Rozdział 3 [Will]

391 23 21
                                    

- Zimno tu - oznajmiła Alex wysiadając z naszego samolotu. - I w dodatku trochę przerażająco.

Rozejrzałem się. Byliśmy na tajnym, opuszczonym lotnisku w Petersburgu. Z nadzieją, że nikt nas nie zauważy. Nasz samolot nie był duży. Mieścił naszego kierowcę - Habram'a ( jednego z zapomnianych duchów słonecznych, którego wraz z samolotem zesłał nam po moich modlitwach ojciec) oraz nas. Prawdopodobnie dałoby się wcisnąć tam jeszcze z jedną osobę, ale było to zbędne.

Wyciągnęliśmy nasze plecaki.

- Nie mogę was dalej zabrać, przykro mi. I tak bardzo się dziś naraziłem. Powodzenia - mruknął duch i odleciał.

Skinąłem mu głową na pożegnanie, gdy znikał za chmurami.

- To jedna z najbardziej niebezpiecznych rzeczy jakie robimy - powiedziała brązowowłosa drżącym głosem. Przełnąłem ślinę. Cudownie. Mieliśmy się dostać z Petersburga aż do Prowidieniji.

- Wiesz jak tam dotrzeć? - spytałem z nadzieją swojej dziewczyny. Pokręciło przecząco głową. Tego się właśnie obawiałem.

- Nie mam nawet jak tego sprawdzić - oznajmiła. - Mamy do przebycia około 6046km. Ale nie mogę w żaden sposób dowiedzieć się jak się tam dostać. Nawet gdybym miała komórkę, nie da się tego sprawdzić. Rosja jest podzielona. Nie ma dostępu. Nawet mapy Google pokazałyby "brak trasy". Dotarcie tam jest teoretycznie niemożliwe. I w dodatku niezgodne z prawem. Jak nas złapią, zabiją nas przy pierwszej lepszej okazji.

- Optymistycznie - mruknąłem. Nie wiedzieliśmy nawet czego dokładnie szukamy. Bogowie najwyraźniej tym razem chcieli nam jak najbardziej pomóc. Dowiedzieliśmy się od samego Posejdona, że mamy szukać jaskini w głębinach Zatoki Providence na Morzu Beringa. Tam znajdziemy "boginię pierwszej korony", kimkolwiek była. - Czyli tak na prawdę nawet nie mamy jak się tam dostać.

- Na pieszo zajmie nam to 2015 godzin i 20 minut, czyli w ogromnym przybliżeniu 83 dni i kilka godzin, idąc normalnym tempem. Jadąc z ostrożną prędkością zajmie nam to około 120 godzin, 55 minut i z 12 sekund, czyli około 6 dni, nie licząc przerw oczywiście - wykalkuowała Alex. Przewróciłem oczami. Czasami jej dokładność była przerażająca.

- Nie mamy absolutnie żadnego transportu - stwierdziłem. - I nikogo nie znamy.

- Znamy Richarda - zażartowała Alexandra ironicznie. Zaśmiałem się cicho.

- Nico nie byłby zadowolony - dodałem. - Jakieś inne pomysły?

Dziewczyna zaprzeczyła kiwając głową.

- Absolutnie żadnych. Jesteśmy straceni.

Złapałem ją za rękę i spojrzałem na magiczny kompas, który kiedyś dostałem od Chejrona.

- Idziemy w tamtą stronę. Mam nadzieję, że nie wprowadzi nas to do miasta. I że choć odrobinę znasz rosyjski... - mruknąłem pod nosem. Wiedziałem, że nie znała. Ale warto było mieć nadzieję.

Weszliśmy wgłąb jakiegoś lasu. Nie był zwykły. Dla śmiertelników był niewidoczny, ukryty pod mgłą. Dlatego na chwilę obecną byliśmy bezpieczni. Znaczy, można było tak powiedzieć.

- Nie podoba mi się tu - oznajmiła moja dziewczyna. - Trzeba było zabrać Aaravos'a.

- Ani on, ani Hannah by się nie zgodzili - stwierdziłem. - A poza tym, żadne z nas nie potrafi go zrozumieć. Źle by się to mogło dla nas skończyć. W dodatku... Wiesz, myślę, że ona, Nico i ta trzecia bardziej będą go potrzebować.

- Nawet bogowie nie są w stanie im pomóc - westchnęła brązowowłosa. - Nikt nie ma pojęcia gdzie jest Chejron. I czy jeszcze żyje - mówiąc to, Alex złapała się za głowę. - Nawet ja nie mam pojęcia kto go zabrał. Bogowie chyba nic nie wiedzą. A jeśli wiedzą, nie palą się do tego, żeby nam powiedzieć.

Nastała niezręczna cisza. Szliśmy ciemnym i mrocznym lasem. Co chwila towarzyszyły nam dźwięki i błysku trzaskających piorunów. Odkąd Zeus prawdopodobnie stracił kontrolę nie wiedzieliśmy kiedy jest dzień, a kiedy noc. Było tak samo ciemno. Burzowe chmury oraz błyskawice ani na chwilę nie odpuściły. We wszystkich krajach było tak samo. Nikt, absolutnie nikt ze śmiertelników nie wiedział co się dzieje. W wiadomościach cały czas była o tym mowa. Najlepsi naukowcy nie potrafili powiedzieć co jest grane. Wiedzieliśmy my. Dzieci bogów. Oraz stworzenia mityczne. Chaos opanował świat. No, na szczęście nie ten Chaos, przez duże C. Ale to nadal nie była mocno pocieszająca wieść. Wiedzieliśmy, że jest źle. Bardzo źle.

Szedłem w tym głębokim zamyśleniu, trzymając Alexandrę za rękę. Patrzyłem w ziemię, czując się trochę jak di Angelo. I to był mój wielki błąd. Bo nie zauważyłem, jak drogę zagrodziły nam potwory...







Haj. Czy coś. Ogólnie bardzo się dla was poświęciłam. Poważnie, wiecie jak trudno ogarnąć ile jest km z Petersburga do Prowidieniji? Tego na serio nie można znaleźć w mapach Google, drogi w Rosji są mocno pozamykane. I jeszcze przeliczanie tego na godziny i dni, bogowie trzymajcie mnie. A teraz zapraszam na kolejną długą przerwę reklamową ❤️
Jestem lepsza niż Polsat✌️😎
Ps. Zgłaszać literówki, kocham was

Więzy Słońca  //Nico di Angelo - Córka Słońca cz.2Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora