    

Kończę dzisiaj część pierwszą epilogiem, w którym w końcu dochodzi do szczerej rozmowy dwójki bohaterów, do której zmierzałam od początku.

______

- Malfoy! – wykrzyknęła znajdując go na korytarzu. Nie zareagował na nią. – Drętwota!

Blondyn odwrócił się w jej stronę, a zaklęcie odbiło się od tarczy. Magia niewerbalna dawała mu przewagę. Jeśli gryfonka przyłożyłaby trochę więcej czasu na naukę to nie miałby szans się przed nią obronić.

- Uciekaj, Granger! – warknął przerażony wiedząc, że to tylko kwestia minut nim Śmierciożercy pojawią się w szkole, a wiedział doskonale, że nie pozwolą jej przeżyć... Tym bardziej Lestrange na to nie pozwoli. Od dawna podejrzewał, że ciotka miała problemy emocjonalne.

- Ja wiem gdzie idziesz, Malfoy... - zaczęła spokojnie nadal trzymając wysoko różdżkę. – Harry miał rację. Chcesz zabić Dumbledore'a! Sprowadziłeś Śmierciożerców do szkoły, ty gnojku!

- Sprowadziłem, bo musiałem... Nie wiesz jak to jest, Granger. Nie wiesz jak to jest kiedy Czarny Pan daje TAKIE zadanie. Mi! – mówił chłodno, ale w pewnym momencie głos mu się załamał. Nie chciał tego mówić, ale to zrobił. Jeśli ktoś miał go zrozumieć to właśnie ona. – Zaszantażował mnie, że skrzywdzi matkę... Że moja rodzina tego pożałuje, Granger. Ja muszę to zrobić... - mówił prawie szeptem.

- Nie musisz, Malfoy...Nie jesteś złym człowiekiem. Ucieknij. Schowaj się przed nim – próbowała go przekonać podchodząc do niego bliżej.

- Nie rozumiesz. Przed nim się nie da uciec. Znajdzie mnie wszędzie. A poza tym... nie mógłbym zostawić matki. Zabiłby ją... przeze mnie. A na to nie mogę pozwolić. Możesz to zrozumieć? Możesz mnie zrozumieć? – sam nie wiedział, ale chciał mieć jej zrozumienie. Właśnie jej. Nikogo innego. Każdy inny mógłby go uważać za mordercę, ale żeby to nie była ona... Czułby się zdradzony, chociaż nic ich nie łączyło.

- Rozumiem, Malfoy. Dlatego proszę... nie rób tego.

- Muszę... - przerwał jej.

- Nie musisz! – stwierdziła stanowczo. – Pomimo tego co mówią inni, nie jesteś złym człowiekiem. Jesteś zagubiony. Potrzebujesz pomocy. Zakon Feniksa Ci pomoże, pomożemy Ci. Tylko proszę.. nie rób tego. Jeśli to zrobisz, nie otrzymasz od nas pomocy – mówiła przekonująco stając dwa kroki przed nim. Widziała przerażenie na jego twarzy. Nigdy nie widziała, żeby Książę Slytherinu był czymś, aż tak przestraszony.

- Ty nadal nie rozumiesz... Ja muszę go zabić, bo... inaczej ON zabije MNIE – otworzył się jeszcze bardziej co mogło być złym pomysłem. Mogła to wykorzystać przeciwko niemu.

- Malfoy... - chciała coś powiedzieć, ale sama nie wiedziała co. Oboje podnieśli głowy kiedy usłyszeli z daleka charakterystyczny śmiech Lestrange.

- A teraz Cię oszołomię za pomocą zaklęcia niewerbalnego. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Inaczej Cię zabiją, a... - zawahał się. - ... a byłaby to ostatnia rzecz, której bym chciał, Granger – dokończył cicho.

- Malfoy, proszę Cię... - zdołała jedynie wydukać zaskoczona nim opadła nieprzytomna w jego ramiona. Przeniósł ją za kolumnę i pobiegł na Wieżę Astronomiczną.

***

- Hermiona! Hermiona! Proszę, obudź się – usłyszała gdzieś z oddali przerażony głos Harrego. Czuła jego ramiona na swoim ciele. Głaskał ją delikatnie. Usłyszała jego szloch.

- Harry... - wyszeptała cicho otwierając oczy.

- Boże... Hermiona – zobaczyła uśmiech na jego zapłakanej twarzy. Nawet nie sądziła jak mocno był przerażony, gdy zobaczył ją nieprzytomną, gdy biegł w kierunku wyjścia na błonia. Od razu przypomniał sobie o tym co się wtedy stało w Departamencie Tajemnic. Przez niego dostała klątwą. To przez niego miała obrażenia wewnętrzne... A teraz... Zaatakowali ją, gdy zapewne chciała go znaleźć. Nie przeżyłby tego, gdyby dotknął jej ciała, a ono byłoby zimne.

Magia dziedzica | Dramione | ZakończoneWhere stories live. Discover now