5.

2.7K 39 0
                                    

Drzwi od pokoju otworzyły się bez zapowiedzi. Zaskoczona i przerażona ze łzami w oczach podskoczyłam zakrywając się szczelniej kołdrą. Jako pierwszy do pomieszczenia wkroczył średniego wzrostu blondyn w okularach białym fartuchu lekarskim  i ogromnym uśmiechu. A zaraz nim ów brunet, którego wolałabym nie widzieć.

-Cześć. Jestem George. A ty jeśli mogę spytać? - Jego ton głosu był dosyć przyjazdy, dlatego zdecydowałam się by odpowiedzieć mu tym samym.

-Rose.

-Christopher, czy mógłbyś nas na moment zostawić? - Spytałam nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.

Mężczyzna niechętnie opuścił pomieszczenie.

-Jak pewnie się domyślasz jestem lekarzem. Zacznijmy może od twojej nogi. - Przeszedł na drugą stronę łóżka, i ostrożnie dotknął kostki. Była dośyć sporo opuchnięta. - Tak jak myślałem skręcona, myślę że tu zimne okłady i maść wystarczy.

-Pomóż mi się wydostać z tego miejsca, proszę. - Powiedziałam ze łzami w oczach.

-Dodatkowo napady lękowe. Myślę za na to jakieś zwykle proszki. - Powiedział i opuścił pomieszczenie. Ze złości rzuciłam poduszkę w drzwi, po czym wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Były otwarte, a korytarz pusty. Zdesperowana postanowiłam się wydostać stąd na własne życzenie.

Potykając się o każdy możliwy przedmiot kierowałam się przed siebie. Kostka okropnie bolała, każdy krok był dla mnie katorgą. Dotarłam do schodów. Chwytając za poręcz kierowałam się z ogromnym trudem w dół. Wokół panowała cisza. Czując że to moja ostatnia okazja, chciałam się pospieszyć. Byłam już w połowie schodów kiedy potknęłam się, i stoczyłam się z nich. Minęła chwila, kiedy jeszcze bardziej poobijana podniosłam się do pozycji siedzącej. Resztami sił wstałam. Czułam mroczki przed oczami. Wtedy pojawił się on. Przerażona zrobiłam krok w tył po raz kolejny potykając się.

-Zostaw mnie! - Krzyczałam mokra od łez. On jednak nie reagował. Bez słowa uniósł mnie mimo iż rzucałam się jak tylko mogłam. Znowu znalazłam się w pokoju. Rzucałam w niego poduszkami, które on bez przerwy łapał. Chwilę później pojawił się Domenico, który zostawił papierową reklamówkę i od razu opuścił pomieszczenie.

-Albo się uspokoisz, albo będę musiał ci podać proszki na uspokojenie. Tylko ostrzegam, że są dosyć silne. - Powiedział ostrym tonem. - Opatrzę cię, ale jak znowu zaczniesz się rzucać będę zmuszony cie do czegoś przywiązać.

Przełknęłam ślinę.

-Obiecuję, że nic ci nie zrobię. - Dodał po chwili.

-Niby czemu miałabym cię słuchać?! - Wykrzyczałam

-Właściwie to nie masz wyboru. - Powiedział beznamiętnie, po czym rozpakował zawartość reklamówki. Były w niej różne maści, i tabletki.

Niepewnie podniósł opakowanie z maścią i przysiadł się na skraj łóżka, na co instynktownie podciągnęłam nogi. On jednak jednym ruchem sprawił, że obolała kostka znalazła się na jego udach. Zamoczył palce w lepkiej mazi, po czym delikatnie zaczął ją wcierać.

-Więc masz na imię Rose. - Powiedział, najwyraźniej próbując odwrócić moją uwagę.

-I co z tego?! - Odburknęłam.

-Właściwie to nic. Podoba mi się to imię.

-Co ja tu robię? - Spytałam zrezygnowana.

-Myślałem, że ten etap mamy już za sobą. Kupiłem cię..

-Po co to robisz?! Sprawia ci to przyjemność?! Fajnie jest kogoś krzywdzić?!-Krzyknęłam. Ten wybuch złości nie był planowany, wszystkie emocje które mną targały nie było zależne ode mnie.

-Nic nie rozumiesz. - Powiedział odstawiając moją kostkę.

-To mi to do cholerny wyjaśnij! Trzymasz mnie tu jak jakiegoś więźnia! Myślisz, że nie mam uczuć czy rodziny?!

-I niby że mam cie wypuścić? Zapłaciłem za ciebie pół miliona. To chyba jasno świadczy o tym, że tego nie zrobię. Gdybym miał się ciebie pozbyć jedynym wyjściem byłoby zlecenie zabójstwa. A tego oboje nie chcemy. - Powiedział, przybierając poważną postawę.

-To bez różnicy! - Krzyknęłam.

-Jeśli nie chcesz żeby rodzina się martwiła napisz list, że nic ci nie jest i wyjechałaś. - Powiedział, czekając na moją odpowiedź, a ja zdałam sobie sprawę, że nie miałabym nawet do kogo napisać listu. Poskutkowało to kolejnym napadem płaczu. Dosłownie chwilę później mężczyzna znalazł się bliżej mnie, próbował mnie objąć, od razu gdy to zobaczyłam chciałam się wyrwać, ale nie udało mi się. Trzymał mnie mocno w swoich ramionach, i mimo moich błagań by mnie wypuścił ściskał coraz bardziej.

-Puszczę cię dopiero, gdy się uspokoisz. - Powiedział nie dając za wygraną. Brakowało mi już tchu, więc z chwili na chwilę byłam już nieco spokojniesza. Płacz wykończył mnie doszczętnie, czułam jak zamykają mi się oczy, ale zwyczajnie nie chciałam na to pozwolić. - Chcesz coś na sen? - Szepnął.

-Nie.

-Dobrze by ci zrobił, jesteś strasznie blada.

-Martwisz się? - Spytałam sarkastycznie.

-Już ci obiecałem, że nic ci nie zrobię. Zaufaj mi. - Powiedział, a ja dłużej nie mogąc się powstrzymać zamknęłam oczy.

SprzedanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz