4|Zmartwychwstanie.

634 35 18
                                    

Adrien wychodząc z samochodu nie myślał o tym co działo się w firmie. Jego myśli spoczywały na jego malutkiej córeczce, która aktualnie przebywała z jego dziewczyną. Oczywiście chłopak pragnął to zmienić. Chciał by jego najdroższa stała się jego małżonką, która miała spędzić z nim resztę życia. W wolnych chwilach jego myśli błądziły przy oświadczynach, które chciał zaplanować by nie były jakieś zwyczajne a wyjątkowe i oryginalne jak przystało na niego. Nieraz chodził zadumany nad przyszłością.

W sumie zdążyli już założyć rodzinę tak przedwcześnie. Ogółem złamali zasady, które były postawione przez ludzkie tradycje i zwyczaje ale czy to właśnie nie była oryginalność? Jako jedna z nielicznych znanych par potrafili się wyróżnić. Paryż oczywiście dowiedział się o Emmie, co niezwykle martwiło Marinette, która obawiała się o swoją córkę. Ten czas już minął. Teraz największymi obawami był Gabriel Agreste!

— Witaj, Luno — zwrócił się do sekretarki na co ta odpowiedziała kiwnięciem głowy.

Kilka kroków przed nimi stała cała w skowronkach Amy, która emanowała tego dnia pozytywną energią. Chłopak przywitał się z nią na co ta odpowiedziała mu tym samym. Blondyn podążył do swojego gabinetu a krok za nim Luna, która z wyniosłą posturą i wyrazem twarzy kroczyła wśród pracowników. Ubrana była w elegancką, dopasowaną sukienkę z długim rękawem i czarne szpilki. Całość dopełniła czarną, małą torebką.

— Co dziś w planach? — zwrócił się do kobiety.

— A więc... Ma Pan spotkanie z Radą Firmy, musi podpisać Pan kilka formalności...

— Czekaj... Spotkanie z Radą? Z jakiego powodu? Przecież żadnego z nimi nie uzgadniałem.

— Nie wiem, Proszę Pana.

Adrien nic nie rozumiał. Był we własnej firmie a nie wiedział zupełnie nic tak samo jak jego asystentka. Czy to było normalne? Nigdy nie było czegoś takiego. Poczuł zamęt, bałagan i rozgardiasz co zaczęło mu przeszkadzać. Nie mógł pozwolić by w jego firmie panował haos. Zresztą Marinette by mu tego nie darowała. O ojcu nie wspominając...

Chłopak wyszedł z gabinetu z odgłosem trzasku drzwi. Zdezorientowana Luna stanęła jak wryta spoglądając na swojego szefa. Nie spodziewała się gwałtowności z jego strony. Blondyn dobrze wiedział co się kroiło. Nie taki był plan! Skierował się w stronę dotychczas nieużywanego gabinetu Marinette, którego ominął. Szedł przed siebie. Coś samo z siebie go kierowało.

Nagle jego oczom ukazał się obraz, którego się z jednej strony spodziewał ale z drugiej jeszcze kilka tygodni temu wydawałby mu się nie możliwy. Stał przed nim zaskoczony ojciec, którego obstąpiły projektantki i projektanci, których miny mówiły wszystko. Mężczyzna przez chwilę gdy nie zauważył swojego syna wyglądał na usatysfakcjonowanego ale gdy tylko go ujrzał jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. W momencie z zaskoczonego zrobił wymuszony uśmiech po czym podszedł do chłopaka i założył mu rękę za plecy.

— Przyszedł i mój syn — zwrócił się do pracowników, niegdyś jego firmy — dotychczasowa głowa firmy! Cudownie, że to ty przez ten czas mnie zastepowałeś! Co bym bez ciebie zrobił!

Każdy kto znał Gabriela Agreste, w tym momencie jedyną taką osobą był jego syn, wiedzial że mężczyzna kłamał w żywe oczy. Jego wszystkie słowa były jednym kłamstwem, tak zatrutym, że najbardziej odporny na wszystko by się zatruł. Jego ton był równie fałszywy co używane przez niego słowa. Donośny i przemawiający ale jednocześnie można było wyciągnąć z niego więcej... Bo zdradliwy ton, który od razu wyłapał młodszy Agreste.

— Co ty robisz? — zagadnął go głosem tak cichym, że żaden z pracowników nie mógł go usłyszeć a tylko i wyłącznie jego ojciec.

— Nie widać? Poszerzam możliwości!

Always & Forever | MiraculousWhere stories live. Discover now