Wieczór, jak co wieczór...

2K 40 15
                                    

Słowem wstępu ;)

Serdecznie witam Was w mojej nowej- starej historii. Opowiadanie, które lata temu nie dobiegło końca, niesamowitym wręcz zrządzeniem losu powróciło do mnie, choć byłam pewna, że przepadło, jak większość.

Osobą, dzięki której będziecie mogli poznać tę opowieść w jej pierwotnej formie jest wspaniała VenetiiaNoks , której to niniejszym w serdecznym podziękowaniu dedykuję całe to opowiadanie ;)

A teraz kochani, po prostu zapraszam na pierwszy rozdział!

___________________________________

Niewielka podmiejska posiadłość okolona wspaniałym kwiecistym ogrodem, pośrodku którego w ostatnich promieniach słońca mieniło się średniej wielkości jeziorko pomału zapadała w zwykłe wieczorne odrętwienie, spowijające wszystko uczuciem rozleniwienia po ciężkim, kończącym się już dniu. 

 W ogromnej, nowocześnie urządzonej kuchni dwoje ludzi szykowało się do kolacji. Wieczór, ze wspólną kolacją zjadaną tylko we dwoje był ich ulubioną porą dnia. Nigdzie już nie trzeba było się spieszyć, tak jak na przykład przed śniadaniem, kiedy na karku wyczuwało się oddech zbliżającej się pracy. Dlatego też zdecydowanie uwielbiali wieczory. Mieli je tylko dla siebie, mogąc najzwyczajniej w świecie porozmawiać, nawet o bzdurach i cieszyć się obecnością drugiego człowieka, mając świadomość, iż dla niego ten czas również jest wyjątkowy. 

Harry Potter, zmęczony ciężkim dniem pracy, siedział wygodnie rozparty na jednym z kuchennych krzeseł przystawionych do pokaźnego stołu, metodycznie pocierając dłońmi skronie, chcąc pozbyć się choć trochę dokuczliwego bólu głowy, który towarzyszył mu mniej więcej od południa. Spod przymkniętych powiek, jego zielone oczy z zainteresowaniem śledziły poczynania narzeczonej, krzątającej się przy kuchennym blacie, aby dokończyć robienie kolacji. Uwielbiał ją tak obserwować, bo Hermiona była chyba jedyną osobą na całym świecie, która nawet w przygotowanie posiłku wkładała całą siebie. Jej delikatny uśmiech, błąkający się na skupionej twarzy, kiedy wrzucała do miski zieloną sałatę i resztę składników sałatkowych, działał niczym balsam na jego zmęczony pracą organizm. 

      – Aż tak źle?- Zapytała brunetka, stawiając przed swoim ukochanym misę z ukończoną już sałatką i zajmując miejsce na przeciwko niego. Kochała obserwować, jak w jej towarzystwie z minuty na minutę robi się coraz bardziej wesoły i rozluźniony, zapominając nawet o ciężkiej pracy Szefa Biura Aurorów, którym to został kilka tygodni wcześniej, do czego ewidentnie wciąż nie może się przyzwyczaić. 

Byli razem naprawdę szczęśliwi, co czasem samą ją zaskakiwało, zawsze bowiem myślała, że Harry na zawsze pozostanie jedynie jej bliskim przyjacielem. Prawdę mówiąc, trochę brakowało jej tych czasów. Czasem też zastanawiała się, jakby to było, gdyby wtedy, tamtego wieczoru przeszło dwa lata temu nie poniosły ich emocje. Czy byłaby z kimś szczęśliwsza? Cóż, kochała Harry'ego, to na pewno, czasem jednak, choć nie nazbyt często, nachodziły ją myśli, czy aby na pewno jej stary przyjaciel, jest tym jedynym, z którym chce spędzić resztę swojego życia. To chyba dlatego tak ociąga się z decyzją o ślubie mimo, iż już od roku nosi na palcu pierścionek...  

     – Daj spokój - Westchnął zrezygnowany, jednak w jego oczach rozpoznała, że jest jak najbardziej chętny do rozmowy na ten temat. I faktycznie, bo zaraz zaczął swój stały od tygodni wywód.-Zostałem aurorem, żeby robić coś konstruktywnego, łapać czarnoksiężników i przestępców, pomagać ludziom i tym podobne, ogólnie ulepszać świat, a nie siedzieć w biurze z góry na dół zawalony papierzyskami - żalił się, a ona się uśmiechała pod nosem. Odkąd został szefem wydziału, słyszała to niemal co wieczór. 

Na zakręcie życiaWhere stories live. Discover now