♦ Szafran blasków z okien ♦

61 9 0
                                    

Światła migotały jak szalone, będąc zagrożeniem dla potencjalnych epileptyków. Dźwięki wokół aż ciężko było określić muzyką, były głośne, powtarzalne i agresywne w swojej mechanicznej formie. Motłoch bawił się w dużej sali, a DJ niczym samiec alfa przewodził tej masie złożonej z ludzi, nadając i tempo muzyczne, i to, w jaki sposób mieli się kiwać. Klub nocny w całej swojej okazałości.

Obrzydliwie głośne, śmierdzące tytoniem, alkoholem i ludzkim potem miejsce z muzyką, której naprawdę nie chciało się słyszeć. Praca tajnego agenta była czasem okropnie męcząca.

„Daiki" siedział przy barze, sącząc drinka i obserwując otoczenie. Chyba po raz dziesiąty dzisiaj przejechał po swojej skroni, chcąc poprawić okulary, których nie miał, a także zagubione włosy, które przecież zostały wygolone. Okropne przyzwyczajenia. Ale dzięki drastycznej zmianie stylu przynajmniej był absolutnie pewien, że nikt nie zauważy w nim Sakaguchiego Ango. Dzisiaj, na potrzeby misji, był kimś zupełnie innym. Miał żonę, z której był kompletnie niezadowolony, a także córkę, która nie miała do niego za grosz szacunku. Miał też parę innych ustaleń co do swojej sztucznej tożsamości.

Łupanka, która go otaczała przeszła właśnie w jakiś inny utwór, który też składał się z agresywnych rytmicznych i powtarzanych w tle fraz, które wpadały jednym uchem i wylatywały innym. Jednak na zapleczu dostrzegł jakieś poruszenie, coś się działo. Zerknął na barmana, ten jednak zabiegany na szybko tworzył drinki i polewał sake niecierpliwym, momentami agresywnym klientom. Nie pilnował nawet tych drzwi, które wręcz przysłaniali inni klubowicze. Idealnie. Daiki wyjął telefon i ustawił dyktafon, po czym jak gdyby nic wstał, dopił drinka i pokierował się do drzwi gospodarczych. Nagrywanie włączył w chwili przejścia do korytarza. Muzyka momentalnie przycichła, a on wewnętrznie odetchnął z ulgą. Miał już dość techno na najbliższe kilka lat.

- ... jakieś pięć tysięcy kafli dolarów, a opóźniacie to już drugi miesiąc! - krzyczał jeden męski głos.

- Nie moja wina, że macie pierdolone bojówki w porcie zamiast normalnej obsługi, którą można by wychujać! - darł się drugi męski głos o nieco dziwnym akcencie.

Agent przystanął tak, by nie widzieć tych ludzi i by nie być widzialnym, ale słyszał ich doskonale i wiedział, że na nagraniu będzie co trzeba. Teraz tylko uważać na ruch od strony sali tanecznej.

- Jebie mnie to, czy mafijka robi wam problemy, czy nie. Możecie dragi przewozić w cegłach jak wam tak wygodnie. Są setki sposobów, a ciągle słyszę jakieś wykręty! Nie mam jak zatrzymać ważnych klientów!

- Nie moja wina!

- A co, kurwa, moja!?

Szelest materiału wraz z ludzkim sykiem wściekłości wskazywał na to, że prawdopodobnie złapali się za fraki. Głuche uderzenie i zaraz po nim jęk cierpienia. Jeden z nich musiał oberwać, w kolejnej feerii dźwięków można było dosłyszeć jak któryś pada na kolana i chyba raz jeszcze obrywa. Ten głos z dziwnym akcentem stał się bardziej poważny, głęboki, zimny.

- W czwartek za dwa tygodnie spróbujemy znowu przemycić towar do Yokohamy, ale jak mafia będzie utrudniać, wycofamy się z transakcji. Życie moich ludzi jest ważniejsze, niż te grosze, które ty zaproponowałeś.

Daiki zapisał nagranie i umknął, zanim rozmawiający skierowali się w stronę sali. Jeśli w ogóle się skierowali. Miał już to, czego potrzebował, więc nie musiał tutaj dłużej przebywać. Ruszył od razu do wyjścia głównego, starając się możliwie jak najbezpieczniej wyminąć bawiących się ludzi i nie wpaść do samego centrum skaczącego tłumu. Wydostanie się z niego byłoby bardzo problematyczne.

[BSD] Nie pogrywaj ze mną!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz