𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝟒𝟑

50 3 0
                                    

— Chyba nie rozumiem.— powiedziałam opierając się na łokciach— Jak się tu dostałaś? Ten dom jest chroniony wieloma zaklęciami. Jak udało ci się je przełamać?

— Dzięki pomocy mojego brata.— mówiąc to uśmiechnęła się w stronę Jake'a

Spojrzałam zszokowana w stronę chłopaka. Przecież Avery był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Taylora!

— Wy jesteście rodzeństwem?!

— Przestaniesz zadawać pytania retoryczne?— wtrącił się Jake— Przełamanie tych wszystkich barier jest trudne, ale nie niemożliwe. Wystarczyło mieć tylko trochę czasu i znajomości magii obronnej.

— Czego ode mnie chcesz?— spytałam Isabellę

— Co powiesz na przyłączenie się do mojej watahy?

— Nie ma takiej opcji.— warknęłam— A poza tym, czemu mnie w ogóle chcesz?

— Ponieważ im silniejsza jest wataha tym potężniejszy jest alfa. A ty wyglądasz mi na dość potężną. W końcu jesteś córką jednego z najpotężniejszych czarodziejów tego wieku!

Znów popatrzyłam z zaskoczeniem na kobietę.

— Cóż, schlebia mi to jakie masz o mnie zdanie, jednak jak już powiedziałam wcześniej: nie dołączę do ciebie.

— Niestety muszę cię rozczarować.— odezwała się Tomei— Ja zawszę dostaje to czego chcę

Zobaczyłam mieszaninę złości i determinacji w jej oczach. Już chciałam podnieść różdżkę i zaatakować kobietę gdy dopadły mnie ogromne zawroty głowy i z bólem opadłam na łóżko uciskając skronie.

— Eliksir osłabiający?— spytała Isabella na co Jake kiwnął głową— Sprytnie.

— Dolałem jej do wina, jednak chyba trochę przedobrzyłem bo zemdlała. Masz bardzo słabą głowę wiesz?— zwrócił się do mnie

Tomei uśmiechnęła się tylko szyderczo po czym nachyliła się nade mną

— Masz ostatnią szansę,— szepnęła mi do ucha— albo przyłączysz się z właśniej woli, albo po prostu cię zmusze

— Której części zdania: "Nie ma takiej opcji" nie zrozumiałaś?— warknęłam, po czym mocno zacisnęłam pięści z narastającej migreny

— Widzisz to?— spytała alfa przejeżdżając palcem po moim ramieniu— Tu znajduję się tętnica. Osoba zamienia się w wilkołaka po kontakcie z jego śliną, która dostaje się do krwiobiegu ofiary. Skutki są nieodwracalne, a sama przemiana niezwykle bolesna.

Przyparła mnie do łóżka i choć byłam na skraju wyczerpania żałośnie próbowałam wydostać się z jej uścisku.

— Tylko się zmęczysz.— powiedziała, a ja momentalnie przypomniałam sobie pierwsze (niezbyt udane) spotkanie z Chrisem. Nie mogę znowu pozwolić, aby przytrafiło mi się coś złego.

I choć byłam wyczerpana, ostatkiem sił chwyciłam w dłoń różdżkę, jednak Isabella sprawnie wyrwała mi ją z ręki i rzuciła w stronę brata.

— Jesteś żałosna.— powiedziała zaciskając dłonie mocniej na moich nadgarstkach— Naprawdę myślałaś, że po takiej dawce eliksiru będziesz w stanie cokolwiek zrobić? Do tego chciałaś walczyć z  a l f ą! I to na dodatek podczas pełni. Jesteś naprawdę lekkomyślna.

Nadal próbowałam się wyswobodzić lecz nie dawało to żadnych rezultatów. Po chwili poczułam jak kobieta boleśnie wbija mi kły w ramię. Wrzasnęłam z przeogromnego bólu, a w oczach zaczęły kotłować mi się łzy.
Gdy wreszcie ból ustał obróciłam głowę w prawo, patrząc jak krew ścieżka po mojej dłoni. Poczułam ciepło promieni słonecznych na mojej twarzy, zaczęło świtać; lecz wątpiłam, aby ten koszmar odszedł wraz z mrokiem nocy. Zrezygnowana wtuliłam głowę w kołdrę i zaczęłam gorzko płakać. 

LizzieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora