Bo zabijanie niszczy-mistrzy

141 7 0
                                    

Życie potrafi pisać najbardziej zjebane scenariusze, jakie mogą zostać odegrane na scenie. Niektórych lepiej nie pokazywać światu, bo wychodzisz na tego złego. Pytanie jednak brzmiało, co mianowane było dobrem a co złem? Kim byli ludzie, by klasyfikować te dwie sprzeczne grupy. Dlaczego zabicie kogoś w akcie obrony było dobre, a zabicie kogoś w ramach pracy już nie? Nie rozumiałem zasad, którymi kierował się świat. Nie byłem skory, aby za nimi podążać. Pod osłoną nocy przemykałem ulicami, chociaż powinienem bezpiecznie spać w sierocińcu. Nie byłem tym zainteresowany. Odkąd pamiętam, sprawiałem problemy innym. Moi rodzice oddali mnie do adopcji zaraz po urodzeniu, a przynajmniej tak powtarzali mi opiekunowie. Nic nie było ciekawe, wszystko wydawało się szare i nudne. Dorośli pędzili każdego dnia, chociaż i tak mieli umrzeć. Dzieci płakały, bo nie dostawały cukierka od rodziców. Nuda.

Żaden z dorosłych, którzy odwiedzali ośrodek, nie chcieli mnie przygarnąć, gdy pokazywałem im swoje oblicze. Często dostawałem za to pasem lub lądowałem u psychologa. Życie na warunkach innych było ciężkie i denerwujące, ale przynajmniej mnie karmili. Musiałem tylko trochę podrosnąć, a potem sam dałbym sobie radę. Sam wymierzałbym sprawiedliwość według własnych zasad.

Lubiłem wyładowywać swoją złość, ale zawsze czułem, że to za mało. Kopniecie, uderzenie. To było nic. Gdy pierwszy raz okazałem się silniejszy od przeciwnika, spodobało mi się to. Prosił o litość i przepraszał, że na mnie wpadł. W sumie jego wina, powinien przepraszać. Zakonnica kazała nam wybaczać, uczyła miłosierdzia. Byłem łaskawy, dlatego mu wybaczyłem, ale czułem głód. Świadomość, że czyjeś życie było w moich rękach, była cudowna! Byłem jak Bóg, mogłem wybierać, kto mógł przeżyć, a kto umierał. Chciałem bardziej się w to zagłębić, ale jeśli bym kogoś zabił, pewnie i ja bym zginął. Byłem słaby i uzależniony od dorosłych. Nie miałem żadnych przyjaciół, którzy mogliby mnie schować. Żadnych pieniędzy, za które mógłbym uciekać. Nie miałem też papierów. Byłem tylko dzieckiem. Żałosnym dzieckiem. Jeszcze tylko trochę podrosnąć i mogłem karać, odbierać i dawać.

W wieku dwunastu lat coś zaczęło się zmieniać, burzyć moją rutynę, którą tak starannie ułożyłem, o którą tak dbałem. Zachowywałem pozory dobrego ucznia, nawet nie wdawałem się w konflikty, a przynajmniej nie te jawne. Dzieciaki wolały schodzić mi z drogi, niż zaczepiać i prosić o coś. Szkoda, lubiłem pomagać. Dlatego właśnie, gdy zauważyłem, jak niski chłopiec jest prześladowany, nie mogłem przejść obojętnie. Trójka wyższych od niego dzieciaków, szarpali nim, wyrzucali jego książki. Przez ten raban, notatnik prześlizgnął się po podłodze wprost pod moje nogi. Podniosłem go i otworzyłem. Widziałem tam staranne pismo. Kilka pytań, odpowiedzi. Wydawało mi się to dziwne, ale może toczył rozmowę podczas zajęć z kolegą z ławki.

– No powiedz coś! – warknął chłopak, który trzymał niższego za koszulkę i cisnął nim o ścianę.

Nienaturalnie jasny blondyn skrzywił się nieznacznie, ale nie zakwiczał z bólu. Nie chciałem dłużej zwlekać, więc podszedłem i postukałem jednego z oprawców w ramię. Odwrócił się zaciekawiony, a moja pięść gładko wylądowała na jego policzku. Pozostała dwójka spojrzała na mnie zaskoczona i mogłem przysiąc, że właśnie odpłynęło z nich życie. Mimo to oprawca puścił niższego i rzucił się na mnie. Szamotaliśmy się przez dłuższą chwilę, aż zyskałem przewagę i chwyciłem go za kark. Z całej siły uderzyłem jego głową w pobliski rząd szafek. Odbiło się echem po korytarzu. Nie wiem tylko, czy to szafki zazgrzytały, czy pękła mu czaszka. W każdym razie runął na ziemię nieruchomo, a ja spojrzałem wokół siebie. Trzeci z napastników cofał się, aż potknął się o swoje nogi i również wylądował na posadzce. Spojrzałem na ofiarę. Wpatrywał się wprost w moje oczy tymi swoimi ciekawskimi zielonymi. Nie wyglądał na przerażonego, a to sprawiło, że już go polubiłem. Podszedłem wiec bliżej i zacząłem zbierać z ziemi jego rzeczy. Wrzucałem je do plecaka, aż z końca korytarza nie dobiegł mnie głos nauczycieli. Podbiegli szybko, aby pomóc najbardziej poszkodowanemu, który nadal się nie ruszał.

One more time//✔Where stories live. Discover now