17. Nie radzę.

394 44 14
                                    

Skye

- W sensie? - spytałam, nie patrząc na niego.

Poczułam jak kładzie dłoń na moim odkrytym udzie i pilnowałam się z całych sił, aby jej nie odtrącić.

- Pójdź ze mną na randkę, taką prawdziwą, chyba nic na tym nie stracisz, co? A obiecuję ci, że ci się spodoba - oznajmił zadowolony już normalnym głosem.

- Gadaliśmy już o tym - odparłam, zerkając na niego.

- Musisz być taka uparta? A może po prostu się boisz, co? - zapytał z rozbawieniem.

- Randki z tobą? - parsknęłam śmiechem, na co kiwnął głową, a na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek.

- Boisz się, że ci się naprawdę spodoba.

- Więc kiedy? - odezwałam się po dłuższej chwili.

Naprawdę nie miałam siły ciągnąć tej rozmowy dalej. Jak chce, to proszę bardzo.

Przynajmniej się najem za darmo.

- I to rozumiem - uśmiechnął się. - Niedziela, godzina piętnasta, obiad w Starles, Danny po ciebie przyjedzie - dodał po chwili.

Znowu restauracja. Jakże oryginalnie.

- Okej - odpowiedziałam z uśmiechem, spoglądając na niego, a następnie spojrzałam w lewą stronę na szybę i przewróciłam oczami.

Luke

- Jak to nie wykonałeś zlecenia? - warknął Owen.

Wiedziałem, że mój szef się wkurzy. Nie miałem odwagi nic więcej się odezwać zanim on nie skończy swojego monologu. Nie lubi, gdy ktoś wtrąca mu się w zdanie.

- Ta dziewczyna jest niebezpieczna...- zaczął mówić, odwracając się do mnie plecami, a kąciki moich ust lekko drgnęły.

Przez moją głowę przeleciało kilka obrazów z chwil spędzonych z nią i nie mogłem uwierzyć w to, że zabija ludzi, dopóki nie wycelowała do mnie pistoletem. Zaskoczyła mnie.

Szybko się ogarnąłem, gdy Owen znów na mnie spojrzał.

- Nie wiem jak to zrobisz, ale musisz to zrobić maksymalnie do końca tygodnia, rozumiesz? Im szybciej, tym dostaniesz więcej kasy, chyba nie chcesz mnie zawieść, co? - jego ton stał się na koniec nieco spokojniejszy.

A ja zacząłem się zastanawiać jeszcze bardziej niż wcześniej, co Skye mogła takiego zrobić, że on ją, aż tak nienawidzi? Czy on naprawdę, aż tak kochał tą swoją Evelyn? Przecież ma
z dziesięć kochanek.

Jego żona pracuje za granicą i widzą się średnio co dwa miesiące. Naprawdę współczuję tej kobiecie, ale niestety nic nie mogę zrobić.

Można powiedzieć, że go w jakiś sposób lubię, ale jego stosunek do kobiet jest po prostu obrzydliwy.

- Oczywiście, że nie - odpowiedziałem z pewnością siebie.

Ale niestety będę musiał.

Jeszcze kilkanaście minut temu, będąc w Bushy Parku celowałem do niej, wiedząc, że i tak nie odważę się tego zrobić.

Można powiedzieć, że uratował ją ten jeden dzień. Gdybym poznał ją po dostaniu tego zlecenia, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.

Albo i nie. Może mimo tego i tak patrzyłbym na nią tak samo.

Rany, ta dziewczyna naprawdę przez te kilka dni namieszała mi w głowie.

Together | L.H Where stories live. Discover now