,,Porozmawiamy jak się obudzisz."

1.8K 91 196
                                    

Znacie uczucie gdzie całe dotychczasowe życie wali wam się na głowę? Macie wrażenie, że wszystko jest tak dokładnie ułożone po waszej myśli, że nic złego stać się nie może? Ja tak miałam.

Zawsze byłam zdania, że nie może być miło za długo, dlatego po dłuższym czasie po prostu musi coś pierdolnąć, bo tak działa świat. Byłam przygotowana na wszelkiego rodzaju zaskoczenia, ale najwidoczniej człowiek nie jest istotą, która jest w stanie przewidzieć wszystko. Nigdy nie spodziewała bym się tego co właśnie rozgrywało się w moim życiu, bo było to dla mnie po prostu nierealne. Stałam w środku jakiegoś pieprzonego punktu martwego, który powoli, małymi kroczkami niszczył moje wnętrze, bezpowrotnie. Nie mogłam stać tam dłużej, ale nie potrafiła się ruszyć.

Wzrok miałam wbity w trzy osoby przede mną, które nie zmieniły się w ogóle. Wszyscy wyglądali tak samo, a ja zastanawiałam się czy napewno upłynęło aż trzy lata.

Za sobą usłyszałam ciche kroki Travisa, szepty całej reszty i jakieś słowa, ale dla mnie było to aktualnie mało ważne. Cały świat się zatrzymał, a ja spoglądałam tylko na nich czując jak cała trójka wypala mi dziurę w głowie. Wtedy już nic nie istniało. Wpatrywałam się w nich z tęsknotą i nieokreślonymi emocjami. Jednak z ich oczu wyczytałam kompletnie coś innego. Coś co złamało mnie po raz kolejny. Wbiłam wzrok w te ciemne jak smoła oczy i wyczytałam czystą nienawiść, zaskoczenie, ale jednocześnie okropny zawód.

Zawiodłam ich. Zawiodłam osoby, które tak bardzo kochałam.

W pewnym momencie usłyszałam dźwięk załadowanej broni, co dopiero ściągnęło mnie na ziemie. Widząc kolejną osobę, która przekroczyła próg tego domu, czułam jak w kieszeni otwiera mi się nóż. Wbiłam zawiedziony wzrok w posturę człowieka, który miała być dla mnie wsparciem. W kogoś, kogo kompletnie się tu nie spodziewałam. Mężczyzna, który obiecał mi złote góry i zapewnił, że danej obietnicy dotrzyma, właśnie na moich oczach pokazał, jak mało warta była.

Lincoln Woods stał przede mną z wypisaną dumą na twarzy, za to ja spoglądałam na niego z odrazą, którą w tamtym momencie do niego czułam. Miałam ochotę podejść do niego i wykrzyczeć mu prosto w twarz jak bardzo go za to nienawidzę, a następnie po prostu mocno mu przyłożyć. Zacisnęłam mocno pięści, żeby powstrzymać się przed pochopnymi ruchami i zagryzła mocno policzek.

-Skoro jesteśmy tutaj wszyscy, to wydaje mi się, że możemy zacząć.- powiedział, ale wydawało mi się, że w tamtym momencie spoglądał tylko na mnie. Widziałam lekkie wyrzuty sumienia w jego oczach, ale w tamtym momencie mało mnie one interesowały.

Mogę być określona mianem egoistki, ale w tamtym momencie liczyło się dla mnie tylko to co mi zrobił. To jak okropnie mnie oszukał i złamał obietnicę. Przysięgał, że będzie trzymał mnie z dala od tego miasta, że pomoże mi zapomnieć. Jedyne co w tym momencie zrobił to spowodował, że fala kolejnych niechcianych emocji, zalała moje ciało.

Prychnęłam sarkastycznym śmiechem, tak bardzo przesiąkniętym jadem i obrzydzeniem, że sama siebie zaskoczyłam.

-Wychodzę.- powiedziałam spokojnie, próbując się jak najbardziej opanować, co wychodziło mi tylko dzięki boleśnie zaciśniętym pięściom, z których ciekła już pewnie krew.

Nie zważając już na nic po prostu ruszyłam w stronę drzwi, co automatycznie zostało mi utrudnione przez chude palce zaciskające się na moim nadgarstku. Spojrzałam gniewnie na Travisa, który zrobił to chyba nie do końca świadomie, ale miałam gdzieś jego intencje. Z moich oczu mógł wyczytać tylko gniew i chęć mordu, co chyba go lekko zraziło, ale mnie nie puścił.

-Jeżeli zaraz nie zabierzesz ręki, to ją stracisz.- warknęłam przez zaciśnięte zęby, próbując zachować resztki zdrowego rozsądku.

Chłopak odetchnął lekko i puścił niechętnie moją dłoń. W tamtym momencie jak pomiot szatana szukający świeżego powietrza wybiegłam z posiadłości, obijając się o wszystkie ściany. Czułam jakbym przestawała oddychać.

Uratuj nasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz