Rozdział czternasty

1K 128 9
                                    


Cascio

Sunąłem beznamiętnym spojrzeniem po ciałach kobiet, które tańczyły wokół mnie. Były półnagie i gotowe na wszystko, co im rozkażę. Były także zbyt bezbarwne, bym mógł skupić się na nich na dłużej. Sięgnąłem po szklankę whisky i pociągnąłem duży łyk alkoholu, po czym spojrzałem na zafascynowanego dziwkami Luigiego.

– Nie myśl tylko o tym, by zabrać jedną z nich ze sobą – rzuciłem ostro, skutecznie przyciągając jego uwagę.

– Lubisz psuć mi zabawę.

– Wolałabym, by nikt poza nami nie brał w tym udziału. W innych okolicznościach miałbym to w dupie, ale teraz jest zbyt gorąco.

– Masz rację – przyznał niechętnie. – Panna Gilardi wciąż nie dała ci odpowiedzi?

– Dała, choć niejasną.

– Przejęzyczenie to nie odpowiedź.

– Myślę, że już dawno podjęła decyzję, teraz chce tylko potrzymać mnie trochę w niepewności.

– Niezbyt to rozsądne z jej strony, zważywszy na naszą niepewną sytuację.

– Być może, ale wolę na nią nie naciskać. Ten, kto pod nami kopie, działa powoli, ale nie robi błędów. W końcu dokopie się głębiej i wtedy Valentina sama do mnie przyjdzie.

– Jesteś tego taki pewien, choć sam mówiłeś, że twarda z niej sztuka.

Twarda to za mało powiedziane. Była zupełnie inna od kobiet, jakie poznałem. Nawet te, które kiedyś zafascynowały mnie swoim charakterem, chowały się przy zadziornej i wybuchowej Valentinie. Nawet nie ukrywałem, że była dla mnie niczym trofeum, którego zdobycie graniczyło z cudem. Mimo wszystko wiedziałem, że będzie moja, bo nigdy nie odpuszczałem, a ona powoli się łamała. Musiałem jednak znaleźć sposób, by się do niej dostać.

Dwóch moich ludzi pojawiło się przed naszym stolikiem. Jeden z nich kiwnął głową, na znak, że wszystko jest gotowe. Wstałem z miejsca, po czym ruszyłem w stronę wyjścia. Luigi szedł tuż obok mnie, podekscytowany tym, co za chwilę miało nadejść.

– Mam nadzieję, że tym razem znalazłeś kogoś, kto miałby ze mną jakiekolwiek szanse.

– Nie martw się, tym razem zadbałem o to, żebyś miał co robić.

Wsiedliśmy do samochodu, a kiedy Luigi odpalił silnik, zadzwonił mój telefon. Skrzywiłem się widząc, że to Gaspare. Najchętniej odrzuciłbym połączenie, ale niemal pewne było, że szybko był tego żałował. Odebrałem więc i przyłożyłem słuchawkę do ucha.

– Koniec zabawy, wracajcie do domu – powiedział ostro, tonem przypominając mi surowy głos ojca.

– Coś się stało, czy chcesz popsuć nam wieczór?

– Mieliśmy nalot na magazyn w Palermo.

Rozłączyłem się, niemal rozgniatając telefon w dłoni.

– Zawracaj. Dziś sobie nie powalczysz.

– Co jest?

– Ktoś ostro dobiera nam się do dupy.

Jeśli Palermo było spalone, do przewidzenia było, że już niedługo kolejne miejsca spotka ten sam los. A kolejne miejsca, to kolejne stracone pieniądze. Najgorsze było jednak to, że powiązanie mnie z każdym z tych miejsc było już tylko kwestią czasu. Zegar zaczął tykać, a ja musiałem działać.

Na miejscu czekali na mnie wszyscy, każdy przejęty i wkurwiony, niemal równie mocno jak ja.

– Co robimy? – zapytał Gaspare. – Zamykamy wszystko?

– Nie. To może być pułapka. Zjawimy się w śledzonym miejscu i już po nas.

– Zostawimy wszystko?

– Nie mamy wyboru. To mniejsze zło. Możemy dużo stracić, ale nie stracimy wolności.

– Dopóki nie wpadną na nasz trop. Wiesz, jak to mówią... po nitce do kłębka.

– Zamiast mnie wkurwiać, zajął byś się czymś pożytecznym – zasyczałem wrogo, marszcząc przy tym pięści. – Ktoś dopiera nam się do dupy, a ty zamiast działać, stoisz i pieprzysz!

Meli wkurwiał mnie często, ale w tamtym momencie miałem ochotę go zabić. Gdyby nie fakt, że był ważnym członkiem tej rodziny, z pewnością już by nie żył. Czekałem, aż odjedzie i weźmie się do roboty. Szybko się wycofał, wiedząc, że to jedyne wyjście. Razem z nim odeszło większość ludzi. Wtedy podszedł do mnie Luigi i bacznie mi się przyjrzał.

– Jak myślisz, jaka jest szansa, że ten nalot był zaplanowany bardziej niż nam się wydaje? – zapytał sugestywnie.

– Co masz na myśli?

Podszedł do mnie jeszcze bliżej, by upewnić się, że nikt go nie usłyszy.

– Od dwóch dni mieliśmy zaplanowane walki. Wiele osób wiedziało, że dziś nie będzie cię w domu.

Kiwnąłem do niego głową i wspólnie przeszliśmy do mojego biura. Jeśli miał na myśli to, co mi się wydawało, najsłuszniej było odjeść wystarczająco daleko, by żaden z ludzi nie usłyszał ani słowa.

– Sugerujesz, że to ktoś z naszych?

– To miałoby nawet sens. Wiem, że nawet na miejscu niewiele byś wskórał, ale właśnie dzisiejszego wieczora nie było szans, byś trzymał rękę na pulsie. Poza tym, nie miałeś czasu, żeby zareagować. Może zanim wróciliśmy do domu, wydarzyło się coś jeszcze?

– Zdajesz sobie sprawę, że jeśli masz rację, jesteśmy w czarnej dupie?

– Mam nadzieję, że się mylę, ale sam zobacz, jak nagle wszystko zaczyna się układać.

Luigi był dla mnie jak brat, najlepszy przyjaciel. Nigdy nie traktowałem go jak pracownika, dlatego bardzo poważnie podszedłem do jego sugestii. Ufałem jego osądom, mimo że czasami wydawał się być porywczy i niedojrzały. Tak naprawdę tylko ja jeden wiedziałem, kim rzeczywiście jest. Nigdy nie winił nikogo, nie mając na to dowodów. Bywał także moim głosem rozsądku, bo swój często traciłem.

– Byłem przekonany, że to ktoś z zewnątrz, lub kret w rodzinie Gilardi.

– Powinniśmy przyjrzeć się dokładnie naszym ludziom, Cascio.

– A więc wygląda na to, że szykuje się nam bardzo intensywny okres.

Dark Empire - Premiera 18.05.2022Where stories live. Discover now