Rozdział dwudziesty pierwszy.

747 65 18
                                    

"W jaki sposób to wytłumaczysz 

Gdy obudzisz się krzycząc 

Czy będziesz udawać, że byłeś ślepy 

Podczas gdy naprawdę widziałeś"

Avantasia — Runaway Train



|Arel Ryul|

Silvan ostrożnie ściągał opatrunek z mojej dłoni, czułem ulgę, że nie muszę już go nosić, ponieważ nieobecność Silvana była katorgą, kiedy ma się jedną sprawną dłoń, a Alarick... Nie był zbyt chętny do pomocy. Czasami wykonywał najprostsze prace, jednak nie zawsze miał na to ochotę. Wolał... Sam nie wiem, co robi, kiedy ja jestem zajęty, ale...

– Nie przemęczaj tej dłoni – mówi Silvan – Alarick może ci pomóc – spogląda na młodego wilkołaka, który siedział na kanapie i wpatrywał się w krajobraz za oknem. Chłopak nawet nie zareagował, kiedy wspomniano jego imię.

– Nie sądzę, by był chętny – przyznaję cicho.

– A ja nie przypominam sobie by Alarick był bardziej uprzywilejowany od ciebie. Nie uważasz, że to jest niesprawiedliwe? Że musisz pracować za was dwoje, chociaż możesz zrzucić wszystko na jego barki, samemu wylęgując się na kanapie? – spojrzałem na Alaricka, który dopiero teraz zainteresował się naszą rozmową.

– Ale... – próbuje znaleźć jakiś sensowny argument, byleby białowłosy przestał tak mówić o młodzieńcu, ale nie mogłem wymyślić nic.

– Nie interesuje mnie to. Nie zamierzam tolerować w nieskończoność lenistwa – oznajmia chłodno. Po chwili wychodzi z saloniku, a my zostajemy we dwoje. Podchodzę do szatyna i obejmuję go.

– Nie lubię go – stwierdza – Ciebie traktuje dobrze, a mnie – kręci głową. Czochram go po włosach.

– Cóż... Ma trochę racji – chcąc nie chcąc muszę zgodzić się z wampirem. W momencie, kiedy Silvan zadecydował się przyjąć go pod swoje skrzydła, Alarick, stracił swoje wszelkie przywileje, tym samym znajdując się na dole niewolniczej hierarchii.

Wilkołak spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Posłuchaj, mi też nie było łatwo zaakceptować nowe środowisko, ale... Proszę, powiedz mi, czego tak naprawdę oczekujesz?

– Że będzie po staremu, mój były pan nigdy nie kazał mi sprzątać – fuczy w odpowiedzi. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że Silvan tak naprawdę nie odszedł i cały czas nas podsłuchiwał. Zorientowałem się, kiedy dopiero wpadł do saloniku i z furią wymalowaną na twarzy, spoglądał na Alaricka.

– I w każdej chwili możesz tam wrócić! – warknął – Będziesz mógł się kurwić do woli, bo tego ci brakuje, prawda?! – zaśmiał się gorzko – Na Bogów co ja sobie myślałem? Że przygarnę jedną z kurew, a ten będzie mi wdzięczny, że pokazałem mu inne życie? Życie, które nie będzie polegało na byciu wiecznie chętnym zwierzątkiem dla swojego pana. Myślisz, że jesteś lepszy, bo Malgerius chętnie cię pieprzył to mam dla ciebie przykrą wiadomość, w końcu byś mu się znudził, znalazłby sobie nową zabaweczkę, a ciebie pewnie by oddał i musiałbyś robić dokładnie to samo, co teraz oczekuję od ciebie, tylko twój nowy pan nie byłby dla ciebie litościwy jak ja... – zacisnął zęby i czekał na reakcję wilczka.

– Nie prawda, nie zrobiłby coś takiego! – krzyknął, Silvan tylko na to czekał, podszedł do chłopaka i uderzył go w policzek. Pisnąłem zaskoczony, bo nie przypominam sobie, by wampir zachowywał się tak agresywnie. Owszem raz był wściekły i myślałem, że mnie zabije, ale... Od tamtej pory nie widziałem, żeby w złości chciał mnie uderzyć.

Twilight of Magic //BLWhere stories live. Discover now