Wszystko na jedną kartę

154 10 2
                                    

– Nie sądzisz, że powinniśmy powiedzieć w końcu twoim rodzicom o ich przyszłym zostaniu dziadkami? – spytałam, układając pranie w kostkę.

W ten piękny poniedziałkowy dzień Chase dostał wolne u Dante i mógł go spędzić w domu. Zabraliśmy się za porządki, a raczej zagoniłam go do nich siłą. Był czyściochem, ale przy okazji leniem. Mył okno u podstawy, a ja stałam za jego plecami przy komodzie. Gwar miasta dzięki szczelnym szybom nie przebijał się do zacisza domu. Nienawidziłam Sydney.

– Dziecko nie ma dziadków – powiedział surowo.

– Ma. Twoich. – Odwróciłam się do niego z dłońmi na biodrach. – Chase, też ich nie lubię, ale mają prawo wiedzieć.

– Zaraz za prawem oddania go mafii czy przed? – Spojrzał na mnie przez ramię z uniesioną brwią.

– Nie żartuj – ostrzegłam. – Może zmienią się, gdy usłyszą tę nowinę?

– Owszem, na gorsze.

– Chase! – zirytowałam się.

– Lyra, powiedziałem nie! – odkrzyknął mi. – Dowiedzą się przypadkiem, trudno. Ale nie będziemy się fatygować do nich z tą informacją i koniec kropka.

– Kto powiedział, że my do nich? – Prychnęłam z frustracji. – To oni przyjadą do nas.

– No jeszcze czego? Może wyślemy im telegram?

– Przestań być cyniczny.

– To przestań mi pierdolić farmazony od rana.

W myślach dopowiedziałam sobie „dupek". Rozumiałam jego niechęć do rodziców, popierałam ją w pełni. Nie rozumiałam ich postępowania i właśnie to napędzało mnie do zmiany tego faktu. Jego matka zwariowała po oddaniu go w ręce Dante, a to świadczyło o tym, że musiała wyzbyć się sumienia, które gryzło ją każdej nocy przez trzynaście lat. On tego nie widział, zbyt zaślepiony nienawiścią. Wypierał się ich istnienia, a i oni szczególnie nie kłopotali się z odzyskaniem jego miłości. Sporadycznie odbierałam telefon od jego ojca, który pytał o ogólne sprawy, a potem po prostu znikał na kolejne tygodnie. Jego mama nie zadzwoniła ani razu przez ponad rok.

Mimo wszystko zazdrościłam mu posiadania rodziców. Ja wylądowałam w przytułku, skąd zostałam sprzedana jakiemuś miliarderowi. Całe szczęście, że jego celem było uwolnienie dzieci z niewoli, a nie zamykanie ich w niej. Mówiłam do niego wujku, nauczył mnie pisać i mówić. Przy okazji wielu zbędnych umiejętności, ale to dzięki nim stworzyliśmy więź. Potem zmarł na raka płuc, a ja byłam dostatecznie dorosła, aby poradzić sobie sama. Mimo to Lincoln, przyjaciel wuja, postanowił mnie przyjąć pod swój dach. Tak chcąc nie chcąc trafiłam w kręgi Podziemi i musiałam stosować się do reguł tam panujących. Z niewoli do niewoli. Tym dla mnie było życie. Dopóki nie poznałam Chase'a, który był w znacznie gorszej kondycji psychicznej. Lincoln dał mi proste zadanie:

– Muszę odejść, a nie zostawię tego gówniarza na pastwę losu. – Westchnął, patrząc w dal. – Zaopiekuj się nim. Szkoda chłopaka.

Cel był prosty; wkupić się w jego łaski. Wykonanie okazało się jeszcze prostsze. Chase łaknął bliskich osób, a gdy dowiedziałam się o jego rodzinie, to nawet mu się nie dziwiłam. Pierwszy widok jego zakrwawionej koszuli był szokujący, ale on tylko wzruszył ramieniem i odpalił papierosa, jakby to było nic nadzwyczajnego, że właśnie pozbawił życia człowieka. Lub ludzi. Potrafił wyzbyć się emocji, które przeszkadzały w pracy, bo za bardzo cenił sobie życie, ale jego stres odkładał się w ciele. Nocami budziły go koszmary, czasem wymawiał czyjeś imiona. Najbardziej jednak tęsknił za Linem. Wiedział, że zmarł, Dante nie wypuściłby go z objęć, a ja nie mogłam zrobić nic innego, jak go przytulić. Było mi przykro, Lin był także i moim przyjacielem. Znielubiłam go co prawda przez wciągnięcie mnie w gówno, ale gdyby nie to, Chase zostałby teraz sam, a ta wizja przerażała bardziej. Z dwojga złego wolałam być tutaj niż gdzieś sama w pracy w korporacji.

One more time//✔Where stories live. Discover now