28. Jego cały świat

192 12 0
                                    

Trzymała głowę wysoko, starając się zachować zimną krew.
Strucker wydawał się teraz bardzo pewny siebie, niemal rozluźniony. Nie wiedział tylko, że jak natkną się na resztę, to ona pokaże mu, jak bardzo go nienawidzi.
- Powiadom tego oszołoma Bianci, że ma uruchamiać Zderzacz. Nie ma na co czekać, trzeba działać. – polecił jednemu z żołnierzy, a ten, skinąwszy głową, ruszył pierwszy korytarzem w lewo, tak jak oni chwilę później.
- Przyczynisz się w tej chwalebnej misji, żołnierzu. – odwrócił się do niej, dalej stawiając kroki. – Będziesz świadkiem i sprawcą nowego ładu tego świata.
Nie odezwała się, słuchając jego słów. Więc dalej chciał mydlić jej oczy wielką chwałą, tak naprawdę chcąc ją zabić?
- To ostatni krok na drodze do wielkiego sukcesu. Do cudu. – rzekł, kiedy weszli do pomieszczenia kontrolnego, uruchamiającego zderzacz. – Mamy przy sobie cztery gramy antymaterii, którą zespolę z tobą. Będziesz wielka, żołnierzu. Będziesz ósmym cudem tego świata. Jego piątym, brakującym elementem.
Przełknęła ślinę. Jeśli to była cena, którą będzie musiała zapłacić za to, by jej przyjaciele i rodzina mogli żyć, to niech będzie.
Zgodzi się na każde warunki.
- Jakie są szansę na wpuszczenie jej do środka? – Strucker zerknął na małego, krępego człowieczka w złotych okularach, który wstukiwał kolejne dane do komputera.
- Wpuszczenie? – zaskrzeczał karzeł, patrząc na Struckera z przyganą. – Z całym szacunkiem, ale jest pan szalony. Nastawienie na otwarte działanie promieni gamma spowoduje, że zginiemy wszyscy, łącznie z pana zabaweczką. – dodał, patrząc na nią. Ostatkiem sił powstrzymała się, żeby wybić karzełkowi przednie zęby za to określenie. – Najlepiej będzie, jeśli wejdzie tam przed uruchomieniem Zderzacza. Odsłonięta będzie wtedy tylko ona, a my unikniemy kolejnej katastrofy w Czarnobylu.
Bianci, jak wcześniej nazwał go Strucker, powrócił do swojej pracy. Naukowiec za to westchnął ciężko, i posłał Belle ostatnie, niemal ojcowskie spojrzenie.
- Zabrać ją do tunelu.
Usiłowała się nie opierać. Musiała czekać do końca, dopóty nie przyjdzie wsparcie.
Dała się wyciągnąć za ramię z pokoju. Dwóch żołnierzy prowadziło ją w przeciwnym kierunku niż ten z którego nadeszli, ponownie wlekąc ją w dół.
Szarpnęła się, zasadzając z łokcia temu po prawo. Nim zdążył cokolwiek zrobić, złapała go za głowę i zaczęła smażyć jego mózg, przepuszczając przez twarz temperaturę o wysokości kilku tysięcy stopni.
Drugi próbował ją zdjąć przez ogłuszenie karabinem, ale złapała go za ramiona, ściągnęła mu maskę i zasadziła tak potężną banię, jaką tylko mogła. Potem strzeliła w niego kulą energii wielkości jabłka.
Krew rozbryznęła się po ścianach, tworząc malowniczy kontrast między śnieżną bielą, a krwistą czerwienią.
- Telekinetycy, kurwa wasza mać. – sapnęła, zabierając jednemu glocka, wyszarpanego z kabury. Wsadziła broń za pasek spodni i puściła się biegiem przed siebie, modląc się o znalezienie wyjścia.
Dzięki wszystkim bogom, sieć korytarzy CERN nie była aż tak skomplikowana. Po paru minutach kluczenia w przejściach, wypadła w korytarzu, który prowadził do głównego wyjścia. Ruszyła, wkładając w swoje nogi całą pozostałą siłę.
Strucker powinien się już zorientować, że uciekła. W tym momencie powinno ją gonić kilkudziesięciu żołnierzy, ale póki co, witała ją tylko cisza.
Minęła róg, pędząc jak szalona. Musiała ich znaleźć i ostrzec.
Musiała to wszystko zatrzymać.
Ona była powodem, przez który stało się to wszystko.
Ona była winna.

Czerwień, błękit, srebro.
Biała gwiazda.

- Steve!
Wpadła w umięśnione ciało, obejmując szybko jego właściciela. Usiłowała się nie rozpłakać, czując, jak ulga zalewa jej pierś. Żyli.
Och, dzięki Bogu, żyli.
- Belle!
Silne ramiona objęły ją mocno, przyciskając do ciała jeszcze bardziej. Duża ręka pogłaskała jej zlepione krwią włosy; poczuła na skroni pocałunek miękkich, szerokich ust.
- Gdzieś ty była, młoda?! Mówiłem ci, mieliśmy się nie...
- Ogłuszyli mnie. – odparła, patrząc na Starka. – Zawlekli na dół, razili prądem... Niewiele z tego pamiętam. – dodała. – Musimy się spieszyć. Strucker zaczął uruchamiać Zderzacz. Ma przy sobie kilka gramów antymaterii, jeśli ich użyje, nie będzie czego zbierać.
- Zawołam Rhodesa i Wilsona. – rzekł milioner i ruszył w kierunku rozbitej kopuły. Nat po chwili zastanowienia zrobiła to samo, pozostawiając ich dwójkę samą.
- Nic ci nie jest?
- Raczej nie, zdążyłam się wyleczyć. – odparła, masując tlący się lekkim bólem nadgarstek.
- Ważne, że wam nic nie jest.
Złapał ją za twarz, oglądając uważnie z każdej strony. Zaczął pocierać jej prawe oko i lewy policzek, blednąc wyraźnie, jakby coś sobie przypomniał.
- Próbował cię wyprać. – szepnął, przełykając ślinę.
- Steve, nie ma teraz czasu na to, żebyś się mną przejmował, dobrze o tym wiesz. – odparła, a nagromadzone emocje zaczęły nią szarpać jak szmacianą lalką. – Musimy go powstrzymać. Inaczej zginiemy wszyscy. A z tego co wiem, ani ja, ani ty jeszcze nie zdążyliśmy się sobą nacieszyć. A chcesz tego, prawda? – spytała, sama gładząc go po policzku. Pokiwał jeszcze głową, nie mówiąc już nic więcej.
- Mam drugi nadajnik, znajdą nas. Lepiej ruszajmy.
- Poczekaj.
Zanim zdążyła zareagować, pociągnął ją ku sobie, przez co zaplątały jej się nogi. Wpadła na niego, a on ponownie owinął ją swoimi rękoma, wpatrując się jednocześnie w jej bezdenne, piwno-zielone, kocie oczy, w których mógł tonąć.
- Steve?
Teraz był pewien. Mimo, że okazywał jej swoje uczucia w dość chaotyczny, niepodobny do niego sposób, to od pierwszego pocałunku wiedział, że to była ona.
Tylko ona się liczyła i tylko ona mogła pokazać mu to życie, o którym tak zawzięcie mówił mu Tony.
To ona była jego słońcem i księżycem, gwiazdą, która pokazywała, którędy ma iść.
To ona była jego całym światem.

The Fifth Element || AVENGERS || 1حيث تعيش القصص. اكتشف الآن