9

235 15 13
                                    

Wybiło równo trzydzieści minut po dwudziestej, kiedy usiedliśmy z Andreasem przy stoliku pod ścianą. Oboje byliśmy niesamowicie głodni, więc zgodnie stwierdziliśmy, że w ramach treningu przed jutrzejszym wydarzeniem i kilkugodzinnym udawaniem zakochanej pary, moglibyśmy chociaż zaliczyć jeden wspólny posiłek. W końcu, pierwsza awantura na wspólnych zakupach była już za nami.

Kelner zapisał w notesie nazwę jakiegoś fikuśnego spaghetti, które zamówił blondyn. Kiedy je wymawiał, lekko zmarszczyłam brwi i próbowałam przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek słyszałam o istnieniu takiego rodzaju, ale poddałam się, widząc, że pracownik patrzy wprost na mnie, czekając na mój wybór.

— Dla mnie pizza — spuściłam wzrok na kartę, żeby niczego nie przekręcić — z bazyliowym pesto. I wodę, poproszę.

Kiwnął głową, cicho mamrocząc, że nie ma problemu. Znów spojrzał na Andreasa, a z obojętności wymalowanej na jego twarzy mogłam wywnioskować, że nawet go nie rozpoznał. Jak widać, medal olimpijski nie odziera człowieka z prywatności. — Od poniedziałku trwa u nas tydzień światowych piw. Czy podać panu kartę?

Gdybym nie miała obcisłej sukienki do włożenia następnego dnia, zamówiłabym dla siebie trzy rodzaje dla samej zasady. Czemu mi ich nie zaproponował? Co to za mizoginizm?

Wellinger pokręcił głową. — Dziękuję, prowadzę. 

— Mogę poprowadzić za ciebie — powiedziałam bez głębszego namysłu. 

— Masz w ogóle prawo jazdy?

— A to trzeba je mieć, żeby prowadzić? — udałam zaskoczoną i wyprostowałam się, jakbym właśnie odkryła największą tajemnice swojego życia, jednak widząc minę kelnera, który chyba nie potrafił jasno stwierdzić, czy mówię serio, czy nie, dopowiedziałam: — Oczywiście, że mam. Inaczej bym nie zaproponowała. 

Usta drgnęły mu w lekkim uśmiechu. Głupie pytanie, głupia odpowiedź. Znowu spojrzał na wyczekującego informacji kelnera. — Naprawdę, nie chcę piwa. Ja też poproszę wodę.

Kiedy podrudziały mężczyzna powiedział, że dania powinny być gotowe do dwudziestu minut i  odszedł w kierunku stolika naprzeciw naszego, Andreas oparł łokcie o blat, brodę ułożył na splecionych dłoniach i wbił we mnie wzrok.

— No dobra, w takim razie - opowiadaj.

Uniosłam brew. — O czym?

— Komu chcesz jutro zrobić na złość?

Czy ja mam to wypisane na czole?

Starałam się zapanować na wpływającym na poliki rumieńcem i zachować kamienną twarz. Zamierzałam trzymać się pierwotnej wersji - tej, którą przedstawiłam mu podczas naszej pierwszej rozmowy.

— Przecież ci mówiłam, zabranie ze sobą sportowca takiej rangi na imprezę redakcji sportowej podniesie mi morale. 

— A ja dałem ci do zrozumienia, że ci nie wierzę. To znaczy, nie twierdzę, że by ci to nie pomogło. Mogę nawet udobruchać jakoś twoją szefową. 

— Ale...? — pociągnęłam go za język. Przestałam prostować się jak struna, plecy zetknęły się z metalowym oparciem krzesła.

— Heidi, z jakiegoś powodu naprędce szukałaś faceta do towarzystwa. — skrzywiłam się na to sformułowanie, co zresztą zauważył i parsknął śmiechem. — Widzisz? Sama słyszysz, jak to brzmi. Nie wiń mnie za to, że wtedy, w barze, tak to wyśmiałem. Nie ważne. Nie wmówisz mi, że chodzi tylko o sportowca. 

Czułam się jak na przesłuchaniu albo na rozmowie wychowawczej u mamy. Zrobiło mi się głupio, nawet nie wiedziałam czemu. Złapałam się na tym, że nerwowo skubię skórki prawego kciuka. Żałuję, że nie wziął tego piwa. Z chęcią bym mu je teraz zabrała.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 03, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

set them up » andreas wellingerWhere stories live. Discover now