|-|1|-|

4 0 0
                                    

AZREL

Wszystko gniło, kwiaty, jedzenie, nawet jego ulubiona dietetyczna herbata. Gniło tak samo jak jego nerka. Siedział właśnie na brzydko zielonej kozetce i głucho wpatrywał się w szybko poruszające się usta jego lekarza. Chciał wstać ale zachwiał się lekko i opadł z powrotem,  po chwili udało mu się jednak przejść na szpitalny wózek. 

- Akrylo. Chce abyś porozmawiała z bratem. Musi zrozumieć, że prowadzi do swojej autodestrukcji. - zwrócił się do mojej młodszej siostry otyły mężczyzna w średnim wieku. Miał może z 40 lat, ale już dawno  pawie całkowicie wyłysiał co trochę go postarzało. Był niski i przy kości przez co wyglądał jak piłeczka kauczukowa. Od dawna musiał nosić okulary bo te wyglądały jakby już dawno powinny odejść na drugi świat, ale najwyraźniej pensja zwykłego lekarza w tak małym mieście jak Iława, była za mała aby co 20 lat swobodnie wymieniać okulary. Ale mimo wszystko wydawał się zadbany i świeży a jego kitel zdawał się całkowicie nowy mimo że na pewno nie był. Wyglądał poważnie jeśli porównać by go do Akryli, ona była jego prawie ze przeciwieństwem, bujne włosy, wysoka zdrowo szczupła brunetka, która  przez specyficzny styl ubierania i bycia, wyglądała jakby pomyliła drogę do szpitala za tą do cyrku. Oboje jednak byli ciężko na ziemi, co innego niż Azrel, który właśnie dowiedział się że zagłodził się i wypalił tyle papierosów że doprowadził się do poziomu gdzie jego kabelki w środku wysiadają, wstają i mówią "nie dzięki, mam dość". Był jak duch, blady, kruchy blondyn z szarymi oczami. Ktoś mógłby powiedzieć że robi jakiś cosplay ducha z gry wideo. 

Do gabinet weszła niska kobieta z kanapką z jajkiem w ręku. Matka uklękła przed synem i pogłaskała jego kolano, po czym weszła w nudną i niedocierającą do niego rozmowę z lekarzem o imieniu Radek. Śmiesznie, zwykle nie zastanawiał się czy komuś z tak pospolitym imieniem jest komfortowo w towarzystwie Akryli, Azrela i Lucjany, wątpił w to, nudni ludzie nie czują się dobrze w płonącym cyrku. Zamknął oczy i zaczął powoli odpływać, żeby nie musieć już tkwić w tym okropnym żółto-zielonym pomieszczeniu.

Po obudzeniu z zawodem stwierdził, że nie jest w swoim pokoju a kolejnym gabinecie, tylko że ten nie wyglądał jak mieszanka wymiocin, a bardziej jak jedna wielka minimalistyczna biel, co nie było lepsze bo od tej całej bieli dostał porządnych zawrotów głowy. Nie wiedział nawet gdzie jest, która godzina i gdzie są wszystkie jego rzeczy do jasnej cholery, teraz zrobiło mu się już słabo. Do pokoju weszła  pielęgniarka i od razu uśmiechnęła się do niego. Młoda Azjatka wepchnęła do środka wózek z specjalnie dobranymi porcjami ohydnej kolacji.

- gdzie jestem? która godzina? i gdzie jest mój telefon? - bombardował pytaniami kobietę, której uśmiech  od razu spłynął z twarzy a zastąpił go grymas pełen zawodu. 

- zaraz przyjdzie do pana lekarz, proszę zjeść, bo potem musimy jechać na badania. - "musimy"? niech spierdala, nie ma żadnego my, bo to on musi jechać na ohydne badania, to jem do gardła wsadzą okropną rurkę. Podczas gdy ona będzie jadła swoją kolacje w zaciszu pokoju pielęgniarskiego. Ona jakby mogła czytać w myślach, z promieniowała go zimnym prawie że ostrzegawczym wzrokiem i po chwili przybrała swój wcześniejszy wyraz twarzy, który teraz wydawał się bardziej sztuczny. Nie zauważył nawet kiedy wyszła. Nie długo musiał czekać aż weszło o dziwo aż 3 lekarzy. Jeden z nich podniósł go pewnie i usadził na mało wygodnym wózku. Na korytarzu czekali na niego matka, siostra i najlepszy kumpel z nieznaną m zapłakaną dziewczyną. Zniknęli za ciężkimi drzwiami i po chwili wstrzyknięte zostało mu znieczulenie.

krzykWhere stories live. Discover now