.7. Gniew

139 17 73
                                    

Poniedziałek 18 października. Obecnie.

Szeryf Anthony Wright i pastor George O'Brien siedzieli naprzeciwko porucznika SPD, który gapił się w monitor i chyba próbował sobie przypomnieć sprawę, o której miał z nimi porozmawiać. Anthony domyślał się, że porucznik musiał być tak zawalony robotą, że czasami myliły mu się sprawy, dlatego przeczytał wpis w aktach i spojrzał na pastora.
— Powiem tak — zaczął — za taką ilość pańska córka posiedzi trochę dłużej niż do swoich dwudziestych pierwszych urodzin. Chyba że zechce z nami współpracować. Na razie jednak gapi się na mnie, jak cielę w malowane wrota, i milczy. Zapewniam pana, że to jej nie pomoże.

— Ale ona… ona…

— Panie O'Brien, może pan porozmawiać z córką. Jak powie, skąd miała różowy plecak wypchany amfetaminą, to może uda się załatwić jej minimalny wyrok.

— To na pewno nie jest jej plecak — stanowczo oznajmił pastor.

— A to ciekawe, bo powiedziała, że jest jej. — Głos porucznika był tak znużony, jak on sam. Z pewnością przerabiał to już nieraz. Rodzina zapewniała, że podejrzany był niewinny, że nigdy by tego nie zrobił, że to ktoś inny, a finalnie okazywało się, że jednak podejrzenia były słuszne. Anthony dobrze to znał. Inspektor też pewnie nie spodziewał się, żeby tym razem miało być inaczej. Dzieciaki często same brały i zdarzało się, że handlowały. Ojciec mógł nawet nie mieć świadomości, że coś było nie tak, jeśli córka dobrze się kamuflowała.

— Dobrze, porozmawiamy z nią — oświadczył Anthony, uprzedzając tyralierę słowną pastora.

Inspektor wezwał policjanta, który zaprowadził ich do miejsca, gdzie mogli spokojnie porozmawiać. Potem przyprowadzono Willow. Dziewczyna, gdy ujrzała ojca, zaniosła się płaczem i rzuciła mu się w objęcia. Chwilę się przytulali, a pastor zapewniał córkę, że ją stąd wyciągnie.

— Może nie składajmy obietnic bez pokrycia — Anthony przerwał tę rodzinną scenę. Nie chciał, by Willow nabrała nadziei, że tak łatwo to pójdzie. Usiedli, a on kontynuował. — Wiem, że amfetamina nie należała do ciebie.

Willow spojrzała błagalnie na ojca.

— On ci nie pomoże, Willow. Sama musisz sobie pomóc. Wystarczy, że zeznasz, iż plecak należał do Adama Telly'ego, a ty nie wiedziałaś, co było w środku. Bo przecież tak było, prawda?

Willow wytarła zaczerwienione od płaczu oczy i zapatrzyła się w podłogę.

— To nie jest tak, że go zaraz zamkną. On również może być świadkiem przeciwko tym, od których dostał towar.

Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy. Nie chciała nic powiedzieć, chociaż wyglądało, że coś wiedziała. Być może, kto dał plecak Adamowi.

— Willow, kochanie, musisz nam to powiedzieć. Od tego zależy twoja przyszłość, i to czy i kiedy stąd wyjdziesz.

Dziewczyna ponownie się rozpłakała.
— Ja nic nie wiem, naprawdę. A plecak jest mój.

— Dlaczego kłamiesz?! — krzyknął George O'Brien.

Anthony pierwszy raz słyszał, żeby pastor to robił. Chwycił go za nadgarstek i szepnął:
— Spokojnie. — Po czym zwrócił się do Willow. — Wiesz, że Adam został zwolniony dziś rano?

Willow ponownie otarła łzy i spojrzała na szeryfa z zaciekawieniem i zdziwieniem.

— Jak myślisz dlaczego? Nie wiesz? To ja ci powiem. Bo jego rodziców stać na adwokata, który powiedział chłopakowi, że ma zwalić wszystko na ciebie. Myślisz, że fakt, iż plecak był różowy to przypadek? Dealer, który opchnął mu amfę, wiedział, że Devil będzie podróżował z dziewczyną. A jak myślisz, skąd wiedział? Bo Adam dał mu znać. Byłaś jego zabezpieczeniem, niczym więcej… Nawet jeśli wydaje ci się, że coś dla niego znaczysz.

Kiedy usta twoje: Sprzedany [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz