Rozdział 32 - Lloyd

1K 65 242
                                    

Zachichotałem cicho, podczas gdy starszy szatyn rozłączył nasze usta z pocałunku.

- Cicho blondas, jeszcze ktoś tu wejdzie. - mruknął nisko Kai, owiewając moje wargi nierównym oddechem, po czym przyłożył usta do miejsca wprost pod uchem, przywierając do niego.

Schodził niebezpiecznie coraz niżej wzdłuż szyi, co spowodowało, że zakręciło mi się w głowie oraz przyspieszyło i tak pędzący puls.

Rozchyliłem wargi, wypuszczając gorące powietrze. Przymknąłem powieki, coraz bardziej wczuwając się w nasz moment, póki nie poczułem znajomego uścisku w pęcherzu.

Momentalnie wróciłem z powrotem z chwilowego raju, następnie otworzyłem oczy i położyłem dłonie na ramionach chłopaka, nie odpychając go jednak od siebie.

- Kaaai... - wymamrotałem dźwięcznie, wpatrując się w ścianę przed sobą. Szatyn wydawał się mnie wcale nie słyszeć i dalej składał czułe muśnięcia na obojczyku.

-Kai. - powtórzyłem, tym razem bardziej stanowczo, do czego dołożyłem nacisk na jego barki.

Jęknął niezadowolony, po czym spojrzał w moje tęczówki z wyrzutem.

- Co ?

Uśmiechnąłem się niewinnie, wyszeptując ciche;

- Siku.

- Ty sobie teraz kurwa musisz żartować ! - warknął i zanim zdołał mnie złapać, udało mi się uciec spod jego rąk oraz ze śmiechem wyjść z kantorka w stronę łazienek.

- Daj mi 5 minut ! - wykrzyknąłem na odchodne, co spotkało się z salwą wiązanek rzucanych w moją stronę przez starszego.

Czułem, że cały płonąłem żywym ogniem, a także uśmiechałem jak ostatni dureń, dlatego dziękowałem Bogu, że było już po lekcjach i nikogo nie spotkałem po drodze.

Wszedłem do toalety męskiej w momencie, gdy ktoś z całej siły uderzył w drzwiczki od jednej z kabin z głośnym przekleństwem pomieszanym ze spazmatycznym szlochem.

Stanąłem jak wryty, zaskoczony tak gwałtownym zachowaniem, a także jakimkolwiek towarzystwem. Nie myślałem, że mogłem kogoś zastać.

Chciałem już się wycofać, aby nie przeszkadzać widocznie zdenerwowanej osobie, jednak gdy tylko miałem zamiar się odwrócić z powrotem w stronę drzwi, zauważyłem lecącą w górę zgniecioną kartkę, która celnie wyładowała w jednym ze zlewów, uprzednio odbijając się o wiszące lustro.

Nie miałem pojęcia co mnie do tego skłoniło, jednak mimowolnie podszedłem jak najciszej do umywalki, a następnie podniosłem papier i odwinąłem go.

Był to zwykły list. W niektórych miejscach mokry od łez, a także niechlujnie pomazany, zupełnie jakby autor pisał go pod wpływem gwałtownych emocji oraz na szybko, kompletnie nieprzygotowany.

Zerknąłem po raz ostatni w stronę kabiny, z której wydobyły się kolejne nieprzyjemne dźwięki uderzania o drewniane drzwiczki, po czym powróciłem spojrzeniem na pogięta kartkę i wczytałem się w tekst.

Widząc początek listu, wytrzeszczyłem szeroko oczy, czując jakbym dostał obuchem w głowę;

Lloyd,
Nawet nie wiem dlaczego pisze ten list. Chciałbym móc porozmawiać z tobą, ale za bardzo się denerwuje, aby chociażby do ciebie podejść, a co dopiero wyznać to, co planuje i co prześladuje mnie od kilku lat. Nawet nie wiesz jak mi wstyd. Jak brzydzę się patrzeć na siebie w lustro, jak okropnie mi jest przyglądać się tobie i czuć to coś, co we mnie siedzi i za nic nie mogę się tego pozbyć. Nie powinienem tak myśleć, nie powinienem wyobrażać sobie tych wszystkich rzeczy, czuć przyspieszone bicie serca, kiedy tylko cię widzę lub gdy o tobie pomyśle.
Zdaje sobie sprawę, że to nie jest normalne, a mój ojciec prędzej udusiłby mnie własnymi rękami niż przyznał się do zboczonego syna. Starałem się to opanować, wmówić, że to tylko nastoletnie hormony, ale ciągnie się to zdecydowanie zbyt długo. Nie daje już sobie rady, czuje, że zżera mnie to od środka.
Nawet nie wiem jak do tego doszło. Po prostu zjawiłeś się w szkole, obrzuciłeś mnie tym swoim obrzydliwie słodkim uśmiechem, a ja kompletnie zwariowałem. Całkowicie zająłeś moje myśli, czasami widzę cię nawet w snach.
Błagam cię, uwolnij mnie.
Nie mogę do tego dopuścić, nie jestem pedałem, nie mogę być. Zostałem przeklęty. Jestem obrzydliwy.
Boje się, że pewnego dnia mój ojciec dowie się o moim zboczeństwie. Nienawidzę go bardziej niż siebie samego.
Czasami zdaje mi się, że wszystkiego się domyśla. Patrzy na mnie znad oprawek okularów, świdruje wzrokiem, a potem mówi o tych wszystkich nastolatkach, co to im się w dupach poprzewracało, jaką są bandą kolorowych popaprańców oraz że najlepszym rozwiązaniem byłoby posłanie do wojska, dzięki czemu natychmiast zatęskniliby za kobiecym uściskiem.
Pewnie ma racje.
Wiem, że ma racje, a jednak nie potrafię opanować swoich uczuć, cały czas do mnie wracają.
Nienawidzę was wszystkich pedałów.
Nienawidzę siebie.
Jestem popaprańcem.
Ojciec mnie zabije.
Ale ja po prostu

A Teacher || BruiseshippingWhere stories live. Discover now