42 Rozdział

97 5 1
                                    

~Evanna~

Koniec tygodnia przyniósł za sobą kolejny weekend, podczas którego uczniowie dzielili się na dwie grupy. Jedną z nich byli ci, którzy zaczynali myśleć już o kolejnym tygodniu, co w rezultacie przenosiło się na spędzanie dni wolnych nad książkami i notatkami z obawy o nienajlepsze wyniki z testów i wypracowań. Zaś ta druga robiła wszystko, by chociaż na chwilę zapomnieć o końcu jednego i początku kolejnego tygodnia. W takim przypadku więc, podejmowali się wszelkich zajęć tylko nie tych, które powiązane były z obowiązkami szkolnymi.

Ja raczej byłam kimś pomiędzy. Lubiłam w przeciągu tych dwóch dni nieco się zrelaksować i wreszcie zwolnić tempo, wśród tej całej gonitwy w nadrabianiu szkolnego materiału do końcowych egzaminów, którego nie oszukujemy się i tak nie dam rady nadrobić. Bo choćby człowiek się starał jak mógł, to coś finalnie musi wybrać. Więc albo uczy się na bieżąco materiału omawianego na lekcjach, albo nadrabia ten stary przez co zaniedbuje ten teraźniejszy i w efekcie końcowym znów jest po tyłach... tak się własnie toczy błędne koło.

Problem jednak z moją osobą jest taki, że nie lubię zwyczajnie siedzieć i nic nie robić. Męczy mi to strasznie głowę, przez co finalnie czuję się bardziej zmęczona niż byłam. No a dochodzące do tego wyrzuty sumienia spowodowane natrętnymi myślami, że znów zmarnowałam swój czas, również nie ułatwiają odpoczynku. Takim więc sposobem nawet jeśli mam ochotę zwyczajnie przesiedzieć cały dzień w dormitorium, to pod ręką zawsze mam plik notatek, które mogę czytać w międzyczasie.

- Może chociaż chciałabyś pójść ze mną, Vanessą i Remusem na spacer? - zagadanęła mnie rudowłosa, owijając szczelnie swoją szyję szalem.

Spojrzałam za okno gdzie mocna mgła, której towarzyszył deszcz pod postacią mżawki, ograniczała pole widzenia do minimum.

- Nie dziękuję, dziś raczej wole obserwować tą pogodę z ciepłego łóżeczka - wzdrygnęłam się na samą myśl, jak bardzo niska tam musiała być właśnie temperatura.

- Jak tam sobie chcesz, do zobaczenia w takim razie na kolacji -odparła krótko, po czym niemal od razu zniknęła z pomieszczenia.

No i stało się, dormitorium świeciło pustkami. Uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl, że właśnie takie miało pozostać przez kolejnych kilka godzin. Zadowolna więc z takiego stanu rzeczy wstałam z łóżka, szukając w swojej torbie notatek z ostatnich lekcji. I kiedy już siadałam spowrotem na swoje miejsce, po pokoju rozbrzmiało pukanie do drzwi.

-Proszę! - zawołałam od niechcenia, gdyż nie miałam zamiaru wstawać kolejny raz z łóżka.

Drzwi otworzyły się niemal od razu, a tuż za nimi ukazała mi się uśmiechnięta postać Syriusza. Chłopak ubrany był w zwykłe czarne jeansowe spodnie i tego samego koloru grubą bluzę, co choć stanowiło zwykłą stylizację, to dziwnym sposobem na nim wyglądała dość interesująco, żeby nie rzec, że atrakcyjnie.

- Ty bez Evans? - zagadnął nieco zdziwiony, rozglądając się po pomieszczeniu po czym zamknął drzwi.

- Ty bez Pottera? - odparłam pytaniem na pytanie, przeczesując swoje czarne, długie włosy ręką.

- Masz mnie - wyszczerzył się Black, kładąc się tuż obok mnie na łóżku. - James coś nie najlepiej się czuje, stwierdził, że musi się zdrzemnąć.

- Tak więc Lily wyszła z Wood i Remusem na spacer - odpowiedziałam, kładąc wcześniej zabrane notatki na nocną szfkę.

- Nie miałaś ochoty przejść się z nimi? Może i pogoda nie dopisuje ale siedzenie samej w sobotnie popołudnie, brzmi nieco depresyjne - skwitował chłopak, zakładając ręce za kark.

- Od razu depresyjnie...nie jestem jak ty Syriusz. Nie potrafię przesiadywać z ludźmi siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę, od czasu do czasu czuję potrzebę odosobienia się i naładowania baterii - wzruszyłam ramionami, przenosząc wzrok na chłopaka. - Takie ciągłe towarzystwo ludzi  bywa męczące.

- To może przyszedłem nie w porę? - dopytał Gryfon, po którego głosie byłam w stanie uwierzyć, że naprawdę przejął się tą myślą.

- Zostań - skwitowałam tylko, rzucając mu półuśmiech.

Nagła cisza echem obiła się o moje uszy. Nie była to jedna z tych chwil, gdzie brak słów podczas rozmowy staje się niezręczny, a im dłużej to trwa, tym bardziej cięższe się staje. Było to raczej tego przeciwieństwem i chociaż, że wcześniej nawet by mi się nie śniło tak pomyśleć, to w tym momencie spędzenie czasu z Blackiem naprawdę stało się dla mnie czymś przyjemnym. Szare oczy chłopaka spoczęły wzrokiem tuż na moich i w tym jednym momencie całe moje ciało ogarnęła dziwna mieszanka stresu i zniecierpliwienia. Serce jakby przyśpieszyło swoje bicie a całe ciało niekontrolowanie się spięło.

- W takim razie może dasz się jednak przekonać na spacer? - ciszę przerwał lekko uśmiechnięty Łapa, co niemal od razu przywróciło mnie do porządku a moje wcześniejsze, niespodziewane uczucie zniknęło tak samo szybko jak przyszło.

- Raczej nie mam dziś ochoty wychodzić na zewnątrz- westchnęłam. - Słyszałeś, że nie chce dziś siedzieć z ludźmi.

- Kto wspominał o jakimkolwiek wychodzeniu na zewnątrz i jakichkolwiek ludziach? Hogwart posiada wiele pięknych miejsc o których istnieniu, mogę Cię zapewnić, nie wie zupełnie nikt, wliczając w to ciebie  - stwierdził i tym samym podniósł się z łóżka, stojąc tuż przy moim otwartym kufrze z ubraniami.

- Syriusz Black pewny swego jak zawsze? - rzuciłam lekko rozbawiona, lecz chłopak moim mojej uwagi nie dawał za wygraną i dla dobra sprawy puścił ją mimo uszu.

- To jak będzie? Dasz się przekonać? - chwycił za jedną z moich brązowych bluz, którą następnie wyciągnął w moją stronę.

- Niech będzie - odparłam, łapiąc za podsunięte przez chłopaka ubranie.

- Chyba nie myślałaś, że przyszedłem sobie do Ciebie poleżeć - prychnął, poprawiając swoje włosy w lustrze, kiedy ja akurat się ubierałam. - Takie atrakcje już dziś proponował mi Rogacz.

- Mógł cię do tego łóżka przywiązać, wyświadczyłyby mi tym przysługę - odparłam zgryźliwie, nie mając ochoty wystawiać nosa spoza Wieży Gryffindoru.

- Jak już posuwać się do takich ciekawych poczynań w łóżku, to tylko z dziewczyną - puścił mi oczko, przywdziewając łobuzerski uśmiech.

Zdegustowana tym komentarzem, wywróciłam oczami.

- Takie tematy to lepiej zostaw sobie na pogaduszki z chłopakami. Nie mam najmniejszej ochoty słuchać czegokolwiek, co mógłby się tego tyczyć.

- Och przecież tak tylko sobie rzuciłem w żartach. Nie musisz brać wszystkiego od razu na poważnie - dodał swoje trzy grosze, kiedy już wyszliśmy na korytarze zamku.

- Przecież nie biorę - obruszyłam się. - Lepiej już skończmy ten temat, bo zaraz sobie sam pójdziesz na ten swój cały spacer.

- No już, już spokojnie. Uważaj bo ci żyłka pęknie - wyszczerzył się, patrząc w moją stronę.

Chłopak ewidentnie wciąż bardzo dobrze się bawił, doprowadzając mnie do białej gorączki. Jak widać pewne rzeczy się nie zmieniają.

- Black...- rzuciłam tylko ostrzegawczo, łypiąc na niego groźnym spojrzeniem.

- Przyzwyczajaj się lepiej - ostrzegł, wzruszając ramionami. - Lubię cię denerwować.

Miłość pojawia się znikąd {Syriusz Black}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz