83.

634 36 6
                                    

Rose szła z Delphine za rękę w stronę domu rodziców, gdzie chciała spotkać się z mamą, gdy rozległ się głos znanej jej rudowłosej.
- Rose!- zawołała Ania, na co te się zatrzymały, by mogła je dogonić. Gdy tak się stało, przytuliła mocno przyjaciółkę.- Oh, najdroższa. Tęskniłam za tobą. Oczywiście nie za Gilbertem, bo jego osiągnięcia w medycynie wciąż sprawiają, że przechodzi mnie dreszcz nienawiści, jednakże cieszę się, że wróciliście. Te prawie dwa miesiące dłużyły się w nieskończoność.
- Mi minęły bardzo szybko.
- Bo w podróży czas płynie prędzej.- zauważyła rudowłosa, po czym dała Delphine upieczone do pracy ciastko.- Jak się masz? Zapewne stęskniłaś się za Rose równie mocno, co ja.
- Tęskniłam.- stwierdziła dziewczynka ściskając mocniej dłoń Rose.
- Musisz mi wszystko opowiedzieć.- rzuciła do przyjaciółki podekscytowana Ania.
- Chętnie, ale właśnie idziemy do mojej mamy...- urwała patrząc na Anie zamyślona.- Masz może ochotę na herbatę?
- Lekcje mam dopiero za jakąś godzinę, więc bardzo chętnie.- odpowiedziała rudowłosa, po czym chwyciła przyjaciółkę pod ramię i ruszyły w trójkę w stronę domu Murphy'ch. Tam powitała ich Valentina, która przygotowała dla dziewcząt gorący napój i zasiadła z nimi przy stole. Z kolei Delphine bawiła się na kanapie swoimi zabawkami.
- Więc? Opowiadaj.- zachęciła Rose matka.
- Było wspaniale.- wyjaśniła brunetka.
- Co najbardziej ci się podobało? Dominika? A może Trynidad?
- Najbardziej chyba zachody słońca. Były...inne niż tutaj. I to morze. Wszystko było jakby inne.
- Chciałabym to zobaczyć.- rozmarzyła się Ania.- A co z Gilbertem? Okazał się być romantykiem?
- To już zachowam dla siebie.- rzuciła zdecydowanie Rose, co wywołało uśmiech na twarzy jej matki.- A co z tobą? Słyszałam, że w końcu masz gdzie uczyć.
- Tak, udało się odbudować szkołę, jednak wciąż brakuje ławek, więc dzieci siadają na podłodze lub na kocach.- wyjaśniła Ania.- To pomaga nawiązać kontakt z drugim człowiekiem, ale jest kłopotliwe dla kręgosłupów.
- Kto jak kto, Aniu, ale ty zapewne znajdziesz rozwiązanie z tej sytuacji.- zauważyła z uśmiechem Valentina.
- Chciałabym, ale panna Stacy mnie hamuje. Praca u jej boku jest spełnieniem mych marzeń. Jest moim autorytetem. Chcę być jak ona.
- Oby nie, bo pamiętasz, że panna Stacy ma za sobą ciężką stratę męża. Tobie tego nie życzę.- stwierdziła Rose.- Właśnie, co u Kurta?
- Zdążył się już zaaklimatyzować w Avonlea.- wyjaśniła jej matka, na co Ania przytaknęła.
- O tak, ma nawet ulubioną sąsiadkę. Pani Linde odwiedza go codziennie, by porozmawiać o literaturze i problemach w społeczeństwie.- rzuciła rudowłosa za śmiechem.- A Diana wyjechała do Paryża, tak jak kiedyś chcieli jej rodzice. Nie uwierzysz, ale zaręczyła się z jakimś bogatym paniczem.
- To wspaniale.- stwierdziła Rose zerkając na bawiącą się Deli.
- Ruby i Moody też planują już przyszłość. A Billy ma nawet dziecko.
- To oburzające, a nie godne naśladowania.- rzuciła Valentina.- Przez to Andrews zrobili się jeszcze bardziej irytujący. Ostatnio na przykład zajęli nasze miejsce w kościele.
- Będziecie się kłócić o miejsce w kościele?- zdziwiła się Rose.
- Nie chodzi o miejsce, a o to, że mają się ponad wszystkimi.
- Nic nowego.- stwierdziła dziewczyna.
- To prawda.- poparła ją Ania.- Od kiedy pamiętam są zadufani w sobie. Oczywiście oprócz Prissy i Janki. One są jakby z innego drzewa. Daleko padło jabłko i bardzo cieszę się z tego powodu.
- Cóż, w jednym przynajmniej im zazdroszczę.- rzuciła ku zdziwieniu dziewcząt Valentina.- Mają wnuka.
- Mamo...
- Tylko mówię, że chciałabym być babcią.
- Do tego raczej daleko.- stwierdziła Rose.- Powinniśmy już się zbierać. Gilbert zostaje do wieczora w Charlottetown, a chłopaki będą potrzebować po ciężkiej pracy czegoś ciepłego do jedzenia.
- Ja też już idę. Lekcje.- uśmiechnęła się Ania.
- Delphine, wracamy do domu.- powiedziała łagodnie Rose, na co dziewczynka pożegnała swoje zabawki oraz ciocie i wraz z brunetką opuściła dom Murphy'ch.

Do wieczora dziewczyna zajmowała się kochana Deli, jednocześnie szykując posiłek dla zapracowanych lokatorów. Gdy do Avonlea wrócił Gilbert, chętnie opowiedział o swoim dniu swojej żonie, która przekazała mu informacje od Ani. Po rozmowie oboje skierowali się do łóżka, szykując się do dni. Rose rozpuściła włosy, po czym zaczęła robić z nich warkocza. Chłopak dokładnie przyglądał się jej ruchom, co nie umknęło dziewczynie.
- Co?- spytała zdziwiona.
- Nic. Jesteś piękna.- powiedział, na co Rose spuściła głowę rumieniąc się.- Najpiękniejsza.- dodał, po czym pociągnął ją do siebie całując jej usta namiętnie. Po chwili zawisł nad dziewczyną, której włosy rozplotly się przez pominięcie związania ich. Chłopak zanurzył w nich palce, którymi porozdzielał kosmyki układające się w warkocz. Dziewczyna widząc to odsunęła go od siebie z gniewnyn wyrazem twarzy.
- Ledwo je związałam.- zauważyła, wywołując na twarzy Gilberta uśmiech.
- Wolę cię w rozpuszczonych.
- A ja wolę, gdy na dole nie śpi Bash i Elijah.- stwierdziła, na co chłopak westchnął, a Rose zaśmiała się pod nosem.- Dobranoc.- dodała obracając się na bok.
- Rose.- powiedział, po czym się zawahał.
- Co?- spytała cicho.- Co?- powtórzyła pytanie patrząc w oczy męża.
- Szaleję za tobą.- rzuciła, co wywołało uśmiech na twarzy Rose. Przegładziła jego policzki delikatnie.
- Dobranoc.- powiedziała, jednak ten pokręcił głową.
- Nie dam ci spać.- stwierdził i nim zdołała coś powiedzieć chłopak złączył ich usta w długim, namiętnym pocałunku, a jego dłoń zsunęła z ramienia żony ramiączko koszuli nocnej.

Spała w ramionach Gilberta, którego oddech lekko poruszał włosami na jej głowie. Nagle z ust Rose wydobył się jęk, poprzedzony ruchem głową. Zapanowała chwila ciszy, po czym dziewczyna znów jęknęła niezrozumiale, budząc przy tym Blythe'a. Chłopak przetarł oczy. Był środek nocy, a jego żona spała jakby nigdy nic. Już chciał powrócić do spoczynku, gdy ta zamknęła mocniej powieki mówiąc coś niewyraźnie. Po jej policzku spłynęła łza, która utwierdziła chłopaka w przekonaniu, że ta ma koszmary. Gilbert zmarszczył brwi wahając się nad tym, co zrobić, obudzić ją, czy poczekać aż się uspokoi. Jednak gdy Rose znów jęknęła odskakując w łóżku, chłopak postanowił działać.
- Hej, Rose.- powiedział łagodnie gładząc jej policzek.- Rose.- powtórzył, a ta otworzyła zaszklone oczy, po czym usiadła i rozejrzała się po pokoju, który był jej dobrze znany. Nagle słone krople zaczęły spływać po jej trzęsących się policzkach, na co Gilbert usiadł, by ją objąć.- Już dobrze, Rose. To był tylko zły sen.
- Przepraszam. Przepraszam.- powtarzała, gdy ten pocałował ją w głowę, gładząc i tuląc dziewczynę. Była roztrzęsiona, co łamało serce jej mężowi. Koszmar, to coś najgorszego na świecie. Przecież podczas snu powinniśmy wypoczywać, marzyć, a jednak ta cierpiała i to w jego ramionach.





Heeeej
Jest rozdziałek i to bardzo słodki, jak i gorzki na koniec♥️ pełen komplet xd koniecznie zostawcie komentarz oraz gwiazdkę, które motywują do pisania

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now