Siedem

72 4 1
                                    

Dzień 1000.; godzina 16.

Hermiona jest tutaj od jakiegoś czasu. Minęło parę dni, a potem kilka następnych. Pamięta, że po kilkunastu sekundach zamroczonego i oszalałego błąkania się po trawniku przed domem-kryjówką trafiła na Grimmauld Place. Budynek był prawie pusty, jeśli nie liczyć Moody'ego i dwóch aurorów, którzy zbiegali szybko po schodach, kiedy Hermiona wpadła do salonu. Moody wcisnął jej coś w rękę i Hermiona zdążyła tylko podziękować sobie w myślach za ukrytą w upiętych włosach różdżkę, zanim rozpętało się piekło.

Hermiona pamięta, że była zmuszona się wycofać, gdy otoczyli ją śmierciożercy, ale do końca zachowała jasność umysłu. Przestrzeń była otwarta i czysta, więc mogła bez trudu widzieć i myśleć. To Ginny aktywowała monetę i biorąc pod uwagę stopień, do jakiego się ona rozgrzała, było to pilne i rozpaczliwe wezwanie wsparcia, bo okazało się, że śmierciożercy mają zdecydowaną przewagę liczebną.

Walka była nerwowa, krzyki odbijały się od ścian, a zaklęcia częściej chybiały, niż trafiały do celu. Hermiona sądziła, że nie minęła więcej niż godzina pojedynkowania się, gdy wycofując się za róg, została oszołomiona. Tym razem nie miała tyle szczęścia, by znaleźć nad sobą skruszoną twarz. Zamiast tego zmroziło ją przerażenie, kiedy unieruchomiona spotkała triumfujące spojrzenie skryte za przypominającą czaszkę maską.

Pamięta ściany, dziwaczną pozycję własnego ciała oraz przyciszone głosy będące dla niej tylko niewyraźnym hałasem. A później obezwładniający ból Cruciatusa i ciemność.

Kiedy Hermiona ocknęła się, zauważyła, że jest w małej, kamiennej celi z nierównymi prętami zamontowanymi ciasno jeden obok drugiego. Spędziła szereg dni, czekając na śmierciożerców aż wrócą i zaprowadzą ją do Voldemorta albo zrobią rzeczy, o których słyszała w strasznych więziennych opowieściach. Jeszcze więcej czasu spędziła, czekając na przyjaciół. Nikt nie przyszedł.

Dzień 1002.; godzina: 1.

Na początku najgorszy był odrażający zapach — odchody i zgnilizna — i dusiła się ich fetorem za każdym razem, gdy brała oddech. Po czasie Hermiona jednak się przyzwyczaiła — niestety. Odór przynajmniej sprawiał, że odechciewało się jej jeść, a teraz mogła myśleć tylko i wyłącznie o jedzeniu. Wszystko jedno czy byłoby to coś, czego nienawidziła, jak klopsiki, bo wydawało się jej, że teraz byłaby w stanie zjeść nawet człowieka. Zamknęłaby oczy i zjadła swojego pobratymca, bo nigdy w życiu nie zaznała takiego głodu. Żołądek zaciskał się w supeł, był twardy w dotyku i powodował, że Hermiona budziła się z bólu.

Pragnienie było inne, ale równie dotkliwe. Wysuszone wargi popękały i krawiły, ślina była gęsta i nie spełniała swojej funkcji, a w ustach Hermiona miała tak sucho, jakby przez ostatnie dni piekła się na słońcu. Nawet ściany gardła były szorstkie jak papier ścierny, a jedyny smak, jaki czuła, to kurz i brud na podniebieniu.

Nieustanna ciemność była przytłaczająca. Jedyne, co zostało Hermionie, to jej własne myśli, które z czasem stawały się coraz bardziej irracjonalne. Myślała o wierze i religii, zastanawiając się, czy jest już martwa i czeka na tę wielką niewiadomą, której ludzie poszukują całe życie. W końcu to mogło być piekło: niekończące się ból, ciemność i samotność. To, kim była, co zrobiła i co wiedziała, nie miało tutaj znaczenia.

Hermiona myśli, że może tutaj umrzeć i napełnia ją to nieustannym przerażeniem. Za chwilę jednak przypomina sobie, że oni chcą, by w to wierzyła. A ona zawsze była silniejsza, niż sądzili. Zawsze, zawsze, zawsze.

Dzień 1003.; godzina 15.

Hermiona wie, czym jest delirium, ale sama nigdy nie doświadczyła tego stanu. Czasami słyszała kroki albo szmery, a innymi razy wydawało jej się, że widziała cienie, chociaż w pobliżu nie było źródła światła. Dlatego kiedy obraz przed jej oczami staje się nagle oślepiająco biały, a następnie paląco czerwony, jest przekonana, że umiera lub wyobraża to sobie. Nawet kiedy słyszy wrzask i nagły dzwoniący w uszach dźwięk metalu uderzającego o metal.

The Fallout [PL]Where stories live. Discover now