7.

2.2K 37 19
                                    

Każdy kolejny dzień mijał tak samo, jeszcze nigdy dotąd, nie poczułam jak to jest być samotnym. Nikt nie mógł nawet zauważyć braku mojej obecności, bo wręcz nie miałam życia prywatnego. Zero znajomych, rodziny z którą mogłabym utrzymywać kontakt. W moim życiu liczyła się tylko praca, i ojciec, a teraz gdy nie mogłam go nawet zobaczyć serce pękało mi na milion kawałków.

Tego ranka jak zwykle niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej. Na stoliku leżała już taca z jedzeniem, ze zdziwieniem zauważyłam, że nie ma na niej tabletki na uspokojenie, która jak już zdążyłam zauważyć była także znakomitym środkiem nasennym. Brawo Rose, uzależnij się, naprawdę tego ci jeszcze brakowało.

Odrzuciłam pościel i wzięłam długi prysznic, dla zbicia czasu wyprostowałam nawet włosy, które i tak zazwyczaj były dosyć proste. Założyłam krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach, bo w końcu po co miałam się stroić siedząc kolejny dzień w pokoju. Lekko głodna wróciłam do sypialni, i już miałam sięgać po tace z jedzeniem, gdy w rogu zauważyłam białą teczkę. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, czy ktoś przed chwilą tu był, ale była ona przykryta kołdrą, gdyby ktoś przyniósł ją przed chwilą zostawiłby na widoku. Drżącymi dłońmi odsunęłam gumkę, i wyjęłam kilkadziesiąt kartek papieru.

W moich oczach pojawiły się łzy, gdy zobaczyłam, że była to cała historia leczenia mojego ojca. Skąd oni mogli to mieć?! Przejrzałam karty nie wiedząc co o nich sądzić, wszystko się zgadzało, każdy najmniejszy szczegół. W końcu doszłam do tej ostatniej strony, była to decyzja o przeniesiu go do Mayo Clinic, było to miejsce o którym mogłam tylko marzyć. Było to w Rochester więc ponad 1000 mil od mojego domu, o ile mogłam tak nazwać jeszcze to miejsce. Transport, leczenia, wszystko było opłacone.

Ocierając łzy, wybiegłam z pokoju. Z jednej strony byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ale z drugiej wiedziałam, że nie jestem w stanie go spłacić, przez najbliższe 20 lat, chociażbym cały czas pracowała i odkładała wszystko co do grosza. Biegałam po posiadłości jak szalona, jak na złość nie widziałam nawet Domenica. Wkurzona wybiegłam na zewnątrz, skąd docierały do mnie odgłosy kłótni, nie pewnie okrążyłam ogromną posiadłość.

Może nie powinnam wychodzić sama z pokoju. Może powinnam cierpliwie czekać, aż sam przyjdzie. Może powinnam uciekać, lub przynajmniej milczeć, schować się, ale nie miałam kontroli nad własnym ciałem. Równocześnie z głośnym hukiem, usłyszałam przerażający krzyk. Mój własny krzyk. Widziałam jedynie ciało bezwładnie opadające na trawę, i Christopher'a opuszczającego broń, kierując na mnie swoje spojrzenie. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, słyszałam czyjeś kroki, krzyki, ale mój umysł w pewnym nie do końca wiadomo w którym momencie powiedział dość, po prostu wyłączył się, powodując, że przed oczami pojawiły mi się mroczki, a ja przestałam cokolwiek słyszeć.

Głowa bolała mnie niemiłosiernie, czułam się strasznie ociężała. Pomału otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej, ukrywając twarz w dłoniach, musiałam wszystko sobie dokładnie przypomnieć. Ten człowiek był niebezpieczny, wręcz nieobliczalny! Zabił drugiego człowieka. Bez wahania nacisnął spust. Czułam się tak zagrożona jak nigdy dotąd. Pomału odsunęłam dłonie z twarzy, i omal nie dostałam zawału zauważając go w rogu pomieszczenia.

-Jak się czujesz? - Spytał beznamiętnym tonem. Starałam się nie patrzeć w jego kierunku, bo po prostu się bałam. - Nie powinnaś była tego widzieć. - Dodał w końcu, gdy nie doczekał się mojej odpowiedzi.

-Ale widziałam. - Skomentowałam, uciekając w kierunku łazienki, orientując się dopiero tam, że przecież nie ma ona zamknięcia. Oparłam się o umywalkę, obserwując w lustrze jak mężczyzna staje kilka kroków za mną.

-Sytuacja jest trochę skomplikowana, ale zasłużył na to co go spotkało. - Skomentował.

-A kim ty jesteś żeby o tym decydować?!-Krzyknęłam.

-Co robiłam sama na zewnątrz? - Spytał ostrym tonem, na który odrazu moim całym wstrząsły dreszcze strachu. Nie chciałam skończyć jak owy mężczyzna, więc posiliłam się na szczerość.

-Znalazłam teczkę. Chciałam podziękować, i spytać jak mogę się odwdzięczyć, chce na to zarobić uczciwie. - Spuściłam wzrok, ale kątem oka widziałam jak zbliża się coraz bliżej, aż w końcu staje centralnie za mną.

-Jak już wspomniałem wcześniej, możemy iść na pewien układ...

-Nie chce iść na żaden układ! - Krzyknęłam od razu przypominając sobie o sytuacji z bronią. - Przepraszam. - Bąknęłam zakłopotana i przerażona, i nie słysząc odzewu z jego strony pozwoliłam sobie kontynuować. - Mogę sprzątać gotować, robić cokolwiek, będę robić co tylko mogę...

-Jest pewna rzecz. - Skomentował kładąc dłonie na mojej talii. Czułam jak jedna z nich powoli wślizguje się pod moją koszulkę. Zacisnęłam dłonie na umywalce, starając się nie zrobić najmniejszego ruchu, powtarzałam sobie, że cokolwiek w życiu teraz mnie spotka robię to dla taty, nie mógł w końcu od tak zadzwonić do kliniki i powiedzieć, że rezygnuje z leczenia dla opłaconego pacjenta, przynajmniej taką miałam nadzieję.

Czułam jak jego dłoń wślizguje się pod materiał koronkowego stanika, a następnie powoli zaczyna ugniatać moją pierś. Niemal podskoczyłam wystraszona, gdy uszczypał mój sutek, po czym pomału wyciągnął dłoń, ku mojemu zdziwieniu po prostu stojąc za mną.

-Musisz być naprawdę wspaniałą córką, jeśli godzisz się na takie rzeczy dla ratowania życia ważnej ci osoby. - Skwitował po czym opuścił pomieszczenie, niemalże powodując u mnie palpitacje serca.

Has llegado al final de las partes publicadas.

⏰ Última actualización: Sep 12, 2021 ⏰

¡Añade esta historia a tu biblioteca para recibir notificaciones sobre nuevas partes!

SprzedanaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora