,,Zegar tyka księżniczko."

1.7K 91 72
                                    

W moim życiu brakowało szczęśliwych chwil, o których mogła bym opowiadać z uśmiechem na ustach. Ciągle zastanawiałam się co by było jakbym jednak była kimś innym. Czy była bym szczęśliwsza? Nie wątpię, bo mimo że dużo osób na pewno miało dużo gorzej ode mnie to ja żyłam ciągłym poczuciem winy, które niszczyło mnie doszczętnie od środka i nie pozwalało normalnie oddychać i funkcjonować. Po mojej głowie chodziły myśli, że moi najbliżsi byliby dużo szczęśliwsi beze mnie u boku i napewno było by im łatwiej, dlatego tak bardzo pragnęłam zniknąć.

Jednak, pomimo, że wiele czynników wpływało na moją niechęć do egzystowania, to były w nim osoby, za które mogła bym to życie bez problemu oddać i to one czyniły je dużo lepszym. Nie sądziłam, że kiedykolwiek w moim życiu pojawi się tak wiele wspaniałych osób, a jednak miałam ciągle zapewnione wsparcie. Kochałam ich nad życie. Mimo tego jak wielką miłością darzyłam ich wszystkich, to na pierwszym miejscu zawsze była moja mała kruszynka, która swoim przyjściem na świat ukazała mi promyczek nadziei na lepsze życie. Ten promyczek zawsze był gdzieś w zakamarkach moich myśli i kiedy tylko miałam ochotę się poddać, on przypominał mi, że mam dla kogo tutaj być.

A teraz ten promyczek zaczął gasnąć. A ja razem z nim.

Powoli uchyliłam ociężałe powieki, które od razu zetknęły się zbyt jasnym światłem, co źle wpłynęło na mój organizm. Zrobiło mi się jakoś niedobrze, a pieczenie na czole nie ustawało, co zmusiło mnie do przyłożenia tam dłoni. Pod palcami poczułam szorstką teksturę co musiało być plastrem. Kiedy w końcu dałam radę otworzyć szeroko oczy zauważyłam trójkę dobrze mi znanych osób, które nerwowo o czymś dyskutowały. Przyglądałam im się dopóki jedno z nich zorientowało się, że się przebudziłam. Była to Nadia. Dziewczyna od razu podbiegła do mojego obolałego ciała, a ja jak najdelikatniej starałam się podnieść do pozycji siedzącej. Zadałam sobie wiele trudu, ale w końcu usiadłam i oparłam się plecami o drewniane zagłowie łóżka.

Nagle przypomniałam sobie, co tak naprawdę się wydarzyło, a moja mina uległa diametralnej zmianie.

-Co z nią?- wyszeptałam żałośnie, starając się nie wypuścić łez z moich oczu, które tak strasznie próbowały się tam dostać.

-Nic nie wiemy.- powiedziała spokojnie szatynka, a ja nie potrafiłam powstrzymać jednej, samotnej kropelki, która spłynęła po moim policzku. Nadia od razu przyciągnęła mnie do swojego uścisku, ale moje ciało było sparaliżowane, więc jedyne co, to siedziałam wpatrując się przed siebie nieruchomo, a łzy same spływały.- Nic jej nie będzie, obiecuje ci. Niech tylko spadnie jej włos z głowy a rozpierdolę ich wszystkich.- warknęła zła, ale ja nie zareagowałam.

Bo moje życie nie miało sensu bez tego szkraba.

Nagle wszyscy usłyszeliśmy, wibracje mojego telefonu, który ktoś musiał podpiąć do ładowania, bo leżał teraz na komodzie obok, z całą baterią. Odwróciłam głowę w tamtą stronę, a kiedy dostrzegłam na wyświetlaczu numer Cartera, jak poparzona rzuciłam się na urządzenie. Nie zastanawiając się ani sekundy po prostu odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha.

-Gdzie ona jest?- zapytałam głosem przesiąkniętym jadem i nawet nie zastanawiałam się nad słowami. Byłam rozgoryczona i wściekła, ale to drugie zdecydowanie teraz przeważało.

-Spokojnie, jest bezpieczna.- rzucił beznamiętnie, przez co moje nerwy sięgnęły już chyba zenitu.

-Bezpieczna? Z tobą?- prychnęłam ironicznie, wewnętrznie nabijając się z jego słów.- To się nie łączy człowieku. Przysięgam ci, że jeżeli coś jej się stanie...

-To znajdziesz mnie nawet na końcu świata, tak tak wiem, już to przerabialiśmy, nie pamiętasz?- zapytał retorycznie, a w mojej głowie od razu pojawiły się wspomnienia tamtego dnia.

Uratuj nasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz