Rozdział 4 ⭐

1.1K 26 2
                                    

- To niemożliwe. – ledwie wykrztusiłam.

- Co jest niemożliwe Hermiono? – ten głos. Potężny i złowrogi sprawił, że całe moje ciało zadrżało. Rozlał się po moim umyśle jak trucizna i przeniknął do każdego zakamarka.

- To nie możesz być ty... - jęknęłam żałośnie. Zacisnęłam dolną wargę pod naporem zębów, aby powstrzymać niekontrolowane drżenie. Mój niespokojny oddech zachowywał się jakby żył własnym życiem, a ja nie mogłam nad nim zapanować. Zacisnęłam z całej siły oczy i nerwowo pokręciłam głową. To nic nie dało, dlatego spuściłam w dół, a burza brązowych loków okazała się dla mnie zbawieniem. Nie chciałam na niego patrzeć. Bałam się go. 

- Sama mnie tutaj sprowadziłaś wiedźmo. – jego dłoń wspięła się ku górze. Złapał mnie za szyje i nakazał się wyprostować. Posłusznie rozciągnęłam się na jego torsie, a on nie przestał mnie dotykać. Muskał moją opaloną skórę opuszkami swoich kościstych palców i delikatnie ją ściskał. Moje policzki zalały się ognistymi rumieńcami. Pierwszy raz jestem dotykana przez mężczyznę w taki sposób. I to nie byle jakiego mężczyznę. Przez samego Lorda Voldemorta. Nawet Ronowi nie udało się dotknąć mnie w ten sposób, a wydawało mi się że jesteśmy ze sobą blisko. 

Przełknęłam zalegająca ślinę z niemałym trudem i zalałam go potokiem słów.  - Nie wiedziałam, że to będziesz ty. Ja nic nie wiedziałam. Nie prosiłam się o to. – próbowałam się wyrwać, ale jego druga ręką zacisnęła się na moim biodrze i przytrzymała mnie w miejscu. Robił to z taką łatwością, jakby znał moje ciało od podszewki. Wiedział gdzie mnie dotknąć i w jaki sposób, aby było mi dobrze i żebym go słuchała. Przejął nad nim kontrole i nie pozwolił mi od siebie uciec. 

- Słodka wiedźmo. – zacmokał. – Nie powinnaś była słuchać złych i podstępnych czarodziejów. Nie przewidziałaś tego, że to może być uknuta intryga przeciw tobie? – miał racje. Jestem kompletną idiotką. Nie powinnam była słuchać Draco. Wyparłam ze swojej głowy możliwość, że to może być pułapka i poszłam na żywioł. Dałam się wciągnąć w chorą grę i teraz dostałam to na co zasłużyłam. Mogłam prosić o pomoc, gdy jeszcze była okazja, a nie bagatelizować wiszące nade mną zło i możliwe konsekwencje. 

- Dlaczego ja? Do czego ja ci jestem potrzebna? – przecież jestem szlamą. Jestem tą, której nienawidzi. Do czego mam mu być potrzebna skoro w jego oczach nie zasługuje na życie?

- Do czego mi jesteś potrzebna? Naprawde o to pytasz? – zacisnął palce na mojej szyi przez co cichutko jęknęłam. Odciął mi powietrze i jednocześnie kazał zmierzyć się ze swoimi czerwonymi oczami. Patrzył się na mnie z zwycięskim uśmiechem na ustach i deklasował mnie swoją potęgą. Dobitnie pokazał mi, że wygrał i jestem jego zdobyczą. Wygraną. Potwora, którego blady odcień skóry mieszał się z licznymi ciemnymi żyłami pokrywającymi jego twarz. Nie trudno się domyślić, że takie same ślady znajdują się na reszcie jego ciała.  Łysa głowa, która nie miała ani garści włosów. Widoczny brak nosa, który dodawał mu upiornego uroku i te czerwone oczy, od których nie mogę się uwolnić. Wpadam w pułapkę krwistej czerwieni i jestem nimi zafascynowana. Ulegam temu co złe i nimi delektuje. 

- Wiesz, kim jestem i czego pragne. Gdzieś pomiędzy tymi pragnieniami w mojej głowie zrodził się genialny plan. Chce podbić magiczny świat i mieć władze nad wszystkimi ludźmi i stworzeniami. Zdominować ich swoją potęgą i zastraszyć, aby nikt nigdy nie próbował mnie powstrzymać. Brutalnie karać, haniebnie nagradzać i przywrócić ład, który jest dla mnie jednym słusznym rozwiązaniem. Mój ład. Jednak na drodze stoi mi twój przyjaciel i reszta waszej świty. Banda zaślepionych owieczek wierząca w szczeniak, który ledwie trzyma różdżkę, a wśród nich byłaś Ty. - chciałam zapytać, dlaczego mówi o mnie w czasie przeszłym, ale mnie wyprzedził.

Pragnienie Czarnego Pana [Voldmione] 18+Where stories live. Discover now