III. Długość

805 88 48
                                    

Od kiedy Kaoru dostał się na studia, rozkład dnia Kojiro bardzo się zmienił. Nie spotykali się już tak często, bo przyjaciel poświęcał na naukę ogrom czasu, więcej niż on przez całe liceum. Męczyła go bezradność i nuda, kiedy nie miał przyjaciela u boku. Musiał zajmować sobie czas, a nigdy wcześniej nie miał takiego problemu, na gorszy nastrój i nudę to Kaoru zawsze odnajdywał sposób. Głównie chodził na siłownię, pomagał mamie w kuchni, albo chodził po mieście, szukając sobie miejsca. Wyczekiwał szczególnie weekendów, bo to wtedy spotykał przyjaciela i razem do nocy poświęcali się treningom na desce. Sam oczywiście również ćwiczył, ale nie miał wtedy tyle zapału, który czerpał z zewnątrz. W końcu deska była dla nich odskocznią, a dla niego okazją na spotkania i wspólne spędzenie czasu. Za Kaoru nie mógł się wypowiadać, choć bardzo marzył, że i on trenuje dla tych samych pobudek. 

Pędził z zawrotną szybkością ulicami miasta, żeby zdążyć przed przyjazdem pociągu. Nie umawiali się z Kaoru, że go odbierze, chciał zrobić mu niespodziankę, dlatego tak ważne było, żeby się nie spóźnił, bo inaczej mogą się minąć. Kilka starszych osób spojrzała się za nim, kiedy śmigał na desce. Wielu ludzi nie rozumiało miłości, jaką można darzyć swoją pasję, a szkoda, bo może mniej byłoby na świecie smutnych  ludzi, zawieszonych tylko między różnymi obowiązkami. Nie potrafili zrozumieć radości z szumiącego w uszach i we włosach wiatru, dreszczyku emocji na ostrych zakrętach, uczucia wolności podczas skoków. Dla nich to tylko nic nie warta, niebezpieczna rozrywka dla ludzi pozbawionych rozsądku. Dla niego, Kaoru czy Ainosuke to prawie jak drugie życie. Jedni uciekają w wyobraźnię, inni książki, a oni uciekali przed światem na deskach. Uwielbiał to i nie zamierzał się dla nikogo zmieniać.

Na dworcu musiał zejść z deski, tłum ludzi był za duży. Wszyscy się gdzieś spieszyli, ale do pociągu, albo z. Przeciskał się tak szybko i zwinnie, na ile pozwalała mu muskulatura i wzrost. Zajmowanie nudy siłownią przynosiło efekty. Nie żeby narzekał, jak na razie robił to tylko Kaoru. Mówił, że zaczyna przypominać goryla. Dziewczynom się podobał, a to chyba znaczyło więcej niż słowa przyjaciela, który kochał go obrażać na każdym kroku.

Widział z daleka, że pociąg stoi już na stacji, ale ludzie dopiero zaczynali się z niego wylewać. Posiadanie za przyjaciela kogoś takiego jak Kaoru miało plusa (nie jednego, ale akurat ten wiele razy uratował mu życie) - bardzo łatwo było go odnaleźć w tłumie ludzi. Wyróżniał się jak mało kto. Dość wysoki wzrost zwieńczony różowymi, długimi włosami. Zauważył go przy wyjściu z wagonu, gdzie siłował się z własną walizką. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Podbiegł do przyjaciela i złapał za rączkę jego walizki, próbując się z nią nie przewrócić ze śmiechu, kiedy Kaoru pisnął i rozwścieczony odwrócił się, żeby walczyć o swoją własność. 

- Debilu, już chciałem wyciągać gaz pieprzowy - przewrócił oczami, widząc zadowoloną twarz Kojiro. 

- Zaskoczyłem cię - wyszczerzył się, bez trudu ściągając ze schodków wielką walizkę. 

- No i z czego się cieszysz? Mam ci dać medal? - poprawił na sobie ładną koszulę w granatowym kolorze. Kojiro uwielbiał jego styl, choć sam ubierał się zupełnie inaczej, bardziej swobodnie. 

- Wystarczy przytulas - rozłożył ramiona z rozbawioną miną, czekając aż policzki Kaoru zarumienią się, z resztą jak zawsze, kiedy mówił tego typu teksty. 

 - Nie będę cię przytulał, gorąco jest. Pewnie śmierdzisz potem. 

- Wyobraź sobie, że mam coś takiego jak antyperspirant. 

- To że go masz to nie znaczy, że używasz - warknął, machając ręką, żeby przegonić go z drogi. Minął go z różem na kościach policzkowych i bez swojej walizki, którą z góry uznał, że ma za nim ciągnąć Kojiro. 

Splątani| Joe x CherryWhere stories live. Discover now