Brat II

279 19 0
                                    

1918 rok, Stany Zjednoczone: Chicago

- Carlisle..? Kto to jest? - spytałam nieco oszołomiona, widząc umierającego chłopaka w jego rękach.

- To Edward.. - rzucił szybko kładąc chłopaka na łóżku, z którego wstałam nieumarła jakieś 100 lat temu - Jego matka prosiła, żebym go uratował, zanim sama umarła.. - dodał i złapał mnie za ramiona - Nie wchodź tu przez jakiś czas, będzie dużo krwi - powiedział troskliwie i pocałował mnie w czoło..

- C-czy on będzie... Moim bratem? - spytałam smutno, a Carlisle przytaknął.

- Ale nie martw się.. Zawsze będziesz wyjątkowa - pacnął mnie w nos jak małe dziecko, a ja uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. Zaraz po tym dotarła do mnie mocna woń krwi i okropne krzyki.

Ja też tak bardzo cierpiałam przed odrodzeniem..?

Zastanowiłam się, jednak po chwili stwierdziłam, że jednak mało mnie to obchodzi. Godzinę później Carlisle wyszedł z tamtego pokoju, mimo, że krzyki nie ucichły i usiadł obok mnie.

- Nie będzie miał Ci tego za złe.. - poklepałam go po ramieniu.

- Nie możesz tego wiedzieć, tylko ty masz tak gładkie podejście do życia i śmierci.. - popatrzył na mnie nieco rozbawiony, jednak nadal stroskany.

- Ja po prostu nie chcę mieć nic wspólnego z moim poprzednim życiem, a, że nikt z nich już nie żyje, to ja muszę żyć wiecznie - uśmiechnęłam się jakby to była najprostsza rzecz na świecie, jednak oboje wiedzieliśmy, jak głęboko zakopałam rany i blizny pozostawione mi przez rodziców.

- Muszę iść, żeby mieć krew jak się obudzi - powiedział i już miał się podnieść.

- Ja pójdę - rzuciłam, wiedziałam, że woli zostać przy chłopaku - jeśli wpadnie w szał może być ode mnie silniejszy.. - powiedziałam jakby mnie to nie obchodziło. Carlisle uśmiechnął się, ale nic nie powiedział, a ja także z nikłym uśmiechem opuściłam nasz kolejny nowy dom.

Udałam się do najbliższego lasu, unikając ludzi i innych nieumarłych. Był wieczór, więc nie było to trudne, a dieta wykluczała spotkanie innych jak my. Zapolowałam na dwie sarny i postanowiłam ogarnąć nowemu także krew jelenia. Według mnie była bardziej sycąca, co dobrze zrobi nowonarodzonemu. Nie spieszyłam się z powrotem, w końcu moja przemiana trwała kilka dni, a Carlisle wspominał, że jego także.

W końcu dotarłam do domu. Krzyki Edwarda wcale nie ucichły, musiał być tym wykończony. Wstawiłam zapasy do lodówki i przysiadłam obok Carlisle.

- Obawiam się, że się nie dogadamy.. - mruknęłam cicho.

- Postarajcie się dobrze? - przytaknęłam mimo, że moje obawy były potwierdzone nawet dwoma życiami. Po prostu nie potrafiłam żyć z ludźmi.

Czas nieokreślony,
Stany Zjednoczone: Chicago

Kiedy przemiana Edwarda zakończyła się, w domu zapanował chaos i kłótnie. 3 lata po zyskaniu brata zyskałam również matkę. Carlise i Esme naprawdę się kochali, Edward idealnie do nich pasował, a ja? Byłam 100 letnią 18 latką. Nie chciałam zostawiać Carlisle'a jednak wiedziałam, że nasze kłótnie tylko go ranią.

1923 rok, Stany Zjednoczone: Chicago

- Nie zmienisz zdania? - spytał Carlisle, patrząc na mnie smutnymi oczami.

- Wiem, że tak będzie lepiej. - wiedział o co mi chodzi - Spędziłam z Tobą całe 103 lata, dam sobie radę - dodałam z uśmiechem.

Zmierzch - Zapach KrwiWhere stories live. Discover now