Rozdział 17

973 45 5
                                    




SYBERIA

12 CZERWCA, 23.55 CZASU LOKALNEGO


Thor Odinson przemierzał  zmarznięte pustkowia Syberii po bitwie z kilkoma potworami. Powietrze  zrobiło się zimniejsze. Poczuł podmuchy wiatru, które uderzały go  śniegiem zmieszanym z deszczem. Śmiech i na wpół słyszalne słowa syczały, odbijając się echem na wietrze.

Dotarł do skały i przystanął.

- Nie spieszyłeś się z dotarciem tutaj.- powiedział głos za mężczyzną

Blondyn odwrócił się.

- Jean?

Rogue uśmiechnęła się do niego, osłaniając się przed ulewą ciemnozielonym płaszczem.

- Przez chwilę myślałam, że jestem skazana na siebie.- powiedziała

- Jak się tu znalazłaś?- zapytał

- Strange wysłał mnie jako wsparcie.

- Myślę, że może się ono przydać.- odparł- Jest tu gęsto od czarów i to naprawdę potężnych.

- Jesteś ranny.- powiedziała, dostrzegając jego krwawiące ramię

- Te stwory chcą krwi. Musimy zachować czujność.

- Czy wiesz, co to może być?- przeniosła ciężar na drugą nogę- Widziałeś już coś takiego? Coś z Asgardu lub innej krainy?

Thor pokręcił głową.

- Nie wiem wystarczająco wiele. Nie widziałem dostatecznie dużo, tyle tylko, by wiedzieć, że  działa tu demoniczna magia. I to na taką skalę, że dusze mężczyzn truchleją.

- Zatem jest coś, co powinieneś zobaczyć. - powiedziała Stark- Dalej, nad następną skałą.  Właśnie to zauważyłam. Chcę, żebyś mi powiedział, co to może być.

Pokiwał głową.

- Z radością, jeśli tylko będę wiedział.- odpowiedział- Pokaż mi.

- Tędy.- szybkim krokiem ruszyła wzdłuż urwiska

Ciemnozielony płaszcz załopotał za nią. Deszcz przemoczył jej dopasowany szmaragdowo-czarny kostium, a jego krople lśniły jak diamenty w długich brązowych włosach.

Jean Stark posiadała moce, które można było porównać do magii. Tę sztukę stosowała jednak w niezwykły i charakterystyczny tylko dla siebie sposób. Odkąd uwolniła się od Hydry, rozwijała ją i odkrywała coraz to więcej jej możliwości.

Nawet gdyby nie posiadała tych mocy, Thor rad byłby mieć Rogue u swojego boku podczas walki. Widział, jak pokonywała wrogów dwa razy silniejszych od siebie. Trening fizyczny dał jej również doskonałe wyczucie równowagi i siły w nogach. Wspięła się i ubiegając go, bez wahania wskoczyła na śliską skałę.

- Tam.- powiedziała- Popatrz. Thorze, co to jest?

Stanął u jej boku i zrobił krok dalej, zerkając w ciemność.

- Nic nie widzę.- stwierdził zdziwiony

- Tam!- powtórzyła- Spójrz tam, przed nami.

Przyjrzał się ponownie, ale nie widział nic oprócz deszczu, rozświetlanych błyskawicami skał i mroku nocy wokół.

- Jean - zaczął- Ja...

Coś uderzyło go od tyłu. Ból przeszył ciało Thora wzdłuż kręgosłupa i upadł na twarz. Przetoczył się, próbując wstać. Otrzymał kolejny cios, błyskawicę fioletowego ognia, która rzuciła go na skraj skalnej ściany. Wdrapał się wyżej, by nie spaść ze zbocza góry. Uderzył go trzeci podmuch. Zawył z bólu. Czuł, jakby jego kości się topiły.

Podniósł wzrok, trzymając się kurczowo krawędzi postrzępionego grzbietu góry.

- Jean?

Brązowowłosa stała nad nim z wyciągniętymi dłońmi w jego stronę. Wokół jej palców igrał z trzaskiem fioletowy ogień.

Jej uśmiech był całkowicie pozbawiony współczucia czy ciepła.

- Nie powinieneś był odwracać się do mnie plecami, Odinsonie.- powiedziała- Straciłeś czujność i teraz jesteś zgubiony.


To be continued...





~Ella Brekker~

Stay with me | 𝙰𝚟𝚎𝚗𝚐𝚎𝚛𝚜Onde histórias criam vida. Descubra agora