IV

252 18 0
                                    


Piękno elfów oszałamiało Amarenę. Ich gładkie, jasne i nieskażone lica mieniły się blado w ciepłym słońcu. Miękkie i kuszące swym idealnym zaczesaniem włosy spoczywały na prostych i chudych ramionach. Równe nosy, symetryczna twarz i zniewalający uśmiech. Posiadały piękno, o którym Amarena mogła pomarzyć tylko we śnie.

Kasztanowłosa zacisnęła dłoń na pasku torby podróżnej i rozejrzała się po jasnym korytarzu. Mieniące się w słońcu ściany i miękki dywan pod nogami upewniały kobietę, że znalazła się w zlepku dziecinnych marzeń. W jasnym, pięknym i okrytym całunem pewnej tajemnicy domu elfów.

Niegdyś marzyła by zobaczyć elfy, by porozmawiać i posłuchać ich śpiewu. Teraz miała to jak na tacy, lecz wolała zostać na uboczu. Saruman mówił jej, że nic nie umknie elfom, że ma się trzymać od nich z daleka. Nie potrafiła jednak przemówić Gandalfa, który wysłał ciemnowłosego elfa, by ten odprowadził ją do jej własnych komnat. Komnat. Własnych i jasnych.

Mimo dziecięcej radości, która tliła się w jej sercu, musiała trzymać rękę na pulsie. Była tam by dokonać aktu zabójstwa. Nieświadomi elfowie dali jej ciepłą pierzynę i poczęstowali jadłem. Dali jej to, o co nigdy nie miała zamiaru prosić. Chciała jak najszybciej odejść z tego miejsca. Chciała, by jej osoba została zapomniana przez elfy.

Wystarczyło, że dotrze do tego mężczyzny. Nie wiedziała zaprawdę jak wygląda, lecz było to jej najmniejsze zmartwienie.

Kilka godzin przed nią do Doliny dotarły niziołki. Czwórka małych istot o wielkich, owłosionych stopach. W całym swoim życiu spotkała hobbitów jeden raz, gdy zmuszona była noclegować w gospodzie w Bree, w Eriadorze. Siedziała wtedy na uboczu i sącząc zwolna pitny miód obserwowała harce jednego takiego. Śpiewał głośno i rozlewając kufel piwa skakał po stole w akompaniamencie oklasków i śmiechów podpitych ludzi. Myślała wtedy o całym przebiegu hobbiciego życia. Urodzili się w pięknym kraju, w którym zło to tylko opowieści dla niegrzecznych dzieciaków. Myślała wtedy, jakież życie hobbita musi być piękne. Jakie piękne jest wstawanie wraz ze słońcem, zaparzenie herbaty i wyjście z nią na wschodzące słońce. Jakie piękne muszą być spacery o północy. Jaki piękny jest taniec do przygrywających wesoło skrzypiec i wiolonczeli. Jaki piękny może być zapach dopiero co skoszonej trawy w porze wieczornej. Najlepiej pachniał on w te cieplejsze wieczory. Czasami chciała być takim hobbitem.

- Za tymi drzwiami znajduje się twoja komnata, droga...

Wyrwana nagle z myśli, Amarena niezupełnie świadomie spojrzała na pięknego elfa, który wyczekująco spoglądał na nią. Kobieta odchrząknęła i bez słowa wsunęła się przez ciemne drzwi, z ulgą zamykając je za sobą. Westchnęła, gdy po tym jak odwróciła się nie spostrzegła czarnych ścian, a spostrzegła kremowe ściany, po których piął się ciemnozielony bluszcz. Zarzuciła ciężką torbę na ładnie pościelone łoże i odruchowo sięgnęła do jej wnętrza. Wykopała ze sterty ubrań ten jeden piękny sztylet i z miłością przyjrzała mu się. Był tak piękny, że nie mogła się napatrzeć.

Rozpłynęła się, gdy przysiadła na wielkim łożu. Jej tyłek od razu zapadł się w miękkim materacu, który obleczony w satynowe pościele i białe futra pieściły jej skórę. Pozwoliła sobie położyć się na wznak, rozkładając szeroko ręce.

Amarena nie wątpiła w dobre elfie intencje. Wątpiła jednak w szczerość Gandalfa. Znała tego czarodzieja i wiedziała, że oddałby życie w walce ze złem. Jednak czy sam uważał ją za takie zło? Czy uważał ją za kogoś, kogo trzeba pokonać?

Kasztanowłosa pamiętała, jak zza dawnych lat, gdy ta była niesfornym berbeciem, Gandalf od czasu do czasu przyjeżdżał do Isenagrdu. Zapamiętała te dni z dwóch powodów:

Na Zielonym Polu [Władca Pierścieni]Onde histórias criam vida. Descubra agora