Rozdział 7

506 28 52
                                    

Roselle, zmęczona po całym dniu w pracy, weszła do domu marząc o ciepłej kąpieli i choć odrobinie spokoju. Praca w Świętym Mungu nie należała do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych, ale dzięki temu Roselle zarabiała pieniądze aby utrzymać ją i Phoebe. Ile by dała aby Syriusz cały czas przy niej był. Wiedziała, że gdzieś tak był, bezpieczny, ale tęskniła za nim i za jego głupotami, za jego nieprzemyślanymi pomysłami. Czasem chciała znów znaleźć jako szesnastolatka w Hogwarcie zaczynająca zakochiwać się w Syriuszu. Nieustannie wspominała ich pierwszy pocałunek na szlabanie.

Rzuciła torebką o kanapę i rozsiadła się w fotelu. W jej pokoju, w którym niegdyś spała z Syriuszem, usłyszała hałas. Zmarszczyła brwi i wzięła różdżkę do ręki kurczowo się jej trzymając. Cicho weszła na górę, a następnie do jej pokoju. Natychmiast opuściła różdżkę.

— Chyba nie chciałaś mnie zaatakować, kochanie. — powiedział łagodnie, wpatrując się w nią.

— Syriusz. — szepnęła — Co tu tu robisz? — zapytała — Ktoś Cię zobaczy. — spojrzała na Hardodzioba, który zostawił błoto na podłodze. Roselle się nieco skrzywiła.

— Nikt mnie nie zobaczy. — obiecał — Jestem tu tylko na chwilę. Musiałem Cię zobaczyć. — szepnął — Martwię o Phoebe. — dodał — Może jej grozić zagrożenie.

— Zagrożenie? — zapytała przerażona Roselle — Jakie zagrożenie?

— Przez to, że jest moją córką niektórzy mogą myśleć, że ma doczyniania z zwolennikami Voldemorta. Harry miał bardzo dziwny sen. Był w nim Glizdogon i Voldemort. — powiedział — Martwię się, że ktoś będzie chciał złapać Phoebe. Rozmawiałem już z Dumbledorem i będzie miał na nią oko, ale proszę Cię byś napisała jej list, aby trzymała się blisko przyjaciół.

Roselle wypuściła powietrze i przetarła twarz dłońmi. Syriusz gładził jej dłoń uspokajająco po czym uśmiechnął się delikatnie.

— Jestem pewny, że nasza Phoebe będzie bezpieczna. — szepnął, a Roselle przytaknęła — Muszę już iść.

— Wiem. — szepnęła — Spotkamy się jeszcze kiedyś czy do końca życia będziemy tak widzieć się sporadycznie?

— Mam nadzieję, że kiedyś ja, ty, Phoebe i Harry będziemy prawdziwą rodziną. — powiedział i delikatnie musnął jej czoło — Kocham Cię.

— Ja Ciebie też. — szepnęła czując piekące łzy w oczach.

— Do zobaczenia. — powiedział. Po czy wyleciał przez okno.

Parę dni później w Hogwarcie Phoebe odczytywała list od matki czując przerażenie.

Może znaleźć się ktoś, kto nie życzy Ci dobrze.

Przełknęła ślinę i schowała list do kieszeni. Zastanawiała się o co chodzi w tym liście. Roselle była tajemnicza i nic nie chciała zdradzić.

— W porządku? — zapytał Lee siadając obok niej.

— Tak, czemu miałoby nie być? — zapytała spoglądając na niego.

— Zbladłaś. — powiedział Lee wpatrując się w nią — Odprowadzić Cię do dormitorium byś odpoczęła?

— Nie trzeba. — powiedziała kręcąc głową — Stresuje się nauką, to wszystko.

W zasadzie tylko trochę skłamała, bo faktycznie Phoebe teraz mocno również stresowała się nadchodzącymi sumami, ale w tej chwili to akurat nie to ją martwiło.

— Jakbyś potrzebowała się wygadać to służę pomocą. — powiedział odwracając od niej wzrok. Phoebe przytaknęła mimo, że chłopak już tego nie widział. Trzęsącymi się dłońmi chwyciła za szklankę ze sokiem dyniowym i zrobiła łyka.

— Pójdę się pouczyć. — powiedziała.

— Potrzebujesz towarzystwa? — zapytał Lee, a ona pokręciła głową.

Phoebe schowała się w jednym z pustych korytarzy i starała się czytać książkę z transmutacji, ale nie mogła się skupić. Czuła się beznadziejne wiedząc, że już nie dotrzymała mamie słowa.

Trzymaj się przyjaciół.

Jedyne czego chciała to spokój i aby jej tata w końcu był wolny. Nie wiedziała czemu ktokolwiek miałby życzyć jej źle, ale wolała uwierzyć mamie i być ostrożna.

Serce dudniło jej mocno w piersi, a ona czuła się nieswojo. Nigdy wcześniej się tak nie czuła. Wbiła paznokcie w dłoń i zamknęła na chwilę oczy.

— Powiedziała, że idzie się uczyć. — usłyszała głos Lee, który echem rozległ się po korytarzu.

— Kłamała. — stwierdził George — Widziałeś kiedyś aby Phoebe czytała coś z własnej woli? — zapytał — Poza tym, sam mówiłeś, że nie wyglądała zbyt dobrze.

— Była blada. — powiedział Lee — Ona zawsze wygląda dobrze. — mruknął już ciszej, lecz Phoebe i tak zdołała to usłyszeć.

— Na pewno gdzieś znów siedzi. — powiedział George — Albo ma zły humor i znów nie chce pomocy.

— Myślisz? — zapytał Lee.

Teraz ich głosy były jeszcze bardziej wyraźne, więc Phoebe próbowała sie gdzieś schować, ale nie było gdzie. W końcu chłopaki weszli w korytarz.

— Mówiłem! — powiedział George i usiadł po jej jednej stronie — Cześć... Co się stało?

— Nic się nie stało. — powiedziała wbijając sobie jeszcze mocniej paznokcie w skórę.

— Phoebe, nie zapominaj, że jesteśmy Twoimi przyjaciółmi. — przypomniał jej George.

— Możesz nam powiedzieć, jeśli coś się stało. — dodał Lee, a George przytaknął.

— Ale nic się nie stało! — warknęła już nieco poddenerwowana — Możecie choć raz zająć się sobą i mieszać się w moje życie. — powiedziała wstając — Nic się nie stało! Nie mogę mieć gorszego dnia?

Zaczęła wracać szybko do pokoju wspólnego, gdy zderzyła się z Fredem, który zmarszczył brwi i złapał ją za ramiona. Z całej tej złości w jej oczach zgromadziły się łzy, co Fred bez problemu zauważył. Phoebe już wyczerpana tą całą ucieczką przed własnymi uczuciami przytuliła się do Freda, a on bez słowa ją też ją przytulił.

Przez chwilę Phoebe wypłakiwała się w klatkę piersiową Freda. Gdy się odsunęła chłopak zmarszczył brwi, a ona pokręciła głową na znak, że nie chce jeszcze o tym mówić.

— Dziękuję. — szepnęła.

— Do usług, Phoebe. — powiedział gładząc ją po ramieniu.

Phoebe często gdy nie chciała mówić o swoim problemie szła do Freda, bo on nigdy na nią nie naciskał tylko czekał cierpliwie, a ona wypłacze mu się w ramię. Mimo, że Phoebe nienawidziła płakać. Uważała się wtedy za słabą.

Oczywiście gdy tylko nadarzyła się okazja przeprosiła Lee i George'a za swoją reakcję, a oni nie byli na nią, nawet przez minutę, źli. Phoebe od raz wiedziała, że Fred musiał im wszystko powiedzieć.

Phoebe chciała tylko wiedzieć dlaczego nie jest bezpieczna i, że może grozić jej niebezpieczeństwo.

A Sky Full Of Stars | Phoebe Black Donde viven las historias. Descúbrelo ahora