Let it snow ❄ Dorlene

484 29 9
                                    

Wiatr za oknem był tak silny, że co chwilę słychać było jak przecinał przestrzeń, tworząc głośne świsty i miotał śniegiem, który bezustannie opadał na ziemię w masowych ilościach. Gdyby ktoś wpadł w środek tej zamieci, pomyślałby pewnie, że jest noc, tymczasem godzina wskazywała, że powoli następował dopiero wczesny wieczór. 

Tymczasem w niewielkim, jednopiętrowym domku na obrzeżach Londynu światło dawały żarzący się wesoło kominek i choinkowe lampki, które migały kolorowo, a ich światło odbijało się od licznych, dużych bombek i gałązek drzewka, którego zapach roznosił się po całym salonie i mieszał innymi. Resztka popcornu leżała rozsypana na stole tuż obok białej miski, która miała za zadanie go trzymać, ale coś sprawiło, że przewróciwszy się wysypała swoją zawartość. Nie było czego żałować, nikt by już nie jadł niedosmażonych ziarenek. W starym radiu słychać było pogodny, momentami nieco zagłuszany, bo odbiorniki przez pogodę różnie działały, głos prowadzącego wieczorną audycję, który nastąpił zaraz po tym jak skończyła się ostatnia nuta Rockin' Around The Christmas Tree.

— Muszę iść. — Mruknęła Dorcas pomiędzy delikatnymi pocałunkami, jakimi darzyła ją Marlena. Stały w progu salonu, ona oparta o futrynę, plecami przylegała do niej płasko z jedną dłonią opadającą wzdłuż tułowia, drugą spoczywającą na talii dziewczyny przed nią, której łokieć był oparty o futrynę w miejscu tuż przy jej głowie, a jej twarz była tak blisko, że gdyby chciały się znów pocałować, wystarczyłby tylko ruch ust. 

Żegnały się tak już od piętnastu minut. Może trochę dłużej. I każde pożegnanie miało być tym ostatnim i żadne z nich nie było, bo każde zostawały umniejszane kolejną dozą pocałunków, w które chętnie angażowały się obie strony. I Dorcas sama już nie wiedziała, czy naprawdę musiała iść, czy tylko się droczyła. Wiedziała, że kiedy pierwszy raz oznajmiła, że musi iść, tuż przed wstaniem z kanapy założyła na siebie kurtkę. Teraz jednak kurtka leżała u jej stóp, a ona nie pamiętała chwili, w której zsunęła jej się z ramion, jakby i ona nie chciała, żeby wychodziła. Zerknęła na tarczę zegara wiszącego nad kominkiem. Była już spóźniona. Jak co roku miała przyjść do rodziny na Wigilię i chociaż bardzo nie miała na to ochoty, miała poczucie, że powinna, bo robiła to co roku. 

— Naprawdę musisz? — Szepnęła Marlena do jej ucha, a jej blond włosy połaskotały Dorcas w policzek. — Czy naprawdę tak baardzo musisz? — Powtórzyła, jakby same jej słowa mogły na wszystko wpłynąć. Cóż, na Dorcas na pewno mogły. — Na pewno zrozumieją, jeżeli się nie zjawisz. Widzą przecież pogodę za oknem.

Dorcas jeszcze bardziej nie chciała iść. Tak, jej rodzina na pewno by to zrozumiała. W końcu pogoda była bardzo zła, a sieć Fiuu tego dnia wariowała. Zrozumieliby i Dorcas musiała jedynie liczyć, że nie wypomną jej możliwości teleportacji. Na wszelki wypadek i na to powinna znaleźć wymówkę. 
Tymczasem odrzuciła wszystkie niedogodne myśli na bok, chcąc cieszyć się tym co miała. I uśmiechnęła się delikatnie, sunąc dłonią po talii swojej dziewczyny, ale ostatecznie przenosząc ją na jej policzek, delikatnie rumiany zdecydowanie nie od ciepła w pomieszczeniu.

— Nie muszę. — Mruknęła z uśmiechem i znów ją pocałowała, a ich pocałunek był jak  uniesienie się nad ziemię. Delikatny, pełen czułości i namiętności, spokojny i pasujący do muzyki, która po cichu i z zakłóceniami zaczęła grać w tle. Zrobiła krok do przodu, sprawiając, że Marlena zrobiła krok do tyłu i nie rozłączając swoich ust przeszły do salonu, a było to jak taniec i Dorcas nie przejęła się nawet tym, że niczym po dywanie, dwa czy trzy razy przestąpiła po swojej kurtce. 

Usiadły na kanapie i wyszło tak, że tak właściwie na kanapie siedziała tylko Marlena, a Dorcas znalazła sobie miejsce na jej udach, siedząc na nich okrakiem. Rozłączyły swoje usta, zachowując je blisko siebie, tak, że czuły swoje uśmiechy. 

— Co będziemy robić? — Zapytała, uśmiechając się ciągle i mówiąc cicho powoli, jakby miała dużo czasu i nigdzie nie było jej spieszno. Rzadko miała takie chwile w życiu, a to je właśnie lubiła najbardziej. Cóż, przyjemności zazwyczaj były dozowane po trochu, aby się człowiek nie rozpuścił. Marlena mruknęła, jakby się zastanawiała i wsunęła kościstą dłoń na jej udo, delikatnie to zaciskając, to rozluźniając palce, jakby w ten sposób napędzała pracę mózgu. Ale Dorcas wiedziała co miała na myśli i z czystej złości postanowiła jej w tym przeszkodzić. Położyła dłoń na jej dłoni, ale nie strąciła ze swojego uda, bo zbyt jej się to podobało. — Obiecałaś mi pieczenie pierniczków. — Wcześniej, kiedy Dorcas planowała już iść, Marlena właśnie tego argumentu używała za tym, żeby została i teraz zostało to wykorzystane przeciwko niej. 

Dorcas nie czekała na odpowiedź, wstała w chwili, w której muzyka w radiu nabrała tempa, jakby specjalnie do niej dostosowywała swoje ruchy. Pochwyciła miękką, czerwoną poduszkę i rzuciła nią w twarz Marlenie, która dopiero szykowała się, żeby się podnieść, a korzystając z jej dezorientacji Dorcas wybiegła z salonu, obijając się ramieniem o ścianę i biegnąć przez korytarz do kuchni, a po chwili usłyszała za sobą kroki i szuranie stóp ubranych w świąteczne skarpetki po podłodze. Już prawie była w kuchni, kiedy dwie ręce złapały ją w talii i pociągnęły do tyłu, a ona poddała się temu roześmiana. 

— Heej... — Zawołała, kiedy poczuła, że tyłem ciała przylgnęła do niej, a twarz dziewczyny zatopiła się w jej ciemnych, kręconych włosach. Udało jej się złapać jej dłoń i spleść ich palce. — Poważnie, zróbmy te pierniczki. — Poprosiła, bo jej rosnąca ochota na te ciastka w tamtym momencie nie dawała jej spokoju. Nie musiała widzieć twarzy Marleny, żeby zwizualizować sobie jak wywróciła w tamtej chwili oczami. Wzięła ją szybko na ręce, tak jak to bierze się panny młode, aż Dorcas krzyknęła z zaskoczenia, i wprowadziła ją do kuchni, a później posadziła na blacie i po chwili znalazła się między jej nogami. Pochyliła się i pocałowała ją w kącik ust.

— Ciasto od tygodnia czeka na ciebie w lodówce. Wystarczy je rozwałkować i zrobić ciastka. — Oznajmiło, co wywołało jeszcze szerszy uśmiech na ustach Dorcas. Robienie pierniczków od zera było przyjemne, ale najlepsze w tym wszystkim było odciskanie kształtów na cieście i lukrowanie. I tak właściwie to jej pozostało zrobić. 

Marlena wyjęła ciasto, a kiedy te nieco się ogrzało i nie było już tak twarde, zostało brutalnie rozwałkowane i przyczepiło się do drewnianego narzędzia swoich tortur. Dorcas roześmiała się i zeskoczyła z blatu stołu, podchodząc do zdenerwowanej i zadziwionej Marleny, która w bezruchu patrzyła na piernikowy wałek. 

— Bo musisz dać mąki. — Oznajmiła i wyciągnęła z szafki opakowanie mąki, opróżnione do połowy. Otworzyła je szeroko, stawiając na stole, po czym chwyciła szczyptę między palce i posypała Marlenie po nosie, który dziewczyna automatycznie zmarszczyła i kichnęła dwukrotnie. Dorcas w tym czasie przejęła od niej wałek i niedokładnie zeskrobawszy ciasto, zlepiła je w jedno i posypała solidnie mąką. Zaczęła powoli je rozpłaszczać i zignorowała nawet to, że Marlena objęła ją od tyłu, zaczynając bawić się jej lokami. 

— Spójrz, zrobiłam ciebie! — Wykrzyknęła uradowana Marlena, kiedy przyszło im dekorować ciasteczka. Dorcas spojrzała na ciasteczkowego ludzika, którego uniosła, a rzeczywiście był stworzony na jej wzór. Niedługo to jednak trwało, musiała za mocno go ściskać, bo ludzik w jej dłoni pękł na pół. Dorcas powstrzymała uśmiech, widząc minę swojej dziewczyny i wróciła do dekorowania swojej pierniczkowej bombki. — Cóż, skoro nie mogę zjeść ciasteczkowej wersji ciebie... — Zaczęła, a Dorcas szybko uniosła głowę, przez co ręka jej zadrgała i żółty lukier ozdobił ciastko nie tam gdzie było trzeba. 

— Nawet tego nie kończ. — Oznajmiła ostrzegawczym tonem, a Marlena wyszczerzyła się. 

— To zjem cię w oryginale. — Dokończyła, a Dorcas jęknęła zażenowana. 

— Powinnaś rywalizować z Blackiem co do najgłupszych tekstów. — Oznajmiła, zaczynając przekładać ozdobione pierniczki na talerz. — Ja i Remus będziemy sędziami. 

Marlena wywróciła oczami i przytuliła ją od boku, całując w szczękę, jakby chciała powiedzieć, że tylko żartowała. 

A kiedy już wszystkie pierniczki nabrały barw i wylądowały na dużym, białym talerzu, zostały postawione na stole obok dwóch potężnych kubków gorącej czekolady z piankami. Dorcas i Marlena usiadły na kanapie, przykrywając się puchatym kocem w świąteczne wzorki, Dorcas przytuliła czule Marlenę, patrząc za okno i myśląc o tym, że chociaż nie działo się wiele, to tylko jej ukochana wystarczyła jej, aby spędzić idealny wigilijny wieczór. I nawet głośny wiatr i nadmiar śniegu nie mogły zakłócić ich spokoju.

I gave you my heart | Jegulus/Wolfstar/DorleneWhere stories live. Discover now