Rozdział 24

202 14 4
                                    

Wakacje zbliżały się już definitywnie ku końcowi co można było dostrzec po większej ilości studentów w każdym możliwym miejscu. Kawiarnie zaczęły tętnić życiem, poznikała większość ogłoszeń o pracę, a kampus niemal pękał w szwach. To była miła odmiana po spokojnym lecie, ale na samą myśl, że ja nie będę mógł w tym wszystkim uczestniczyć poczułem dziwną pustkę. Gdybym wtedy nie dał się oczarować Klausowi to dziś sam byłbym studentem z podekscytowaniem wybierającym podręczniki, szkicowniki i inne niezbędne mi atrybuty ucznia szkoły wyższej.

-Coś cię trapi najdroższy? - Elijah spojrzał na mnie znad filiżanki czarnej kawy.

-Żałuję, że nie rozpoczynam studiów - przyznałem niechętnie i poczułem silne kopnięcie mojego synka. -Nie powiedziałem, że żałuję zostania rodzicem - od razu pogładziłem go przez brzuszek dzięki czemu troszkę się uspokoił.

-Daje w kość? - ciepło rozlało się w moim sercu na troskę jaką otaczał mnie mój kochanek.

-Czasem bardzo. Anthony mówi, że to raczej normalne. Po prostu mój synek jest bardzo ruchliwym maleństwem.

-Mogę dotknąć?

-Zawsze o to pytasz, a odpowiedź jest taka sama.

Elijah odstawił filiżankę na stolik, złożył gazetę i podszedł do mnie by położyć głowę na moim nagim brzuchu. Od naszej ostatniej randki minęło już trochę czasu i wszystko zdawało się wrócić do stanu przed poznaniem Cole'a. Może nie do idealnego stanu, ale było naprawdę przyjemnie. Wizytę u Jeffersona musieliśmy niestety przełożyć, gdyż Elijah dostał pilny telefon ze szpitala, że stan jednego z jego małych pacjentów się pogorszył, więc umówiliśmy się na inny termin i właśnie dziś przypadał ten dzień kiedy mieliśmy udać się do mojego przyjaciela.

-Pamiętasz, że dziś idziemy do Cole'a?

Elijah tylko westchnął, ale przytaknął głową nadal nie odrywając jej od mojego brzucha. Czekałem jeszcze chwilę ciekaw czy zamierza coś dodać, ale kiedy nic się nie stało spróbowałem się podnieść. Było mi już trochę niewygodnie i koniecznie musiałem zmienić pozycję.

-Elijah, niewygodnie mi już.

-Wybacz, ale lubię słuchać jak mały się porusza.

-Też lubię ten moment kiedy robimy USG, ale maleństwo jest coraz większe i muszę przyznać, że coraz częściej dokuczają mi plecy i nogi. Myślałem latem, że mi eksplodują - westchnąłem na wspomnienie opuchniętych kostek, a to było dopiero preludium.

-Pamiętaj, że jeśli czegoś potrzebujesz wystarczy powiedzieć.

-Zapominasz, że już od kilku miesięcy jestem na twoim utrzymaniu. I tak się zastanawiam czy nie przyjąć propozycji rodziców. Kiedy zacząłbym pracować...

-Oli, już to omawialiśmy. Co jest moje należy też do ciebie.

No tak... Niby mówiliśmy już o tym wiele razy, ale nadal źle się z tym czułem i nie wiedziałem jak tą sytuację rozwiązać. Nie chciałem być jak Gaspard. Często rozmawialiśmy o nim z Benitą i muszę przyznać, że moja sympatia do niego spadała coraz bardziej z każdą rozmową. Ja... nie przypuszczałem, że był taki... frywolny. Myślę, że spokojnie dogadałby się z Niklausem w tym temacie. Nie chciałem popełniać jego błędów i choć ciężko mi było to przyznać miałem nadzieję, że decyzja o odsunięciu od siebie Cole'a jest słuszna. Co prawda w ostatnim czasie wymieniliśmy się kilkoma wiadomościami, ale troszkę wiało od nich chłodem i nie mogłem za to winić przyjaciela.

-Na którą powinniśmy pojawić się u Jeffersona?

-Mamy przyjść na 19:00, na kolację. Będzie też Rebeka ze swoim chłopakiem.

Tylko mnie kochajWhere stories live. Discover now