Rozdział czterdziesty trzeci

13.8K 749 42
                                    


Jacob

Carter wrócił do domu wieczorem, choć nie wyglądał na zadowolonego. Kiedy mnie zauważył, spojrzał w sposób, który jasno dawał mi do zrozumienia, że jego humor udzieli się za chwilę także i mi.

– Co jest? – zapytałem zaintrygowany.

– Twój tatuś szuka informacji o Avery.

– Skąd wiesz?

– Zadzwonił do Setha, niedługo po tym, jak opuściłeś jego dom.

Kiwnąłem głową w kierunku gabinetu. Wolałem, by tej rozmowy nie słyszał nikt więcej. W środku usiedliśmy po przeciwnych stronach biurka, sięgnąłem po koniak i polałem go do dwóch szklanek.

– Czemu Seth nie zadzwonił do mnie?

– Uznaliśmy, że lepiej będzie, jak wszystko ci przekażę, gdy wrócę. Nic mu nie powiedział. Jedynie tyle, że nie zna dobrze Avery. Jordan zapytał, czy zamierzasz się z nią ożenić.

– To już nie jego sprawa, z kim zamierzam się ożenić – wysyczałem.

– Owszem. Ale szuka informacji o jej pochodzeniu.

– Kurwa.

– Myślisz, że może zareagować, gdy dowie się o niej wszystkiego?

– Nie wiem, kurwa. Wiedziałem, że to był głupi pomysł. Mogłem zmienić jej życiorys już dawno.

– A ona by się o tym dowiedziała i uznałaby, że jesteś bardziej popieprzony, niż się jej wydawało.

– Teraz wcale nie jest lepiej.

– Czy ja wiem. Zajmuje się sprawą Danielsów. Wydaje mi się, że właśnie to pochłania większość jego czasu.

Carter znał moją rodzinę bardzo dobrze, w końcu razem się wychowaliśmy. Jednak były momenty, w których wydawało mi się, że zapomina, z kim miał do czynienia.

– Teraz. Za chwile dojdzie do wniosku, że łączenie dzieci z dziećmi posiadaczy innych terenów, będzie najlepszą taktyką. A wtedy uszczegółowi swoje ultimatum.

– A więc ożeń się, zanim do tego dojdzie.

– Zwariowałeś? Dopiero zacząłem rozważać taką opcję.

– Jeszcze niedawno miałaś popieprzony plan, w którym kończysz na ślubnym kobiercu z Avery. Teraz dopiero to rozważasz?

– Wiele się zmieniło.

– Wiem. Każdy to widzi.

Nie podobał mi się jego ton. Czułem presję z każdej strony, wystarczyła mi jednak ta, którą wywoływał na mnie ojciec. Avery również to robiła, zapewne nieświadomie, ale im bardziej naciskała, tym ja bardziej się wycofywałem. To nie mogło się udać.

– Muszę się ożenić. Jednak zastanawiam się, czy nie powinienem znaleźć kogoś, dla kogo nie będę musiał zmieniać swojego życia.

– Nagle masz wątpliwości?

– Nie. To nie tak. – Wypuściłem głośno powietrze, po czym spojrzałem na przyjaciela. – Powiem to tylko raz. Nie chcę jej skrzywdzić. Nie tchórzę, nie znudziła mi się, nie mam wątpliwości. I właśnie, kurwa, dlatego zastanawiam się, czy to dobry pomysł.

– Avery jest świetną dziewczyną. Jako jedyna dała ci popalić i za pewnością będąc z nią, będziesz musiał być tylko z nią. Jeśli nie tchórzysz, zastanów się po prostu czy dasz radę. – Wstał, dopił drinka i podszedł do drzwi. – Ale jak już podejmiesz decyzję, nie zmieniaj jej. Jeśli wolisz inną, która będzie miała wyjebane na twoje pieprzenie innych lasek, daj spokój tej dziewczynie.

Kiedy wyszedł, napełniłem swoją szklankę i od razu ją opróżniłem. Miałem wrażenie, że nikt, włącznie ze mną, nie rozumie o co mi chodzi. Pragnąłem Avery całym sobą, ale nie ufałem sobie na tyle, by mieć pewność, że nadejdzie dzień, w którym to wszystko mi się nie znudzi. Znałem siebie, wiedziałem, jaki jestem i co do tej pory mną kierowało. I nagle miałem uwierzyć, że wszystko się zmieniło? To było na tyle nieprawdopodobne, że miałem coraz więcej wątpliwości.

Po pięciu kolejnych drinkach wciąż siedziałem w miejscu, starając się zrozumieć siebie. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. W progu stanęła Avery. Spojrzała najpierw na mnie, później na pustą butelkę, a następnie znów na mnie.

– Przeszkadzam? – zapytała niepewnie.

Przeszkadzała. Gdy tylko weszła, moje myśli splątały się na nowo. To, jak bardzo mnie dekoncertowała zaczynało być coraz bardziej zaskakujące.

– Nie.

Podeszła do mnie, oparła pośladki o biurko i zabrała szklankę z mojej dłoni. Upiła łyk, po czym odłożyła ją na blacie.

– Domyślam się, że miałeś ciężki dzień. Spokojnie, nie zamierzam o to pytać. Chciałam tylko zapytać, gdzie dziś mam spać.

Przemyślałem to. Najpierw chciałem powiedzieć, że powinna iść do siebie. Jednak w ten sposób nigdy nie ruszyłbym dalej. Poza tym, brakowałoby mi jej w łóżku.

– U mnie. Niedługo do ciebie przyjdę.

– Jasne, rozumiem.

Nie chciałem, żeby zabrzmiało to tak, jakbym ją wyganiał, ale cieszyłem się, że tak wyszło. Znów zostałem sam, znów wróciłem do przemyśleń. Jedno było pewne, decyzję musiałem podjąć jak najszybciej.

Blakemore Family. Tom 1. Jacob - WYDANADonde viven las historias. Descúbrelo ahora