Nisa
Nie miałam siły wstać z łóżka. Łzy już dawno wyschły, ale rozpacz została. Zdałam sobie sprawę, że nie jestem taka ja inni. Loki od początku to wiedział traktując mnie jak zwykłego śmiecia.
***
Wpatrywałam się w sufit bez celu. Ktoś chyba był w pokoju. Normalnie bym jakoś zareagowała, ale nie teraz. Było mi wszytko jedno.- A ty co Paskudo nic nie robisz?
Zerknęłam na niego kątem oka. Zielona marynarka i czarne materiałowe spodnie wyglądały na nim zadziwiająco dobrze.
- Co tak leżysz jakbyś zdała sobie sprawę o swojej nędznej egzystencji?
- Bo tak się stało.
Odpowiedziałam w powietrze wciąż patrząc się w nieokreślony punkt. Bożek najwyraźniej nie potraktował moich słów poważnie i pociągnął mnie za rękaw przez co teraz leżałam plackiem na ziemi.
Stanął nademną i spojrzał mi prosto w oczy. Nie broniłam się przed tym. Ta część mózgu odpowiadająca za strach przepadła.
- Co oni ci zrobili?!
Miał taki... zmartwiony ton głosu. Czekaj co?
Wzrok powędrował mu do mojego ramienia. Krew nadal sączyła się z opartunku, który powinno się już dawno zmienić. Przez to wszystkie już zapomniałam o bólu, który towarzyszył mi przez ten czas.
- Wy serio jesteście tacy głupi?
Dotknął rany na co synkęłam, ale się nie ruszyłam.
- Moją zabawką nie potrafią nawet się zająć. A niby tacy mądrzy.
Już chciał mnie dotknąć, ale zatrzymał się w połowie ruchu.
- Co wy kombinujecie? Przecież nie zostawiliby cię tu samą.
Oddalił się nieco i zmierzył mnie hańbiąco wzrokiem.
- Nic. Jeśli już skończyłeś idź. Chcę zostać sama.
Wstałam nie zwracając na niego uwagi. Wyraźnie mu się to nie spodobało bo złapał mnie za rękę i przyciągnął bliżej siebie.
- Jeszcze nie skończyłem.
Zamknęłam oczy czekając na jego ruch. Mięśnie mi zaczęły się trząść. One też wiedziały co się za chwilę stanie.
- Nie ruszaj się bo ci więcej nie pomogę.
Otworzyłam oczy. Na podłodze leżał zakrwawiony bandaż. Co on chce mi zrobić?!
- A jednak nie sprzedał mi byle czego. Dziwię się czemu jeszcze się nie wykrwawiłaś?
Wyciągnął z kieszeniach fiolkę z fioletową substancją. Wylał mi ją na rozcięciem. Zapiekło jakby przykładaliśmy rozgrzany metal do mokrej skóry. Drgnęłam.
- Już po wszystkim. Widzisz, jak jesteś grzeczna to i mniej boli.
Nie wiem czy mi się wydawało czy on się uśmiechnął. Wyprostował się zerkając na mnie z góry.
- Czyli to ty tam wtedy byłaś? Pamiętaj, że Boga kłamstw nie oszukasz.
- Tak...
- Tak też myślałem. Kamień dobrze mnie poprowadził. Tylko zwierzyna się chowała.
Ujął mój podbródek w dwa palce dokładnie mi się przyglądając.
- A wydawałaś się taka waleczna... Miałaś mnie na tacy, a spódłowałaś. Oj jaka szkoda.
Ścisnął mój nadgarstek, który trzymał. Zrobiło mi się słabo. Świat zawirował mi przed oczami. Niemal upadłam. Nie mogę pokazać, że jestem słaba. Nie przed nim.
- Przede mną nie ukryjesz tego.
Uwolnił moją rękę. Popchnął mnie na miękki materac siadając obok.
- Mam sam z ciebie to wyczytać czy sama mi to powiesz?
- Rób co chcesz, ja mam dość.
Odchyliłam głowę do tyłu wzdychając.
- Ej tak się nie robi. Ja ci pomagam, a ty jak gdyby nigdy nic mnie ignarujesz. Nawet ja nie jestem takim chamem.
- Już Ci mówiłam, że chce zostać sama. Mam dość dzisiejszego dnia i ludzi. Świat mi się rozsypał. Jakbyś się czuł gdybyś się dowiedział, że tak naprawdę jesteś czyjąś fantazją, zrobioną ze zlepek jakiegoś gówna i nikt na ciebie nie czeka?
![](https://img.wattpad.com/cover/295924098-288-k841185.jpg)
YOU ARE READING
Ocalona
FanfictionPorwanie to coś strasznego, ale jeśli dodamy do tego Hydrę to zmienia się to w koszmar. W głowie tylko poczucie beznadzji i chęć ucieczki. Kiedy nadejdzie pomoc i czy okaże się najlepszym rozwiązaniem? W OPOWIEŚCI MOGĄ POJAWIĆ SIĘ BŁĘDY LUB PRZEKSZT...