♠ Lawenda drobnej pewności siebie ♠

72 10 0
                                    

„Potrzebuję dostępu do aktów prawnych i jakieś dwie godziny", padło... no, jakieś dwie godziny temu. Jak ten czas szybko płynie, kiedy ma się dobry dzień. Co prawda Elise zaskoczyła go swoim postanowieniem, że zostaje wraz z gościem, ale kim musiałby być Mori, by zabronić takiej drobnostki swojej kruszynie?

Siedząc przy swoim biurku i podsumowując wszystkie bieżące kwestie, Ougai złapał się na nieco sentymentalnym poczuciu, że wszystko będzie gotowe w stu procentach. W ostatnich latach niezwykle rzadko odczuwał ten przyjemny spokój, zawsze wylęgało się coś. A to przemyt napotykał kontrolę na drodze i trzeba było sprzątnąć nadprogramowych mundurowych, co opóźniało dostawy, a to znów w ten czy inny sposób utrudniano im szpiegowanie ludzi, których trzeba było później wykorzystać. Ciągle coś. Dzisiaj zaś miał jakieś dziwne przeczucie, że nic takiego się nie stanie, jedynie raz na jakiś czas dostawał wiadomość lub telefon z krótkim komunikatem „Zrobione, szefie". Bardzo lubił ten komunikat. Mógł o danej kwestii zapomnieć i skupić się na czymś innym.

Do pełni szczęścia właściwie brakowało mu tutaj tylko jego starego ucznia. Ale też zdążył się już pogodzić z myślą, iż Dazai prawdopodobnie nigdy nie wróci do Mafii. A szkoda. Miał bystry umysł i kompletny brak zahamowań, a to dwie cechy, które czyniły z niego naprawdę świetną broń.

Poskładał sobie wszystkie sprawy zamknięte na jeden stosik i zostało mu raptem dziesięć kwestii otwartych, a było dopiero południe. Ten dzień naprawdę był dobry. W kilku mniejszych kwestiach właściwie można było już wykonać kolejne ruchy, czym też postanowił zająć się w najbliższym wolnym czasie. Ale to nie było teraz.

Jak raz właśnie jego piękność weszła do gabinetu, niosąc jednego ze swoich misiów. Mori od razu zaprzestał pracy, wyszedł zza biurka i przykucnął przy nieco nadąsanej dziewczynce, która po namyśle podała mu zabawkę. Przygarnął go i przytulił, jakby był dla niego najważniejszym stworzeniem, zaraz po Elise, oczywiście. Dziewczynka choć trochę się rozchmurzyła.

- Pan Ango kończy pracować - powiedziała grzecznie, choć z niezadowoleniem.

Mori aż spojrzał na zegarek. Dwie godziny i trzy minuty, mężczyzna był słowny. Wręcz idealny czas... Jednak złotowłosa znów się odezwała:

- Rintarou, puść go wolno i chodź się pobawić, co?

Przez myśl Ougaia przeszło, aby podręczyć nieco okularnika i kazać mu zaopiekować się jego podopieczną, ale to byłoby jednak tylko marnotrawstwo czasu. Mężczyzna był mu potrzebny do innych celów, a skoro jakimś cudem tu był, to trzeba to wykorzystać w pełni.

- Nie mogę, cukiereczku - odpowiedział blondynce i pogłaskał ją po głowie. - Ale w nagrodę jutro pójdziemy do twojej ulubionej lodziarni, zgoda?

Dziewczynka była wciąż nieco naburmuszona, jednak ostatecznie kiwnęła głową i jednym mocniejszym ruchem wyrwała misia z rąk mężczyzny. Ten tylko się uśmiechnął pogodnie, uznając to zachowanie za nieskończenie urocze, po czym się podniósł. Tu były... sprawy do realizacji.

Ruszył ze swojego gabinetu, przemierzając korytarz, który wcześniej jakoś tak mu się ciągnął, teraz zaś umknął w trymiga. Jakby przestrzeń się z nim bawiła w kotka i myszkę. A może to on jednak szybciej szedł? Sam nie wiedział.

Pokój wyglądał podobnie do tego, jak go zostawił. Obecnie jedyną różnicą były rysunki Elise pozostawione przez dziewczynkę naprzeciw mężczyzny, który coś zapisywał na kartce papieru eleganckim długopisem. Obok niego leżał laptop, na którym wyświetlała się ściana tekstu podobna do tego, w jaki sposób publikowane są ustawy. Urzędnik nie zwrócił na niego uwagi, kiedy Mori po prostu wkroczył i przechodził za kanapą. Jednak uwagę mafiosy przyciągnął pewien błysk między końcówkami włosów jego chwilowego pracownika, błysk spod kołnierzyka, którego nie zamierzał zignorować. Sięgnął do karku mężczyzny, na co ten drgnął wyraźnie. No tak, lekarz ciągle zapominał, jak zimne potrafi mieć dłonie. Palcem podważył cienki łańcuszek i wydobył zza kołnierza mężczyzny medalik, który był dziwnie znajomy. Ango zastygł w bezruchu, Ougai nawet nie był pewien, czy ten oddychał. Szybko przemknął na miejsce obok na kanapie, kładąc jedną rękę obok urzędnika, który od razu lekko, ale tylko lekko, się odsunął. Drugą zaś ujął bezczelnie ten wisiorek, oglądając go. Srebrna blaszka z wygrawerowanym zdobieniami oraz inicjałami AS, biżuteria zwędzona dawno temu jednemu z tysięcy zamordowanych ludzi.

[BSD] Nie pogrywaj ze mną!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz