40 Rozdział

440 17 3
                                    

~Syriusz~

Właśnie przechodziliśmy przez korytarz siódmego piętra, który miał nas zaprowadzić do naszego Pokoju Wspólnego. I choć szliśmy tak ramię w ramię już od dobrych trzydziestu minut, to wciąż nie byłem w stanie dopuścić do siebie faktu, że rozmawiam z Evanną nie powodując tym żadnych sprzeczek. Czułem jakby było to coś co najmniej nienaturalnego, co zazwyczaj nie zdarza się w przyrodzie. A jednak, dziewczyna była tutaj tuż obok mnie, rozmawiając ze mną zupełnie swobodnie

- No już sobie dopowiadaj - zirytowała się Gryfonka. - Nigdy nie byłam zazdrosna o to, że inne dziewczyny przykuły twoją uwagę. Raczej szczerze było mi ich szkoda.

- Wytłumacz mi, jak to jest, że nawet kiedy zakopaliśmy topór wojenny, to ty wciąż mnie atakujesz? - zaśmiałem się, wyczekując jej odpowiedzi.

- Jeśli atakiem dla ciebie jest powiedzenie ci prawdy, to przyzwyczaj się, że będziesz już przeze mnie atakowany za każdym razem, gdy mnie zobaczysz - wzruszyła ramionami, po czym przeczesała prawą ręką swoje długie, ciemne włosy.

- Ty to jednak wiesz jak człowieka pokrzepić - odparłem sarkastycznie, wspinając się po kilku ostatnich stopniach schodów, które prowadziły do portretu Grubej Damy.

- No tak, bo przecież ty tak bardzo potrzebujesz pokrzepienia - rzuciła jeszcz bardziej sarkastycznie niż ja.

Z bezsilności pokręciłem tylko głową, po czym wypowiedziałem hasło, które umożliwiło nam przejście przez obraz. Jak na gentelmana przystało, przepuściłem Webb przodem, następnie wchodząc do pomieszczenia tuż za nią.

Jakie było moje szczere zdziwienie, kiedy wchodząc do Pokoju Wspólnego, zobaczyłem James’a, Remusa, Peter’a, Lily, Vanesse oraz Dorcas, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Dyskusja szybko jednak ucichła w momencie, kiedy Lily zauważyła moją obecność z Evn, po czym uderzyła Pottera w ramię.

- Ooo co tam u was? Jak życie mija? - wyszczerzył się Potter, udając jakby nigdy nic się nie stało.

Spojrzałem po reszcie obecnych i od razu zauważyłem ich zażenowanie słabym aktorstwem James’a.

- Och nie, to było niemal tak bardzo słabe jak twój wzrok - głos zabrała Evanna, rzucając chłopakowi uszczypliwą uwagę. 

Słysząc jej słowa uśmiechnąłem się lekko, będąc zadowolony, że lekko utarła mu nosa.

Rogacza kochałem jak barta i byłem mu z całego serca wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobił. Czasem jednak stawał się naprawdę irytujący i niedozniesienia w różnych kwestiach. Ostatnimi czasy dla mnie taką kwestią była sytuacja z Webb. James nie dawał mi spokoju wypytując się mnie o poprawę naszej relacji od czasu wypadu do Hogsmeade. Dlatego słowa dziewczyny tak bardzo mnie ucieszyły.

- Jak dla mnie było to nawet tak słabe, jak umiejętności Glizdogona w eliksirach - powiedziałem głośno, lecz zwracając się bezpośrednio do Evanny.

Dziewczyna zaśmiała się cicho, po czym opadała na kanapę, usadawiając się między Evans i Wood.

- No to teraz słucham, co się dzieje między mną i Blackiem, czego jeszcze sami nie wiemy? - zagadała, rozglądając się po naszych wspólnych znajomych.

Podziwiałem w niej tą bezpośredniość. Niewielu ludzi było na to stać, a już zupełnie istniała zaledwie mała grupa osób, której przychodziło to z taką łatwością jak jej. Zawsze mówiła to co myślała albo pytała o to, o co chciała, nawet jeśli było to bardzo niekomfortowe pytanie.

Na pytanie Webb jednak nikt nie odpowiedział, a na ich twarzach można było dostrzec wyraźne zmieszanie całą tą sytuacją.

- Teraz to nagle nikt nie chce o nas rozmawiać? A to ci niespodzianka - prychnęła, kolejno przenosząc wzrok na mnie.

- Dobra już ich tak nie torturuj - odparłem tylko, siadając obok mojego najlepszego przyjaciela.

- Kiedy możemy spodziewać się jakiegoś meczu Quidditcha z waszym udziałem? - zmienił temat Remus, kierując pytanie do mnie i Pottera.

- Z tego co wiemy od Troy’a to za jakieś dwa tygodnie. No i zaczynamy z Ravencalwem - odparł Rogacz. - Miejmy nadzieję, że pierwszy mecz będzie zwycięski.

- Jeden mecz w tą czy w tamtą, co to za różnica? Nawet z jedną przegraną jesteście w stanie wygrać - wtrąciła Dorcas, szukając czegoś po kieszeniach.

- Mówi się, że jaki pierwszy mecz taki cały sezon. Niby tylko gadanie, ale nie ma co zapeszać - odparłem za James’a.

- Zresztą nieważne i tak mnie to nie interesuje. Idę zapalić, ktoś idzie ze mną? - Meadowes pomachała paczką papierosów, rozglądają się po nas. - Poważnie nikt? Nawet ty Black?

- Niedawno paliłem - wyjaśniłem krótko.

- Świetnie, no to zostałam sama - westchnęła, podnosząc się z ziemi, kolejno kierując ku wyjściu.

- Poczekaj no, pójdę Ci potowarzyszyć - zlitował się James, udając się tuż za dziewczyną 

- Palisz? - zapytała mnie nagle Webb, kiedy Meadowes wraz z Potterem zniknęli za obrazem.

- Zdziwiona? - uśmiechnąłem się zaczepnie.

Dziewczyna zawiesiła na mnie swój wzrok, przez chwilę ewidentnie się nad czymś zastanawiając.

- W zasadzie to nie.

Miłość pojawia się znikąd {Syriusz Black}Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora