IV. Strata

781 77 41
                                    

Joe nie za bardzo orientował się, ile czasu czekali już na izbie przyjęć. Każda minuta wydawała się godziną, a on w ciągu zaledwie trzech (wiedziałby to, gdyby myślał racjonalnie) pogroził pielęgniarzowi sześć razy. Kaoru w pionie trzymało jeszcze tylko silne ramię Kojiro. Starał się ulżyć mu ze wszystkich sił, gdyby tylko była taka możliwość zabrałby od niego część, a nawet cały ból, jaki zafundował mu dawny przyjaciel.

Nie chciał wiedzieć, co kryje się teraz w głowie Kaoru. Jak bardzo musiał być zawiedziony i zawstydzony swoimi uczuciami, których nie umiał ukryć przed nikim, zwłaszcza Kojiro i Adamem. Rywalizacja rywalizacją, ale o nie o nią chodziło w tym wyścigu i cała trójka musiała zdawać sobie z tego sprawę. Niestety tylko dwóch z nich traktowało próbę dotarcia pod skorupę Adama poważnie. Utwardziła się za bardzo, przedarła się do jego serca, które skostniało, tak samo jak twarz, którą ukrył za maską błazna. 

Tego co zrobił, nie spodziewał się nawet Kojiro, a nie ufał Adamowi, praktycznie od dnia poznania, nawet gdy trzymali się razem, a Adam był jeszcze Ainosuke. Teraz już wiedział, że to zazdrość, wtedy wydawał się po prostu za bardzo idealny, a przez to podejrzany. Ideały nie istnieją, ale nie u każdego da się zaakceptować to co nieidealne. Taki przywilej rezerwujemy chyba tylko dla kogoś, kogo nasze serce chce zrozumieć i zaakceptować. Bo Adam i Cherry mieli swoje wady w oczach Kojiro, tylko jednemu był w stanie je wszystkie wybaczyć i zamienić w zwykłą codzienność. Dogryzanie i oziębłość przyjaciela już od lat przestała mu przeszkadzać, a może nigdy mu nie przeszkadzały, czasem tylko lekko dźgały jego dumę i napięte nerwy - w wyjątkowych sytuacjach. 

Obłudy i okrucieństwa Adama nie potrafił wytłumaczyć, choć słyszał niejedno o powodach, dla których się taki stał. Umiał to jednak tłumić. Aż do dzisiaj. Trochę się tego wstydził, bo nie potrafił znienawidzić Adama nawet, gdy bezmyślnie uczepił się młodego chłopaka, który czerpał radość z jazdy. Nawet po wypadku Rekiego potrafił utrzymać nerwy na wodzy. Dopiero tej nocy, Adam stracił w jego oczach wszystko. Kiedy podniósł rękę na najbliższą mu osobę na świecie. 

Delikatnie pogładził obejmowane ramię ledwo siedzącego przyjaciela. Nie chciał się już podnosić i znowu narażać go na ból. Mógł mieć tylko nadzieję, że ktoś się w końcu zlituje i znajdzie dla nich trochę czasu, żeby chociaż stwierdzić, że to nic zagrażającego jego życiu. Na pewno miał złamaną przynajmniej jedną kończynę. Jeśli którąś z nóg, to przez kolejne miesiące będzie wysłuchiwał marudzenia na brak jazdy, swędzącą pod gipsem skórę, schody, których w ich małym mieście było więcej niż znaków drogowych i brak możliwości na siedzenie w wannie po trzy godziny, tak jak lubił. Wszystko jedno - oddałby cokolwiek, żeby Kaoru zaczął teraz na coś narzekać. 

Zamiast tego słyszał przy uchu jego momentami nierówny oddech i cichutkie postękiwania, kiedy któraś z części ciała przypomniała, że trzeba się nią zająć. Czasem stukot czyjś butów i złudna nadzieja, że ktoś idzie im pomóc. 

- Gdybym wiedział, nie pozwoliłbym ci z nim jechać - powiedział cicho przed siebie, nie mogąc wytrzymać już tej bezsilności - mogłem się przecież domyślić. To żadna wymówka. 

Różowe, długie kosmyki zwisały w dół i przyklejały się do materiału jego koszuli. Wydawało mu się albo straciły swój różowy odcień i stały się bardziej wypłowiałe. Może to przez białe, szpitalne światło. Gdzieniegdzie pokrywał je brud i kawałki zaschniętego błota. Kaoru w normalnym stanie, nigdy nie pozwoliłby sobie na taki nieład na głowie. Gdyby nie to, że bał się ruszyć, Kojiro pewnie zacząłby je poprawiać, żeby chociaż trochę poprawić jego komfort psychiczny. Chociaż ciężko powiedzieć czy cokolwiek pomogłoby teraz poradzić sobie Kaoru z tą sytuacją. Adam znaczył dla niego naprawdę wiele, nawet teraz. Kojiro nie chciał niszczyć jego nadziei i wypominać jak puste były, bo sprowadzenie Adama na dobrą drogę było czymś, co nadawało w dużym stopniu sens dla jazdy Kaoru. 

Splątani| Joe x CherryWhere stories live. Discover now