Rozdział 37

315 22 1
                                    

~Syriusz~

Nie chcąc wzbudzać żadnych podejrzeń ani sensacji wśród uczniów, a tym bardziej nauczycieli, tuż przed wejściem zarzuciłem na nas Pelerynę Niewidkę, zapożyczoną od Pottera.

Peleryna Niewidka, w rodzinie Potterów, przechodziła z pokolenia na pokolenie już od naprawdę wielu lat. Wszystko to jednak zaczęło się od Lolanthe, wnuczki pierwotnego posiadacza jednej z Insygniów Śmierci. Ta bowiem poślubiła Hardwina Pottera, czyli jednego z członków rodziny Jamesa. Od tej pory niewidka była przekazywana męskim potomkom rodziny mojego przyjaciela, dzięki czemu to właśnie on wpadł w posiadanie tego niezwykłego przedmiotu, dzięki któremu uszło nam płazem wiele zdarzeń, które niekoniecznie uchodziły za zgodne z regulaminem szkoły.

Tym razem jednak nie chodziło o nasz jakiś "genialny" pomysł albo zaspokojenie nagłej zachcianki. Musiałem jakoś dostać się niepostrzeżenie do Wieży Gryffinodru, która mieściła się aż na siódmym piętrze zamku. Nie chciałem dawać dziewczynie w tym momencie więcej powodów do zmartwień niż te, które i tak już miała na głowie.

- Co oni ci zrobili? - zapytałem przejęty stanem dziewczyny, jednak jednocześnie wściekły na całą zaistniałą sytuację.

Od zawsze wiedziałem, że Ślizgoni nie byli typem honorowych mężczyzn, którzy szanowali kobiety. Jednak nigdy bym nie pomyślał, że są w stanie podnieść na nią rękę, a co więcej, że są w stanie rzucić się na jedną bezradną dziewczynę w trzech. 

Webb jednak spojrzała na mnie tylko obolałym i zmęczonym wzrokiem, dzięki czemu od razu zrozumiałem, że nie jest w stanie teraz na ten temat rozmawiać.

- Tak, tak przepraszam - mruknąłem tylko.  - Opowiesz mi jak odpoczniesz.

Przez korytarze zamku przeszliśmy niezauważeni i bez żadnych problemów, dzięki czemu do dormitorium dziewczyn dostaliśmy się w niewiarygodnie szybkim tempie. 

Tuż przed wejściem do dormitorium Webb, ściągnąłem z nas niewidkę, która dłużej już nie była nam potrzebna. Kolejno szybko otworzyłem drzwi i przekroczyłem ich próg wraz z dziewczyną na rękach.

- Na Brodę Merlina Syriusz! Co jej się stało?! - krzyknęła przerażona Evans, podrywając się z łóżka, kiedy zobaczyła spoczywającą na moich rękach przyjaciółkę.

- Które to jej łóżko? - zapytałem tylko, ignorując wcześniejsze słowa rudowłosej.
 
- Te na wprost od drzwi - odparła ekspresowo, podążając za mną krok w krok.

- Przestańcie oboje panikować…- rzuciła obolała, kiedy już położyłem ją na łóżku.

- Wytłumaczy mi ktoś, co się w ogóle stało na Królestwo Hipogryfa? - fuknęła Evans, u której w głosie słyszałem przejęcie pomieszane ze złością.

- No a jak myślisz, co się mogło stać? - zapytałem nieco pretensjonalnie, ale zarazem retorycznie. - Ślizgoni.

Lily zamarła na chwilę, nie wiedząc jak zareagować na tą wiadomość. Co chwila przenosiła spojrzenie to z Evanny na mnie i na odwrót, czekając na dalszy zastrzyk informacji. Po jej zachowaniu niemal od razu zorientowałem się, że jej główną obawą w tej sprawie jest możliwość zamieszanego jej “przyjaciela” Severusa Snape’a. 

Naprawdę nie rozumiałem dziewczyny. Snape nie zasługiwał nawet na odrobinę jej dobroci, a już szczególnie od momentu, w którym na piątym roku nazwał ją szlamą. Od owego momentu chłopak na każdym kroku sprawiał jej przykrość, a ta mimo wszytsko stara się go jakoś przy nas wytłumaczyć różnymi nieudolnymi wymówkami. Gdyby przyrównać Smarkerusa do mojego najlepszego przyjaciela, Jamesa, to ten pierwszy z całą pewnością się chowa.

Potter należał do chłopaków o dobrym sercu, a szczególnie dla rudowłosej, co widzieli wszyscy oprócz niej samej. Na każdym kroku starał się jej pokazać jak mu na niej zależy, dzięki różnym czynom lub też słowom. I choć potrafi to często robić w nieco głupkowaty sposób, to nikt nie wahał się nad szczerością jego intencji. Niestety Evans zawsze widziała to nieco inaczej i zamiast chociaż spróbować mu zaufać, to traktowała go jak wroga z prawdziwego zdarzenia, dodatkowo wypominając mu każdą złośliwość skierowaną w stronę Severusa. Potter jednak nie był typem osoby, które szybko się poddają i tracą chęci do obranych sobie celów. Tak też nikogo z nas nie dziwił fakt, że mimo tylu odtrąceń, które zafundowała mu Lily, ten wciąż próbował się do niej zbliżyć i zdobyć jej uznanie.

- Och spokojnie, nie brał w tym udziału twój upośledzony zaskroniec - prychnąłem. - I dodam tylko, że jest to tylko i wyłącznie na jego korzyść, bo skończyłby gorzej niż reszta jego kolegów.

- Mógłbyś wreszcie przestać patrzeć na niego przez pryzmat wszystkich Ślizgonów? - oburzyła się Gryfonka. - To że inni są tacy, jacy są, nie oznacza to od razu, że musi dorównywać im czynom. 

- Czy ty siebie w ogóle słyszysz Lily?! - krzyknąłem niedowierzając w jej durne słowa. - Spójrz wstecz na jego czyny  i powiedz mi patrząc w oczy, że nie stał się jak każdy inny Ślizgon, który jest wpatrzony tylko i wyłącznie w swoje dobro i korzyści. Już zapomniałaś jak cię potraktował? Już zapomniałaś jak prawie wydał sekret Lunatyka? Sama doskonale wiesz, z kim się trzyma. W takim razie zobacz sobie teraz w jakim stanie jest Evn i powiedz mi, że to nic takiego. Skoro jego koledzy byli w stanie zrobić coś takiego dziewczynie, to on wcale nie będzie od nich lepszy. I możesz naprawdę sobie mówić na Jamesa, co chcesz. Mów sobie, że jest dziecinny, atencyjny, nierozważny, uparty i Merlin jeszcze wie co, ale sama doskonale wiesz, że przy nim włos z głowy, by ci nie spadł.

Nie posyłajac Lily już ani jednego spojrzenia więcej, usiadałem na łóżku obok Webb, przyglądjąc się uważnie jej grymasówi bólu na twarzy.

- Dziewczyny nigdy nie widziałeś? - zażartowała po chwili zupełnej ciszy, podczas której patrzyliśmy na siebie bez przerwy.

Zaśmiałem się lekko pod nosem, będąc po części szczęśliwy, że mimo tego co ją przed chwilą spotkało, jest w stanie być sobą w stu procentach.

- Różne dziewczyny się widywało…ale jeszcze nigdy nie widziałem dziewczyny tak silnej jak ty - odparłem, będąc nieco niepewny słuszności wypowiedzianych takich słów w takim momencie. - Możesz być z siebie dumna, Webb.

Evanna spojrzała na mnie zupełnie zmieszana. Wiedziałem, że na pewno doceniła moje słowa, a nawet, że w pewnym sensie ją pokrzepiły. Tyle jednak, że ta wciąż nie była pewna mojej osoby i prawdziwość tych słów.

- Nie czuję się najlepiej, chcę zostać sama - zignorowała moją wcześniejszą wypowiedź, najwyraźniej nie czując się w tym momencie komfortowo.

Przytaknąłem tylko kiwnięciem głowy, zupełnie nic nie mówiąc w kierunku jej osoby.

- Zajmij się nią - rzuciłem tylko w stronę Evans, która wciąż była w lekkim szoku po naszej rozmowie, i wyszedłem z pomieszczenia.

Miłość pojawia się znikąd {Syriusz Black}Where stories live. Discover now