Rozdział 6

365 25 28
                                    

- Długo jeszcze? - spytała zaspana Mellody. Westchnęłam zrezygnowana. Pytała o to co 10 minut, co zaczęło się robić męczące.

- Nie wiemy - odparł Nico. - Nie było nas tu wcześniej.

Mellody wydała z siebie cichy odgłos rozpaczy, po czym oparła swoją głowę o plecy di Angelo.

Po pewnym czasie ujrzałam w dole ciemny las. Kory jego drzew były ciemne, praktycznie czarne, a liście pousychane. Wzięłam głęboki oddech, po czym dałam Aaravosowi znak, aby zleciał niżej.

Smok wylądował na błotnej posadzce. Zsiadłam z jego grzbietu i rozejrzałam się. Powietrze było wilgotne.

- Fuj - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam białowłosą patrzącą na swoje brudne, poniszczone już buty. Przewróciłam oczami, ale postanowiłam milczeć.

- Dalej idziemy na pieszo - oznajmiłam.

- A to bydle nie może nas jeszcze powieźć? Akurat teraz przez te ohydne tereny by mogło, a zamiast tego musi odmawiać posłuszeństwa - stwierdziła, pokazując na gada.

Przegięła. Nawet nie zorientowałam się, że zacisnęłam pięści. Mellody dostała porządny cios w szczękę, upadając przy tym na ziemię. Pisnęła, gdy poczuła jak wpada w błoto. Myślę, że obchodziło ją to bardziej, niż ból, który jej zadałam.

- Hannah, do cholery - warknął Nico. Jego ton nie był wściekły. Był zrezygnowany. Chłopak westchnął. Ruszyłam przed siebie.

- A ja myślałam, że jesteś fajna - usłyszałam. Zatrzymałam się i stanęłam w bezruchu. - Tyle o tobie słyszałam. O twoim entuzjazmie, dobrej walce, wsparciu i współpracy. Wybrałam cię na prowadzącą tej misji, bo wszyscy mówili o ty, że jesteś tego w 100% godna. A ty jakby nigdy nic od samego początku naszej wyprawy próbujesz uprzykrzyć mi życie i jawnie oznajmiasz, że mnie nienawidzisz. Wytłumacz mi chociaż dlaczego, co? Pozwól mi zrozumieć chociaż to, dlaczego nie możemy żyć ze sobą w zgodzie.

Dlaczego nie możemy żyć ze sobą w zgodzie? Dlaczego... No właśnie. Dlaczego? Co stoi na przeszkodzie. Nie pasuje mi jej charakter? Chodzi o to, jak traktuje Aaravosa? A może o coś innego...? Nie. No bo o co innego miałoby chodzić? Po prostu nie podoba mi się jak traktuje mojego smoczego przyjaciela. I to, że marudzi na każdym kroku. Albo po prostu tak sobie wmawiam...

- Aaravos - mruknęłam i poklepałam się po ramieniu. Smok zmniejszył się i wskoczył na nie. Ruszyłam naprzód, zostawiając Mellody bez odpowiedzi.

- No teraz to grubo pojechałaś - oznajmił smok. Uniosłam brew w niezrozumieniu.

- O co ci teraz chodzi? - spytałam. - Zasłużyła przecież.

- Na co?  Na to, żebyś się nad nią znęcała? Olewała? Byłą niemiłą? Zasłużyła?  Czym? Przecież ona się boi, Han. Nie widziałem tego od razu, ale od początku traktowała cię za wzór. Mimo twoich początkowych wybryków, cały czas cię podziwiała. Owszem, nie była dla mnie zbyt miła w niektórych momentach. Ale chodzi o to? Albo o jej skłonność do marudzenia? Ty też czasem marudzisz, Han. A może chodzi o Nico?

- Hm? - przystanęłam, gdy skończył ostatnie zdanie. Nie mogłam się ruszyć, a ślina utkwiła mi w gardle.

- Czyli jednak - stwierdził.

- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć - wydusiłam w końcu. I wznowiłam marsz. Smok już otworzył pysk, żeby zabrać głos, ale poczułam jak ktoś chwyta mnie za przedramię. Spojrzałam w oczy czarnowłosego.

- Możemy pogadać? - spytał cicho, lustrując mnie wzrokiem. Niepewnie skinęłam głową. - Aaravos, popilnuj Mell - poprosił, na co smok spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć "Przemyśl to, co powiedziałem". Przyjął wilczą wielkość i usiadł obok białowłosej. Di Angelo odciągnął mnie kilka drzew dalej.

- Co jest? - spytał.

Skrzywiłam się lekko.

- O co wam wszystkim dziś chodzi? Nic. Nic nie jest - oburzyłam się. Myślałam, że czarnowłosy się wkurzy, wybuchnie, albo odejdzie, ale on stał. Spokojnie stał, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czekał, aż odpowiem.

- Nie powinnam brać na siebie tej misji - powiedziałam w końcu i spuściłam głowę. - Najwyraźniej nie jestem gotowa, aby kimkolwiek dowodzić.

- Moim zdaniem jesteś gotowa - oznajmił. - Nikt nie poprowadzi nas lepiej niż ty - wzruszył ramionami, po czym zaplótł ręce na piersi i odwrócił wzrok. - Każdy ma chwile słabości, wiem coś o ty. I wiem też, że trzymanie tego w sobie zbyt długo może się źle skończyć, Morgan.

Nastała niezręczna cisza. Oboje wpatrywaliśmy się w ziemię, unikając kontaktu wzrokowego.

"Chodzi o Nico?" - przypomniałam sobie sekwencję Aaravosa. Jeszcze jakbym zrozumiała, o co chodziło. W tej chwili nie potrafiłam odpowiedzieć o co właściwie mi chodzi. Nie wiedział tego nikt. Dosłownie nikt.

- Proszę, ruszajmy dalej - powiedziałam. Mój głos był załamany. Chciałam to ukryć, ale nie umiałam. Nico nie nalegał, tylko skinął głową i odwrócił się, po czym podążył z powrotem do smoka i siedzącej obok niego białowłosej. Podeszłam do nich bliżej. Mellody była.... Roześmiana. Aaravos szturchał ją co chwila, biegając wokół niej. Oni... Bawili się. Jak przyjaciele.

- Idziemy - oznajmił di Angelo. Białowłosa wstała, a smok zmniejszył się. Wystawiłam ramię, ale gad zajął miejsce na ramieniu Mell. Zamurowało mnie.

Drużyna ruszyła przed siebie, zostawiając mnie w tyle. Spojrzałam na smoczego przyjaciela.

- Jest całkiem fajna - szepnął. - Zastanów się. Na pewno chodzi o nią?

Po raz kolejny tego dnia nie wiedziałam co zrobić. Z niedowierzaniem pokręciłam głową, starając się dojść do tego, o co chodzi Aaravosowi.

Spojrzałam na czarnowłosego. Odwrócił się w moją stronę.

- Idziesz? - spytał, unosząc brwi. Pokiwałam głową i ruszyłam za nimi.







Nie będę nic pisać bo tylko się pogrążę XDDD
Postaram się ogarnąć jakiś dzień, w którym regularnie będę coś wstawiać, ale mam ostatnio dużo na głowie, nie bijcie pls.

Więzy Słońca  //Nico di Angelo - Córka Słońca cz.2Where stories live. Discover now