Rozdział 2

10 2 0
                                    


Ava

Maszerowałam szybkim krokiem w kierunku uczelni. W dłoniach trzymałam swoje dziecko - piękną trzykrotke. Była moim powodem do dumy i czułam się wspaniale z faktem, że w końcu udało jej sie wykiełkować.

Właśnie dzisiaj przyszedł dzień mojego seminaria. Trochę się stresowałam, ale zdecydowanie przeważało moje podeksytowanie.
Chciałam dać z siebie sto procent a nawet więcej.

Na mojej twarzy błąkał się mały uśmiech dumy i zadowolenia, mimo że starałam się go powstrzymywać.
Babcia przed wyjściem wręczyła mi małą stokrotkę na szczęście, którą teraz dumnie nosiłam w górnej kieszeni koszulki.
Pomyślałam, że to urocze i nie mogłam wyjść z zachwytu jak dobrze zaczął się ten dzień.

W moich uszach rozbrzmiewały dźwięki dobrze znanej mi piosenki "Atlantis" Seafret.
I właściwie to nie liczyło się już nic. Tylko ten fakt i ciężkość doniczki w moich dłoniach.

Pomyślałam że dawno już tak nie było. Takiego błogiego spokoju. Na pozór moje normalne życie było dosyć pełne smutku. Wiedziałam, że jestem trudną osobą w obyciu, mimo tego, starałam się - dla babci.

Zaraz po tym przyszła kolejna myśl. Mianowicie, że chwilę są ulotne jak słońce na niebie.
Jednego dnia świeci dumnie, wysoko, nienaruszone, a drugiego chowa się wstydliwie za burzowymi chmurami.

Mimo tego, myślę, że to też jest potrzebne. Inaczej nic z tego by nie wyszło. Jak człowiek miałby dostrzec dobro, jeżeli nie byłoby zła?
Wiedziałam, że jest to trudna myśl, choć starałam się ją zrozumieć.

Wiedziałam, że w naszym życiu wszystko dzieje się po coś, że jeżeli tylko chcesz możesz mieć jeszcze więcej niż myślisz.
Starałam się w swoim marnym życiu podążać za Bogiem, któż mi inny został jak nie On? On który zawsze jest?
Z tą myślą poczułam ciepło w sercu, wiedziałam że to On.

Wchodząc do budynku zmarszyłam brwi automatycznie przestając myśleć o tematach które nie dotyczyły uczelni na której się znajdowałam.
Panował tu duży gwar, który tłumił dźwięki muzyki więc postanowiłam ją wyłączyć.
Nie przerywając, zaczęłam jedną ręką chować swoje sluchawki do kieszeni bluzy przez co nie zauważyłam wystawionej nogi.
Nie zdążyłam złapać równowagi i upadłam wraz z moim chwilowym szczęściem, które minęło tak szybko, jak szybko się pojawiło.

Leżąc na zimnej posadzce spojrzałam przerażona na doniczke parę metrów dalej, z której teraz już raczej nic nie pozostało. Roztrzaskana w drobny mak.
Poczułam zbierające się łzy w moich oczach, które silnie starałam się odganiać.

Z daleka słyszałam czyjeś śmiechy ale zignorowałam je. Były nieważne. Powoli zaczęłam się podnosić ignorując ból obdartych kolan i łokci.

- Ojeju, upadło ci? - usłyszałam głos chłopaka który był za to odpowiedzialny. Tak bardzo chciałam go nie słyszeć.
Nim zdążyłam zareagować na moich oczach kwiatek został zdeptany.

- Kurde, sorry, nie zauważyłem. - odparł, udając skruszenie, odchodząc ze swoją świtą.

Z daleka słyszałam już tylko śmiechy.

Wraz ze zdeptaną trzykrotką, zostało zdeptane moje serce, które tak pragnęło zrozumienia jak nigdy wcześniej.

Teraz już nie mogłam się dłużej powstrzymywać. Przykucnęłam szybko przy niej i zaczęłam zbierać ją wraz z moim wstydem i ciepłymi łzami.
Szloch powoli opuszczał moje ciało kiedy biegłam do łazienki przytulając do serca swoją skrzywdzoną przyjaciółkę.
Czułam w środku gorycz.

This IsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz