1

193 21 9
                                    

-Panienko jesteśmy już w Tokyo- mój spokój i ciszę zakłócił konduktor sprawdzający, czy aby na pewno wszyscy pasażerowie opuścili pociąg i aby pozbyć się gap takich jak ja.

-A tak, dziękuję za informację- odkładając do torebki książkę, uśmiechnęłam się do mężczyzny. Z jego też pomocą ściągnęłam torbę sportową z górnej półki i opuściłam wagon jak i dworzec. Będąc na zewnątrz budynku sprawdziłam godzinę.- Hm? Powinien już być, o ile znowu nie zapomniał- mowa oczywiście o moim młodszym bracie, który miał mnie odebrać. Minuty mijały, a on dalej się nie pojawiał. Byłam już lekko poirytowana. Jeszcze dzisiaj, przed podróżą przypominałam mu o jego jedynym zadaniu. Po paru nieodebranych połączeniach przez niego, jak i potencjalnych osób będące blisko jego osoby, westchnęłam.- Oczywiście, że zapomniał. Nie mam siły do tego chłopaka.

Ruszyłam powoli do przodu szukając w odmętach swojego telefonu osoby, która mogłaby mnie podwieźć chociaż w okolice mojej dzielnicy. Kąciki ust uniosły mi się, gdy znalazłam właściwy numer. Nie czekając ani chwili zadzwoniłam na niego.

-Przyjacielu mój najdroższy, jesteście może wolni? Tak? To podwieziecie mnie gdzieś?- nie dałam mu oczywiście wyboru wiedząc, że i tak to zrobi, nie ma wyjścia.

-Nie odzywałaś się od dwóch tygodni, a teraz czegoś chcesz?- zirytowany głos wydostał się z urządzenia.- I dlaczego w takiej sprawie dzwonisz do mnie, a nie mojego brata?

-Bo on nigdy nie odbiera. Zawsze ma wyciszony telefon jeśli wcześniej nie zapowiesz, że możesz do niego dzwonić.

-Eh, masz szczęście, że dziś nie mamy roboty- poddał się nareszcie. Wiedziałam, że tak będzie.- To gdzie jesteś?

-Wiedziałam, że na was zawsze mogę liczyć- zaśmiałam się siadając na krawężniku, gdzie nikomu nie będę przeszkadzać.- Już wam wysłałam lokalizację gdzie będę czekać.

-Będziemy tak szybko jak tylko nam się uda- po tych słowach sygnał się urwał. Jedyne co to czekać aż się zjawią, a w międzyczasie obmyślić jak by tu zatłuc pewnego zapominalskiego nastolatka.

Było po szesnastej gdy dostałam się na teren świątyni, gdzie znajdował się mój cel, patrząc po parkingu zapełnionym dwukołowcami. Pozostała mi jedynie wspinaczka po schodach, największym koszmarze. Im bliżej byłam tym więcej głosów było słychać. Widocznie byli w środku spotkania. Stwierdziłam więc, że poczekam na uboczu do momentu, w którym się zakończy. Aż dziwne, nikt mnie nie zauważył. Rozumiem mam tylko160cm wzrostu, ale taszczę wypchaną torbę sportową ze sobą. Stałam sobie w spokoju, nikomu nie wadząc, aż do końca 'oficjalnej' części spotkania gdy to podeszła do mnie trójka jakiś osiłków.

-Nie zgubiłaś się przypadkiem? Czy ty wiesz gdzie jesteś?- chłop widocznie miał jakiś problem. Jakaś laska dała mu kosza czy co?- Głucha jesteś?

-Nie drzyj się gówniarzu. Czekam na brata. Nie widzisz, że doskonale mi się egzystowało bez twojej ingerencji?- westchnęłam znudzona. Byłam zmęczona po podróży i chciałam jak najszybciej pójść spać. Nie widziało mi się wysilać na jakiś bez mózgów, którzy chcą przykozaczyć.

-Kim ty jesteś aby się tu szwendać?- kolejny odważny się wydarł. Przygłusi są, że tak się drą? Nie spodziewałam się tego w ich wieku.

-Starszą siostrą waszego prezydenta- odezwał się chłodny głos zza pleców śmiałka nr 1.

-Dr-r-a- za jąkali się, jednak nie zwróciłam już na to uwagi.

-Ken-chin! Dawno się nie widzieliśmy- na nowo wróciła do mnie energia widząc wysokiego blondyna z tatuażem smoka na boku głowy. Przepchnęłam się przez imbecyli i stanęłam bliżej przyjaciela.- Jak mniemam nowe nabytki, nie wtajemniczone jeszcze we wszystko? W której dywizji są? Mogę ich później nauczyć dyscypliny? Niech się cieszą, że dzisiaj nie mam humoru, a jeszcze bardziej, że nie mam 'nianiek' przy sobie.

Kodeks Delikwenta - Tokyo Revengersحيث تعيش القصص. اكتشف الآن