I. Kolor

1.2K 114 69
                                    


- Kojiro, patrz! 

Mały chłopiec odwrócił się niechętnie od ostrożnego wiązania sznurówek śpiącemu Kadarou. Dwóch chłopców patrzyło na tę akcję z wrednymi uśmiechami na ustach, ale i lekkim podziwem, w końcu Kojiro był jedynym z dwojga dzieci w ich przedszkolu, które umiało samodzielnie zawiązać supeł. Poza tym, kiedy Kadarou już się przewróci, to wiadomo będzie na kogo poskarżyć. Oczywiście, że na Karou. Ich grupowy mądrala jeszcze nie pojawił się dzisiaj w przedszkolu, ale uwielbiali na niego skarżyć z byle powodu. Już trochę za tym zatęsknili, bo Kaoru od tygodnia siedział w domu chory, aż do dzisiaj. Nie miał jeszcze nawet okazji poznać ich nowego kolegi w grupie - Kojiro. 

Był u nich tylko tydzień, a robił prawdziwą furorę. Przypadł do gustu absolutnie wszystkim, potrafił znaleźć wspólny język zarówno z popularniejszą grupką, jak i tą bardziej wycofaną, choć z tą drugą bardziej po to, by znaleźć okazję do uprzykrzania im życia. I tak byli mu wdzięczni, przynajmniej ktoś się nimi interesował. Kojiro był wygadany, wesoły i bardzo pomysłowy. Wystarczył mu tydzień, żeby przejąć rolę lidera. I czuł się w niej jak ryba w wodzie. 

Sanda pokazywała z szerokim uśmiechem obrazek, który namalowała specjalnie dla chłopca. Pokiwał tylko głowa i uśmiechnął się w odpowiedzi, nie chciał obudzić leżakującego Kadarou. Zakończył wiązanie supełka i zadowolony usiadł w pewnej odległości od nieświadomego śniącego. Wziął do ręki kilka klocków i udawał, że jest skupiony na budowaniu sobie klockowego samochodu strażackiego. 

- Patrzcie kto wrócił. - Drzwi do sali otworzyły się, zwracając uwagę wszystkich dzieciaków, z wyjątkiem tych, które jeszcze spały. Do sali weszła opiekunka z drugiej grupy, trzymając za rękę małą dziewczynkę. Była za mała jak na ich grupę - pomyślał Kojiro. Mógłby patrzeć na nią z góry, nawet gdyby zdjął buciki. Zostawił wóz strażacki i podniósł się z siadu skrzyżnego. 

Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Lubił poznawać nowe dzieci. Czuł się trochę jak przedstawiciel grupy, który ma obowiązek powitać koleżankę, chociaż chyba przyszedł tu już po niej, bo pani Hazaru powiedziała, że dziewczynka wróciła, czyli była tu przed nim. Przepchnął się przed kolegów, uważając, żeby nie nadepnąć nikomu na buciki. Był wyższy niż reszta chłopców, nie mówiąc o dziewczynkach. Dużo osób brało go za starszaka. 

Dziewczynka miała ładne różowe włosy sięgające uszu. Zdziwił się tylko, czemu nie zapięła ich jakimiś spinkami, bo trochę wpadały jej do oczu. Dziewczynki przecież lubią takie rzeczy, jego koleżanki nosiły spinki i różne dziwne opaski. Pierwszy raz widział taki kolor włosów i niesamowicie mu się to spodobało. Były jaśniutkie, jak płatki kwiatuszków na drzewach jak jest wiosna i chodzi z mamą na spacery do parku, albo nad rzekę. Na policzkach wyszły jej rumieńce takiego samego koloru. Trochę nieśmiało zasłoniła się kawałkiem spódnicy pani Hazaru, co wydawało mu się dziwne, bo przecież nie była w swojej grupie pierwszy raz. Dlatego postanowił działać, szkoda mu było, że dziewczynka się nie uśmiecha i jest jakaś poważna Nie miała powodów, żeby się smucić. Wyszedł na sam przód i uśmiechnął się najładniej jak potrafił. 

- Cześć, jestem Kojiro. Chodzę do tej grupy siedem dni. - Pokazał na palcach siódemkę, żeby dziewczynka lepiej zrozumiała. 

- Ładnie z twojej strony, że się przedstawiłeś i przywitałeś, Kojiro. - Pochwaliła go pani Hazaru. 

Dziewczynka przestała ściskać w pięści spódnicę nauczycieli i spojrzała na niego delikatnie zainteresowana. Odrobinę rozluźniła brwi i przygładziła ostrożnie zmięty materiał spódnicy opiekunki. Wystąpiła nóżką na przód i ukłoniła się prawie niewidocznie. 

Splątani| Joe x CherryWhere stories live. Discover now