NERWY

61 1 3
                                    

-Clerk! Clerk! - zawołała bibliotekarka.
Mężczyzna wstał z krzesła, poprawił swój czerwony krawat i podbiegł do sali czterdzieści dwa. Wszakże znajdował się w bibliotece narodowej, wydawało mu się, jakby utknął w labiryncie, niczym mityczny minotaur. Otworzył drzwi, powolnym i eleganckim krokiem zbliżył się do biurka i spojrzał delikatnie na bibliotekarkę swoimi niebieskimi oczyma:
- Mam na imię Clerk Higinbhotam, dziewiętnaście lat, studiuje już drugi rok filologię rosyjską...
- wiem, wiem! Nie prosiłam cię o biografie, podaj po prostu numer identyfikacyjny.
- zaczynało się jakoś na dwa.
- Jakoś na dwa?! I ja mam przeszukiwać teraz wszystkie teczki? Jezu, przyjdź jutro po prostu z dowodem i swoją kartą studenta.
Clerk na nią patrzał zmieszany. Czuł się bardzo niezręcznie i szybko spuścił oczy w dół, bez przerwy wpatrując się w swój miedziany zegarek.
- Wiem, nawaliłem. Nie mógł bym wziąć Braci Karamazow, opracowań i jutro przynieść wszystkie dokumenty? To jest mi bardzo potrzebne!
- chyba żartujesz! Mamy swoje zasady. Możesz najżywiej tutaj poczytać te książki i na koniec oddać.
- proszę pani, bardzo proszę! Mam sesję w poniedziałek i pisze pracę na konkurs z pogańskich wierzeń!
- Hmm...mamy taką jedną książkę w magazynie. Nikt jej nie używa, nawet nie ma jej w rejestrze danych, więc mógłbyś ją wziąć nawet na zawsze!
- świetnie! O czym to?
- A nawet nie wiem, poczytaj.
Bibliotekarka wyszła z biura na pięć minut, by zaparzyć herbatę i poszukać tej książki w magazynie. Clerk z nudów lekko uchylił drzwi i zachwycił się zapachem ziół brazylijskich, które wydobywały się z zaparzonej herbaty. Czuł jakby ktoś rozpalił kadzidło, wszystkie jego zmysły się wyostrzyły, jakby ich jedynym celem było wielbienie tego jednego zapachu. Miał wrażenie jakby ściany zrobiły się nieco zielone i w jego przypadku to było bardzo możliwe. Bibliotekarka wróciła z magazynu i była bardzo zdziwiona, gdy zobaczyła go w tym stanie egzaltacji:
- Ty jakiś chory psychicznie jesteś?
- I tak, i nie. Posiadam wrodzony dar synestezji.
-Syne...co?
- moje zmysły są wyjątkowo wrażliwe i potrafią odbierać różne bodźce w nadludzki sposób.
-Byłeś u psychiatry?
-Proszę pani, z całym szacunkiem, ale nie wie pani o czym mówi. uważam to za swoją największą zaletę. Nie zastanawiałaś się nigdy jak to jest usłyszeć kolor albo dotknąć dźwięku? Zobaczyłem zapach tej herbaty i znowu czuję piękno życia.
Bibliotekarka znowu się bardzo zdziwiła, ale nie miała czasu na rozmowę, więc po prostu odpowiedziała zimno:
- Masz pan tą książkę, co wspomniałam. Niejaki C.S Leroy ją napisał, taki romantyczny pisarz z Francji.
- Mój ojciec pochodzi z Francji!
- Jezu, co mnie obchodzi skąd pochodzi twój ojciec? Bierz tą książkę i wynoś się! - powiedziała zirytowana i wyszła bez pożegnania do magazynu.
- Co za chamstwo. Dzisiaj uprzejmość jest rzadkością. No nic, chociaż tyle udało mi się uzyskać.
Clerk otworzył tylne drzwi i wyszedł przez nie z pomieszczenia, potem zszedł po schodach i biegnąc zbliżał się ku wyjściu z budynku. Żona miała po niego przyjechać za dwie godziny, to w tym czasie spacerował po parku obok biblioteki. Był środek jesieni, wszystkie liście barwiły się na ciepłe kolory - żółty i pomarańczowy. Obserwował, jak z dwóch drzew spadają kolejno liście brzozowe i klonowe. "Żółty, pomarańczowy, żółty, pomarańczowy" liczył w głowie. Niczym diamenty pod wpływem światła kolory rozszczepiły się w jego głowie wpływając ponownie na całą percepcję. Odczuwał całym ciałem sensowność życia, głęboko wierzył, że wszystko zostało stworzone po coś, nie wiedział po co, ale po coś! To nie mogło być dziełem przypadku! Czy nasz świat, w tym nasz gatunek, mógłby powstać samoistnie, tak z niczego i bez powodu? To był dla niego niemożliwy nonsens, oczywistym było, że nie. Mógł go stworzyć Bóg, może jakaś nieosobowa prasiła, ale coś i po coś. Głęboko się zamyślił i zaczął się zastanawiać nad pogańskimi wierzeniami, co przypomniało mu o książce, którą dostał od bibliotekarki. Szybko otrząsnął się ze swojego świata marzeń i zaczął dotykać gładkiej i czerwonej okładki, przetwarzając to przez swój sposób odczuwania.
- Łowca dusz - przeczytał na głos tytuł-Napisał to Carl Strauss Leroy w 1859 roku. Znowu chciał się po zastanawiać, ale był zbyt ciekaw co znajduje się w środku. Otworzył pierwsze strony i znalazł na nich biografię autora.
- Leroy był pierwszym Łowcą dusz...kim jest Łowca dusz?
Czytał dalej, przewinął strony do początku, potem spojrzał na ostatnią stronę. Znajdowały się tam zapiski różnych ludzi, które znowu przeczytał na głos:
- Łowców dusz było sześciu. Pierwszym był autor tej książki -Leroy. Został zabity przez swojego ucznia Filiberta Blanche. Następnie Filibert umarł na chorobę obturnacyjną płuc i pracę przejęła Ventress Aston. Ventress oddała moce swojej córce Artymidzie, a Artymida swojemu synowi Arturze McGuffinowi... Zaraz jakie moce?
Clerk nerwowo zaczął przewijać różne strony szukając ważnych informacji w losowo znalezionych częściach książki.
- Mam! - krzyknął i zaczął czytać - Łowcy dusz mogą tworzyć alternatywne światy, być bogami swoich marzeń i porywać do nich innych ludzi. Podczas przyjęcia tytułu "Łowcy dusz" poziom inteligencji się podwaja i czasem pojawiają się przebłyski przyszłości. Strzeż się potwora...jakiego potwora?
Na następnej stronie, była podkreślona na czerwono informacja:
"Szósty Łowca dusz jest najgorszy! Do dziś jego tożsamość pozostaje nieznana i wymordował znacznie więcej ludzi niż wszyscy jego poprzednicy razem wzięci. Czy wierzysz w odmienienie całej osobowości człowieka poprzez niewyobrażalne cierpienie? Strzeż się Clerku Higinbothamie! Bo jesteś jego następnym celem"
Clerk wyrzucił nerwowo książkę na ziemię i wszystkie kartki papieru zniszczyły się w kałuży.
- To jakieś bzdury! Skąd on niby miałby znać moje imię. Pewnie bibliotekarka zrobiła ze mnie żart....a co jeśli nie?

Łowca duszWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu